„Swatanie dla
początkujących” – Maddie Dawson
Blado-glutowata
okładka z obrazkami jak z bajek dla młodszych dzieci. Tytuł z kolei sugeruje
poradnik (do pewnego stopnia słusznie). Odnoszę wrażenie, że ostatnimi czasy niektórzy wydawcy nie wierzą już
w istnienie i działanie księgarń, w których potencjalny czytelnik sięga po
książkę, bo zaintryguje go tytuł lub/i okładka. Oczywiście ostatecznie sprzedać
da się wszystko, chodzi tylko o to, ile wysiłku i pieniędzy trzeba będzie
przeznaczyć na reklamę. Jeśli jednak tych dodatkowych środków nie ma zbyt
wiele, to zdarzyć się może, że umknie uwadze większości potencjalnych nabywców pozycja
naprawdę całkiem niezła – jak „Swatanie dla początkujących”, właśnie.
Oczywiście
problematyczne nieco okładki to nie tylko domena polskich wydawców, bo „A Piece
of Normal” tejże autorki (z pstrokatymi babeczkami) też chyba nie jest do końca
przemyślanym pomysłem.
W tym momencie ktoś
powinien zawołać, że to rzecz gustu, a o gustach się nie dyskutuje – zawsze
ktoś taki się znajdzie. Jest to oczywiście kompletna bzdura, co widać właściwie na co
dzień podczas pokazów mody, na wystawach obrazów, w trakcie dyskusji o
wzornictwie przemysłowym, urodzie pań, muzyce itd. itp., ale mnóstwo ludzi tak bardzo
boi się krytyki i oceny, tak bardzo jest niepewnych własnego gustu, że będą do upadłego wmawiać innym, ale przede
wszystkim sobie, że o gustach nie powinno się dyskutować.
Na pobożenarodzeniowej herbatce u
siostrzenicy, Wendy Spinnaker, głupiej, zadufanej w sobie pindy, po latach
trzymania się z dala od takich, pełnych obłudy
i sztuczności imprez rodzinnych, zjawia się stara, umierająca na raka ciotka Blix. Ma
świadomość, że następnego takiego spędu rodzinno-towarzyskiego już nie dożyje,
więc niech im będzie, starym bufonom, że to takie spotkanie pożegnalne, choć o
tym, że choruje, nie zamierza mówić nikomu.
Blix jest mocno zniesmaczona i znudzona przyjęciem do momentu, w którym
pojawia się Noah – syn siostrzenicy – ze swoją narzeczoną, Marnie MacGraw, przywiezioną z Florydy.
Blix Holliday w ułamku sekundy pojmuje, że z Marnie coś ją łączy i że – w
jakimś sensie – obie zjawiły się tutaj właśnie po to, żeby się spotkać.
Blix, podczas
rozmowy z Marnie, odkrywa u dziewczyny, raczej młodej kobiety, podobny dar – obie „widzą” pary dla
siebie przeznaczone i mają wrodzony talent do kojarzenia ich, do swatania. Blix
rozpoznaje też ludzi, którzy do siebie nie pasują…
„Zamykam oczy i
nagle czuję się wypompowana, zmęczona. Dociera do mnie coś, o czym wcześniej
nie wiedziałam, prawda bardziej natarczywa, niż wszystko, co czułam do tej
pory. Marnie MacGraw i Noah się nie pobiorą”*.
Pobrali się. Choć
Noah Spinnaker przed samym ślubem mocno starał się przekonać Marnie, że to nie ma sensu, że im się
nie uda, dziewczyna sterroryzowała go, zalała potokiem argumentów i przekonała.
Małżeństwo rozleciało się po dwóch tygodniach.
Tu pozwolę sobie na
pewien wtręt. Miałem pewne podejrzenia, więc popytałem znajome czytelniczki i
okazało się, że kobiety tego fragmentu zupełnie nie widzą albo bagatelizują tak
bardzo, że prawie jakby nie widziały. Którego? Ano, tego wyżej. Noah nie chciał
się żenić, rozmyślił się, zorientował, że się do tego nie nadaje, że sobie nie
poradzi, że to się nie uda. Miał zupełną rację! Małżeństwo się rozpadło.
Dlaczego? Bo Noah nie dorósł do poważnego związku, nie nadawał się do niego,
nie poradził sobie. Ups!
Jednym z argumentów,
które przedstawiła mu Marnie był ten, że jeśli im się nie uda, to się rozwiodą.
Więc się rozwiedli. Kto zawinił? Oczywiście nie Marnie, która parła do ślubu
mimo jego sprzeciwów i wątpliwości, nie – winnym jest Noah, palant i dupek, bo
sprawdziły się jego obawy, bo to on miał rację. Załóżmy jednak teoretycznie, że
Noah nie ugiął się presji Marnie i do ślubu nie doszło. Z czyjej winy? Ależ
tak, oczywiście znowu z winy Noaha! Stara zasada okazuje się prawdziwa i tu: w
związku albo mężczyzna nie ma racji, albo kobieta ma rację – trzeciej opcji nie
ma.
Podobnie jak stara Blix
jestem zwolennikiem teorii, „…że jeżeli wprowadzasz prawo do swoich prywatnych
relacji, to popełniasz błąd” (chodzi oczywiście o małżeństwo). Wydaje mi się
ona najciekawszą i najlepszą postacią tej książki – ma nawet kandydata na
partnera dla Marnie, ale to już sprawa dalsza. Szkoda, że tak szybko umiera, urządzając
sobie zresztą świetną stypę przedtem. Przed swoim niecodziennym odejściem
ciotka Blix zapisuje Marnie MacGraw dom
w Brooklynie oraz – w pewnym sensie – dziwną kolekcję przyjaciół i znajomych,
szukających szczęścia, miłości, związku, spełnienia.
Marnie ma prawie
trzydzieści lat, jej związek właśnie szlag trafił. Praca – była niezłą
przedszkolanką – też poszła się kichać. Życiowa katastrofa? Okazuje się, że to
dobry, korzystny (nie mylić z przyjemnym) moment, by rozstać się z naiwnymi
rojeniami i zacząć nowe życie. Całkowicie odmienne. Początkowo Marnie zupełnie
nie pali się do kontynuowania dzieła starej Blix, realizowania rozlicznych
Projektów Istot Ludzkich (Projekt Jessica, Projekt Patrick, Projekt…), zajmować
się swataniem, kojarzeniem par. Zaczyna jednak to robić i… Tu opowieść ta rozpoczyna
się jakby po raz drugi.
Ostatecznie ocena
dla kobiet: ciepła, optymistyczna, pogodna, romantyczna opowieść o uczuciach.
Dla mężczyzn: nieco naiwna, momentami mało zrozumiała, ale wartościowa w sumie
pozycja edukacyjna, bo pomoże im zrozumieć, z czym będą się musieli mierzyć na
co dzień, wiążąc się z jakąś panią. Nie, wcale nie żartuję, myślę, że ta
książka ma sporą wartość poradnikową dla młodych mężczyzn. Przydałoby im się
poznać, oswoić się (bo zrozumieć się nie da i chyba nawet nie ma takiej
potrzeby) ze sposobem myślenia i funkcjonowania kobiet, jeszcze zanim wejdą z
nimi w stały związek, zanim się ożenią.
Miło się czytało i
szkoda tylko, że w życiu zdarzają się poważniejsze, trudniejsze sprawy, niż
tylko znalezienie odpowiedniego partnera/partnerki…
„Dopóki nie
będziecie świadkami takiej chwili, nie dowiecie się ile miejsca macie w sercu.
Ile przestrzeni jest na tym świecie, która należy tylko do was. Wtedy
nabierzecie przekonania, że miłość zwycięży. Po prostu zwycięży”**.
Ale z drugiej
strony… może naprawdę nie ma nic ważniejszego od miłości?
--
* Maddie Dawson, „Swatanie dla początkujących”,
Wydawnictwo NieZwykłe, 2019, s. 23.
** Tamże, s. 389.
"Pytasz co w moim życiu z wszystkich rzeczy główną...
OdpowiedzUsuńPowiem ci: śmierć i miłość - obydwie zarówno."
Tyle poeta. A ja dorzucam książkę do listy lektur. Dzięki. Fajna recenzja! :)
Dziękuję. :-)
Usuń