piątek, 28 stycznia 2022

Tor lotu pocisku, przez masę...

 „Zmuś mnie” – Lee Child

W czasach, gdy marzyła mi się kariera pisarska, zwierzyłem się w rozmowie z pewnym znajomym pisarzem, że mam kilka pomysłów na fabuły książek. Podpowiedział mi wtedy, żebym z tych różnych pomysłów zrobił kolejne rozdziały jednej książki. Było to bardzo dawno temu. A przypomniało mi się podczas lektury „Zmuś mnie”, bo odnoszę wrażenie, że obecnie pisarstwo wygląda dokładnie odwrotnie. Masz pomysł na fabułę powieści? Zrób z niej trzydzieści książek! Tak właśnie widzę serię powieści z Jackiem Reacherem w roli głównej. Lee Child napisał właściwie jedną powieść, a z kolejnych rozdziałów zrobił oddzielne książki. Porównując to do teatru: zmieniają się dekoracje, zmieniają się statyści, ale w sumie to ta sama sztuka.
Taki proceder może mi się podobać lub nie, ale ważne jest coś innego – to jednak Lee Child, a nie jakaś królowa polskiego kryminału. Dlatego mam pewien drobny kłopot z oceną tej książki, bo tak ogólnie jest to powieść bardzo dobra, ale w przypadku tego akurat autora, to raczej z tych średnich. Może nawet odrobinę poniżej przeciętnej.

Jack Reacher, były żandarm, wędrując bez celu po USA, tknięty impulsem, wysiada z pociągu na malutkiej stacji w miasteczku Matczyny Spoczynek, bo spodobała mu się jego nazwa. Jack starał się znaleźć jakąś informację na temat genezy nazwy miasta, jakiś pomnik, tablicę pamiątkową, cokolwiek, i w tym celu obszedł je prawie całe, a to zwróciło uwagę lokalnych bardzo złych ludzi.
Reacher poznaję piękną Chang, byłą agentkę FBI, a obecnie prywatną detektyw, która w Matczynym Spoczynku szuka zaginionego partnera. Ostatecznie razem ruszają do walki ze złem.

We wstępie napisano, że Jack Reacher nie posiada żadnego dokumentu ze zdjęciem. Natomiast w treści znalazłem informację o jego paszporcie. W paszportach są zdjęcia od około 150 lat, więc… Wstęp jest widocznie bezrefleksyjnie kopiowany w kolejnych książkach, a to oznacza, że zaczyna się bylejakość. Szkoda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz