piątek, 23 maja 2025

Opowiadania o głupim Dunku

 „Rycerz Siedmiu Królestw” – George Martin

Miała to być prawdziwa gratka dla wszystkich miłośników George’a R.R. Martina i jego „Gry o tron”, ale nie bardzo wyszło. Owszem, parę nazwisk i miejscowości wydaje się znajome i tylko to, to, czyli gra na sentymentach czytelnika, może tu mieć jakieś znaczenie. Bo bez powiązań z „Pieśnią lodu i ognia” cały ten „Rycerz Siedmiu Królestw” jest umiarkowanie ciekawy.

Trzy powiązane ze sobą opowiadania, jak trzy rozdziały jakiejś powieści, o ser Duncanie Wysokim albo po prostu o Dunku Przygłupie, tępym jak buzdygan, jak wielokrotnie nazywał go stary rycerz Alrain, ale i Dunk sam o sobie często tak właśnie myślał, a także o jego giermku zwanym Jajo (w Westeros podobno jest to zdrobnienie od Aegon), początkowo łysym dziesięciolatku.

Dunk nie był aż takim tępakiem, jak mogłoby się to na pozór wydawać, a Jajo... Jajo szczotkował konia Dunka, ostrzył jego miecz i czyścił kolczugę z rdzy. Był najlepszym giermkiem i towarzyszem, jakiego ser Duncan mógłby sobie życzyć. Wędrowny rycerz uważał go niemalże za młodszego brata. Ale to nie było takie proste. Jajo mógł być, do czasu, giermkiem wędrownego rycerza, ale tak naprawdę to Aegon z rodu Targaryenów, czwarty i najmłodszy syn Maekara, księcia Summerhall, czwarty syn zmarłego króla Daerona Dobrego, Drugiego Tego Imienia, który zasiadał na Żelaznym Tronie przez dwadzieścia pięć lat, i zmarł podczas wiosennej zarazy.
Okoliczności w jakich Aegon/Jajo został giermkiem Dunka były tak nieprawdopodobne, że... musiałem sobie przypomnieć, że przecież cała „Pieśń lodu i ognia” George’a R.R. Martina, to fantasy, więc szukanie tu logiki lub zdrowego rozsądku, nie ma wielkiego sensu.

Z moim podejściem do Martina to w ogóle było śmiesznie. Przyjaciele skusili mnie na lekturę pierwszego tomu cyklu „Pieśń lodu i ognia”, twierdząc, że George Martin stworzył nowy, kompletny świat podobnie jak Frank Herbert w „Diunie”. To chyba niezupełnie tak jest, bo „Diuna” to zupełnie nowy świat, a „Pieśń lodu i ognia”, przy całkowicie różnej geografii, bardzo przypomina nasze średniowiecze. Ale to nie jest wadą. W każdym razie obie te książki (cykle) traktują o sztuce rządzenia ludźmi.

Po przeczytaniu tego pierwszego tomu i po głębokim namyśle zdecydowałem, że dalszych tomów czytać nie będę. Dlaczego? Odpowiedzią jest motto życiowe, jakie kiedyś wybrałem dla siebie: najpierw sprawy najważniejsze. Mój czas na tym najpiękniejszym ze światów jest z natury ograniczony, nie będę przecież żył wiecznie, a to oznacza, że nie na wszystko wystarczy mi czasu. Zdając sobie z tego sprawę, mając taką świadomość, muszę nauczyć się wybierać właśnie to, co jest dla mnie najważniejsze. Rzecz jasna, wcześniej powinienem swoje priorytety rozpoznać.
„Pieśń lodu i ognia”, cały cykl, to dobra powieść, może nawet bardzo dobra, ale ja nie mam tyle czasu na poznanie w sumie jednej historii. Aż tak dobra to ona jednak nie jest.

Jeśli chcesz rozbawić Pana Boga, to opowiedz mu o swoich planach – mawiają ludzie i często mają rację. Kiedy trafiłem na trzy tygodnie do szpitala rehabilitacyjnego, to i czas na „Pieśń lodu i ognia” się znalazł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz