Wczoraj, późnym wieczorem,
zacząłem czytać nową książkę. Już na początku znalazłem coś, co mnie
zaszokowało. Zwłaszcza, że to książka sensacyjna, o akcji polskiej Agencji
Wywiadu, której celem ma być odbicie z rąk talibów porwanego polskiego
biznesmena. To zdecydowanie nie jest poradnik dla młodych zakochanych. Ale
jednak, w tym właśnie momencie, w niewłaściwej książce, na takie oto stwierdzenie się natknąłem,
choć pewnie lepiej byłoby powiedzieć, że się z nim zderzyłem:
Wszystko wskazywało na to, że związek układa się po jej myśli. Jednak z
upływem czasu okazało się, że Robert właściwie niewiele odbiega od schematu i
jest podobny do swoich zapomnianych już poprzedników. Najgorsze jednak było w nim to, że miał w sobie za dużo miłości. Tego
Monika nie lubiła. Uważała, że potrzebuje tyle miłości, ile sama daje, więc
każde zachwianie tej proporcji uznawała za obciążenie dla związku. Na domiar
złego Robert ciągle zadawał pytania, wykazując, jak uważała, emocjonalną nadgorliwość.
Monika nie lubiła odpowiadać, bo czuła się wtedy śledzona. Jakby ktoś na siłę
próbował wejść do jej duszy, odebrać część intymności*.
Część kobiet, może nawet większość, jest (jak to pisze moja przyjaciółka na znakomitym blogu)...przynajmniej w jakiejś części babą z krwi i kości. Labilną, empatyczną do szpiku kości, naiwną i przeświadczoną
o własnej nieomylności (kto niby ma
wiedzieć lepiej niż ja?!) idiotką. I nie piszę tego dlatego, że w moim życiu
wydarzyło się właśnie jakieś nieszczęście. (Jeszcze.) Po prostu zauważyłam,
jakie mam tendencje, a to nie wróży dobrze. Wpierw upieram się przy swoim, a
później...**.
Tyle, że nie wszystkie kobiety są takie właśnie, a to powoduje określone konsekwencje dla dzieci płci
męskiej.
Na wychowanie
dzieci, także chłopców, znaczny wpływ mają matki. W naturalny sposób starają
się ich wychować na dobrych mężów (dla innych kobiet) i dobrych ojców, o czym
oczywiście pojęcia nie mają, ale to już inna sprawa. Nawet jeśli kobieta należy
do tej mniejszości i ma psychikę podobną do Moniki z cytatu, to i tak, na
wszelki wypadek, będzie się starała wychować syna dla kobiety o osobowości i
psychice typowej, bo założy, że to tylko z nią samą coś jest nie tak, a cała reszta
kobiet jest inna.
Dorosły facet często
nie ma pojęcia, czemu mu się związek sypie, skoro – zgodnie z instrukcjami mamy
– przynosi kwiatki, stale powtarza, że ją kocha, dopytuje o wszystko, żeby
okazać zainteresowanie itp.
Niektórzy mężczyźni
wtedy dopiero zaczynają rozstawać się ze swoimi (raczej mamy) przekonaniami.
Inni do weryfikacji przekonań nie będą zdolni nigdy. Bo… matka jest tylko
jedna, bo matka mnie kocha, bo matka chce dla mnie jak najlepiej, kto ma znać dobrze inne kobiety, jak nie matka.
Dorastanie jest
trudne. I często boli.
Najbardziej
ryzykownym z tysięcy, a może nawet milionów przedsięwzięć podejmowanych w życiu
jest dorastanie. Polega ono na zrobieniu kroku z dzieciństwa w dorosłość.
Prawdę mówiąc, przypomina raczej karkołomny skok niż krok, i wielu ludzi nie
może się nań zdecydować przez całe życie. Na pozór sprawiają wrażenie
dorosłych, a jednak pod względem psychologicznym większość „pełnoletnich” aż do
śmierci pozostaje dziećmi, które nigdy naprawdę nie wyzwoliły się spod władzy
rodziców***.
--
* Vincent Severski, „Zamęt”, Czarna owca, 2018, s. 10-11.
*** M. Scott Peck „Drogą mniej
uczęszczaną”, wyd. Medium, 1998, strona 111.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz