„Dziewczyny ocalałe” – Anna Herbich-Zychowicz
Anna Herbich-Zychowicz, dziennikarka, żona kontrowersyjnego publicysty historycznego, Piotra Zychowicza, pisze w zasadzie bardzo podobne książki. Okoliczności się w nich zmieniają, ale konstrukcja literacka, styl tytułu, grafika okładek (młoda, atrakcyjna kobieta ze współczesną fryzurą i makijażem), pozostają te same. „Dziewczyny z Powstania”, „Dziewczyny z Syberii”, „Dziewczyny z Solidarności”, „Dziewczyny z Wołynia”, „Dziewczyny Sprawiedliwe” i najnowsza „Dziewczyny ocalałe”.
W siedmiu historiach, z których składa się książka, jest podobieństw więcej. Cudowny, bezpieczny, pełen miłości dom przed wojną, a w nim najukochańsza mamusia. Prawie zawsze jakiś starszy brat z wybitnym talentem muzycznym lub sportowym. Szablon po prostu. Oczywiście po wybuchu wojny losy kobiet (kobiet, dziewcząt, panienek, a nie dziewczyn; „dziewczyny” zaczęły być w powszechnym użyciu od lat sześćdziesiątych, wcześniej tak mówiono tylko o służących lub pasających krowy, czy karmiących świnie) bywają już bardzo różne. Ale cóż… pani Herbich-Zychowicz nie jest historyczką i pewnie jest zbyt młoda, by to pamiętać/wiedzieć.
Czy historie Danuty, Krystyny, Zofii, Aleksandry, Agaty, Inki, Niusi (uratowanej wraz z rodziną przez Oscara Schindlera), są prawdziwe i wiarygodne? Zakładam, że tak. Czasem tylko wydają mi się nieco… podkoloryzowane. To chyba Aleksandra twierdzi, że swojego wczesnego dzieciństwa niestety nie pamięta, ale za to wybuch wojny to już jak najbardziej. No cóż… w chwili wybuchu wojny miała – 2 lata (słownie: dwa). Ups!
Bohaterki tych wspomnień nie twierdzą, że Polacy byli źli, ani że byli dobrzy. Zgodnie stwierdzają, że bywało różnie. Jedni pomagali, inni wykorzystywali (w tym seksualnie), wydawali Niemcom, szantażowali, mordowali. Dalekie jest to od polaryzacji poglądów, tak powszechnej obecnie i tak łatwej do przyjęcia przez proste umysły.
Ostatecznie jest to lektura warta uwagi, napisana lekko i przystępnie, mimo trudnej tematyki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz