Dopiero przy drugim
czytaniu, po kilkuletniej przerwie, odkryłem, czemu ta książka tak mi się
podobała – w pewnym sensie była podobna do „Neuromancera” Williama Gibsona.
Jednak z perspektywy czasu zauważam, że Łukjanienko popełnił pewien błąd: chcąc
uwiarygodnić swoją opowieść zawarł w niej zbyt wiele detali typowych dla
tamtych czasów. Dziś komputer z procesorem z rodziny 386 albo wdzwaniany przez
telefon (modem) dostęp do internetu, to prehistoria.
Głównym bohaterem
jest młody Rosjanin Lonia (Leonid), nazywający też siebie w przestrzeni wirtualnej, Strzelcem.
Stary „doomer” – weteran gry „Doom” z lat dziewięćdziesiątych, strzelanki pierwszoosobowej, uznawanej za
pioniera gier FPS.
Dibienko odkrył,
wynalazł, napisał Deep-program, który początkowo miał pomagać w medytacji, ale
okazało się, że pozwala on zanurzyć się w świecie wirtualnym wszystkimi
zmysłami. W Głębi, bo tak nazwano tą przestrzeń, alternatywną rzeczywistość,
można grać, pracować, bawić się, żyć. Większość ludzi nie jest w stanie wyjść z
Głębi mocą własnej decyzji i dlatego komputery zaopatrywane są w specjalny
program, timer, który wymusza przerwanie połączenia z siecią, po określonym
czasie. Są jednak wyjątki – nurkowie, elita Głębi, ludzie, którym timery nie są
potrzebne, bo potrafią wyjść z komputerowej rzeczywistości, kiedy tylko zechcą.
Lonia dostaje
zlecenie od tajemniczego Człowieka Bez Twarzy – z gry o nazwie Labirynt Śmierci
ma wyciągnąć gracza, który utknął na 33 poziomie i samodzielnie nie może się
wydostać, nie wiadomo właściwie, dlaczego. A przynajmniej tak się początkowo wydaje.
Próby wyprowadzenia Nieudacznika z Labiryntu są okazją do prezentacji przekonań
autora na różne tematy, w tym na kwestie poważne, egzystencjalne.
Niezła powieść,
warta przeczytania, ale pod warunkiem, że będzie się z przymrużeniem oka czytać
o rozwiązaniach technicznych, które są z zupełnie innej epoki, czyli sprzed
około 20-30 lat.
Z czasem ukazała się
druga część przygód Loni – „Fałszywe lustra”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz