„Bezsenność w czasie
karnawału” – Janusz Głowacki
Starość się Panu Bogu nie udała. Z
powodów różnych bardzo, ale tu zwracam uwagę na jeden: wraz z upływem czasu coraz
częściej pojawiające się stwierdzenie „już nie”. Umierają jakby częściej
ulubieni i podziwiani autorzy, reżyserzy, aktorzy, fotografowie, więc nie
będzie więcej ich filmów, książek, zdjęć… już nie. Tym niemniej wolny jestem,
jak sądzę, od taniego sentymentalizmu dzieł (słów) ostatnich. Książka nie staje
się lepsza przez to tylko, że okazała się ostatnia. Odporność na takie właśnie
rozczulanie się pokazałem chyba wystarczająco dosadnie w krytycznej opinii
„Ostatniego wykładu” Randy’ego Pauscha i Jeffreya Zaslowa. Stwierdzenie „już
nie” (jakże ja go nienawidzę!) oznacza tyle i tylko tyle: Janusz Głowacki nie
żyje, nic więcej już nie napisze – a szkoda. Szkoda, bo z grona współczesnych
pisarzy polskich warsztat miał najlepszy. Później długo nic i Mika Dunin oraz
Jerzy Seipp. W przypadku Głowackiego nie interesowały mnie, albo w stopniu
niewielkim, jego przekonania, wierzenia i poglądy. Nie wchodziłem z nim w
polemikę, nie szukałem podobieństw. Podobnie było z jego życiem, wydarzeniami,
sytuacjami. Ważne było to i tylko to, jak o nich pisał. A pisał fantastycznie,
znakomicie!
O tym, że książka „Bezsenność w czasie
karnawału” zbudowana jest na wzór i podobieństwo „Z głowy”, wydaje się
oczywiste, choć niekoniecznie sam autor taki ostateczny kształt jej nadał. Nie
ma to dla mnie znaczenia – liczą się bowiem teksty i ich wymowa, klimat,
nastrój. Kolejność i zakończenie wydają mi się mniej ważne.
Ja te notatki robiłem w
różnych miejscach. W Warszawie też. Ale i w Nowym Jorku, Miami, Los Angeles,
Moskwie, Stambule, Kijowie, Charkowie. W knajpach, hotelach, na lotniskach,
kiedy w nocy zmieniałem samolot, a także w burdelach w Tajpej…*.
Podczas lektury pierwszych
kilkudziesięciu stron „Bezsenności” coś dobijało się do mojej pamięci, coś chodziło mi po
głowie. I w końcu znalazłem:
Bo czymże jest pisarstwo i
co to znaczy być pisarzem? Po latach wydaje mi się, że chodzi po prostu o
obecność w rzeczywistości i własnym życiu, obecność całym sercem, umysłem i
duszą, i nieustanne poszukiwanie w nich wciąż nowych sposobów, technik i metod
na zrozumienie, doświadczenie, pokazanie tego, co – tylko pozornie – wydaje się
oczywiste, zwyczajne, może nawet powszednie i banalne. Chodzi również o to, aby
być uważnym, bo w rzeczywistości, także w życiu, nic chyba nie jest oczywiste,
niewiele – zwyczajne, a jeszcze mniej – powszednie czy banalne.
[…]
Musiał jeszcze minąć jakiś
czas, zanim przyjaciel, któremu pokazałem swój kolejny tekst, po przeczytaniu
go zawołał zdumiony: »Tobie zdarzają się rzeczy kuriozalne!«. Mogłem się tylko
uśmiechnąć. Wiem, że opisane zdarzenie było zupełnie zwyczajnym elementem
codzienności, ale teraz i ja najwyraźniej potrafiłem tworzyć wizje
rzeczywistości z materii słów**.
O ile jednak autorowi „Przebudzenia”
zdarzało się czasem, rzadko dosyć, to Głowacki robił to automatycznie i
odruchowo. Ptaki na parapecie biją się o okruchy? I co w tym ciekawego? Niby
nic, ale Janusz Głowacki z każdego wydarzenia, okoliczności, sytuacji,
obserwacji, potrafił zrobić COŚ i cynicznie, złośliwie, kpiąco, to skomentować,
opisać.
„Bezsenność w czasie karnawału” to tytuł
jednego z tekstów w książce, a jest ich w niej bardzo wiele, na tematy przeróżne
(współczesna Polska, wspomnienia amerykańskie, kariera itd.). Nocne błądzenie
po mieście w czasie karnawału, wspomnienia i bieżące przeżycia, obserwacje,
przemyślenia, wnioski, obrachunki osobiste starego człowieka, wydają się
motywem przewodnim całości.
…zastanawiam się, czy jak
człowiek długo pożył i się napatrzył, to się ma jeszcze prawo uważać za
przyzwoitego czy już niekoniecznie. Przecież nawet świnia by się wyrzygała***.
Z Głowackim nie trzeba się zgadzać – to
dzieło sztuki i albo się podoba, albo nie. Jaki sens miałoby upieranie się, że
nie zgadzam się z Picassem, Szymanowskim, Rodinem?
Na zakończenie, w „Epilogu”, o ojcu
opowiada Zuza Głowacka (naprawdę – Zuza, tak jest w książce, nie Zuzanna, ale
właśnie Zuza), starając się jakby ocieplić obraz Głowackiego, opowiadając o
jego szczególnym stosunku do zwierząt i lękach. Zdradza tam także, jak sam
Janusz Głowacki planował zakończenie „Bezsenności w czasie karnawału”, co jednak,
jak wiadomo, nie było mu dane.
--
* Janusz Głowacki,
„Bezsenność w czasie karnawału”, Wyd. W.A.B., 2018, s. 35.
** „Przebudzenie.
Droga do świadomego życia”, Druga Strona, 2014, s. 13-15.
*** Janusz
Głowacki, „Bezsenność w czasie karnawału”, Wyd. W.A.B., 2018, s. 7.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz