„Dziewczyna z wieży” –
Katherine Arden
Nie czytałem tomu
pierwszego cyklu i w związku z tym obawiałem się, czy nie będę miał kłopotów ze
zrozumieniem fabuły powieści, ale w trakcie lektury okazało się, że w akcję
wchodzi się gładko, bez problemów i wątpliwości, mogę więc zapewnić, że
nieznajomość wydarzeń wcześniejszych, nie stanowi jakiejś istotnej przeszkody. Choć
na pewno by się przydała. W każdym razie jakoś domyśliłem się, skąd się wzięły
np. gadające konie i jaką rolę wcześniej odegrał Morozko (Dziadek Mróz, Father
Frost, Морозко, tu akurat demon mrozu).
Do momentu powstania
fantasy pisarze powieści historycznych mieli pod górkę, bo zawsze znalazłby się
jakiś zły człowiek, który wytknąłby im ewentualne błędy – a to, stroje w tym
czasie były nie takie, a to broń w tamtych rejonach była nieco inna, a to
potrawy…, a to zwyczaje…, a to… Bez solidnej kwerendy, bardzo solidnej, nie
można było się obejść.
Później okazało się,
że jeśli na realiach historycznych autor aż tak bardzo się nie zna i zajmować
się nimi nie zamierza, to wystarczy dorzucić trochę magii, jakiegoś ducha lub
demona, czy innego Dziadka Mroza i już znawcy tematu mogli autorowi skoczyć –
to nie była już powieść historyczna, ale… fantasy. Albo fantastyczna baśń.
Dokładnie tak to było w przypadku cyklu „Opowieści rodu Otori” (http://lubimyczytac.pl/ksiazka/50183/siec-niebios/opinia/17514262#opinia17514262).
Coś podobnego zauważyłem, czytając „Dziewczynę z wieży” – niby to średniowieczna
Ruś, niby początki Księstwa Moskiewskiego, ale niezupełnie, bo detale nie
bardzo się zgadzają; na przynajmniej jeden z tych niepasujących do określonego
czasu elementów (terem, s. 26), zwracała
w książce uwagę tłumaczka. Ale ostatecznie to tylko moje luźne skojarzenie. Nie
takie motywy musiały kierować Katherine Arden. A poza tym… Czy taki manewr (w
razie czego), to jest wprowadzenie elementów fantastycznych do powieści
historycznej, jest czymś złym, nagannym? Nie, nie jest – może on jednak zarówno
powieści pomóc, jak i zaszkodzić, wszystko zależy od kunsztu autora i tłumacza.
W przypadku „Dziewczyny z wieży” wyraźnie pomógł. Bez elementów
magiczno-baśniowych byłaby to skromniutka historyjka o niewielkiej wartości i…
nie do końca wiadomo, o czym.
Główna bohaterka ma
na imię Wasia i jest to niewątpliwie zabieg celowy – to szczególne imię rosyjskie, którego zdrobnienie może
dotyczyć zarówno kobiety (Wiesielina, Wasylisa) jak i mężczyzny (Wasilij) – w
powieści musi ona często udawać chłopaka. A wiadomo, że kłamać jest nieładnie.
Natomiast zadźgać darowanym sztyletem od tyłu bandytę, pilnującego porwanych
dziewczynek, to już można bez wyrzutów sumienia.
Wasia ucieka z
rodzinnej wsi po śmierci ojca – ktoś taki nie mógł być tolerowany przez rosnące
w siłę i butę chrześcijaństwo – w Leśnej Ziemi zaczęto uważać ją za czarownicę;
w najlepszym przypadku trafiłaby do klasztoru, zamknięta tam siłą na resztę
życia. Na jej szczęście wioskowi uznali, że zginęła i nie szukali zbyt długo.
Wasilisa Pietrowna jest odważna,
tego nie można jej odmówić i zdeterminowana, ale wynika to raczej z braku
doświadczenia i realnej wiedzy o otaczającym świecie niż z rozsądnego męstwa.
Nic w tym dziwnego – jest dzieckiem, dorastającą dziewczyną w tym okresie
życia, w którym zmienia się w kobietę. Jej zwiedzanie świata skończyłoby się
zgonem po dwóch tygodniach, gdyby nie pomoc Morozki, który wyraźnie coś do niej
czuje. I nie on jeden... niestety.
W tym samym czasie okoliczne wsie nękane są przez tajemniczych bandytów – nie pozostawiają po sobie śladów,
porywają małe dziewczynki. Wydarzeń tych jest coraz więcej. Do Moskwy przybywa tajemniczy Kasjan Lutowicz, niezależny dotąd bojar, prosić o pomoc w walce z bandytami.
Książę Moskiewski, żeby nie zwariować z nudów i nie rozmyślać o wielkiej
polityce, wyrusza z drużyną, pokarać bandziorów. Towarzyszy im brat Wasi,
mnich-wojownik, przekonany dotąd, że siostra nie żyje.
Rodzeństwo oraz
reszta zbrojnych wybiera się ratować Moskwę przed zagrożeniem, z którego nikt
wcześniej nie zdawał sobie sprawy. Pewne specjalne talenty Wasi okażą się do
tego celu nieocenione, bo też i nie ze zwykłymi w tych czasach zagrożeniami
przyjdzie im się mierzyć.
Polityka i wojna to
jedno, ale sprawy osobiste, a zwłaszcza rodzinne Wasi, komplikują się coraz
bardziej, do czego z pełnym zaangażowaniem przyczynia się ksiądz Konstanty Nikonowicz.
Człowiek boży nie powinien się mścić, lecz… To nie zemsta, myślał
Konstanty. Walka ze złem to w oczach Boga dobro. Zresztą, jeśli słowa Kasjana
okażą się prawdą, Konstanty może rzeczywiście zostanie biskupem*.
Powieść zbudowana
jest na nastrojach, emocjach, wrażeniach, odczuciach. Tylko uważny czytelnik
(raczej czytelnik właśnie, a nie czytelniczka) zauważy brak konkretów, takich
elementów, które osadzają opowieść w określonym czasie i miejscu. Takich,
dzięki którym można sobie wyobrażać, a nie tylko odczuwać. Przykład. Więcej niż
połowa akcji dzieje się w lesie, na drogach, na zewnątrz w każdym razie, a las,
jak to las, każdy zna. Czasem jednak przenosimy się do wnętrza – chaty, domu
bojara, komnaty książęcej, sauny, więc teraz pytanie: jak te pomieszczenia są
umeblowane, co stanowi ich wyposażenie (poza piecem)? Podobnie jest zresztą z opisami
osób, postaci nie pierwszoplanowych – ogólny zarys, bardzo skromny, obejmujący
najbardziej dominującą cechę. To powiedziałbym jest powieści minusem. Plusem za
to to, że czyta się ją bardzo szybko, z zaciekawieniem, co też wydarzy się za
chwilę, na następnej stronie.
Polecam tym
wszystkim, którzy lubią bajki dla dorosłych i dorastających, ale uwaga – w tym
przypadku „dla dorosłych” nie oznacza scen lub treści erotycznych.
--
* Katherine Arden, „Dziewczyna z wieży”, wyd. Muza,
2019, przekład Katarzyna Bieńkowska, s. 443.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz