„Rozgrzeszenie”
– Yrsa Sigurdardóttir
Zaraz, zaraz... czy się nie mylę? Ævar to dziecko policjanta, Höddi to ojciec Gudlaugur, Hördur, Haukur i Ósk się przyjaźnią, a Adalheidur jest ojcem Helgie? E, nie... chyba jednak zupełnie nie. Tym niemniej kocham te islandzkie imiona, po których nawet płci nie da się odróżnić. A Adalheidur to akurat nastoletnia dziewczynka, ofiara przemocy.
W każdej albo prawie każdej klasie w szkole jest uczeń lub uczennica, której inni nie lubią, znęcają się, poniżaj, szczują, nękają. Znaczna część tych działań odbywa się w internecie. Ich poziom jest tak zaawansowany i odrażający, że może to prowadzić do wybuchów agresji, zaburzeń psychicznych lub samobójstwa. Najwyraźniej także do zbrodni.
Zadziwienie pierwsze: rodzice, urzędy, instytucje, organizacje, w tym szkoły, wychowawcy, opiekunowie, policja itd. twierdzą, że kompletnie nic się z tym nie da zrobić. Ups!
Zadziwienie drugie: rzecz cała nie dzieje się w Sri Lance lub na Borneo, ale w Islandii, kraju znanym z wyjątkowo niskiej przestępczości i wyjątkowo opiekuńczego państwa. Ups!
Coś to wszystko mało się trzyma kupy.
Ginie dwoje dzieci, dwie dziewczynki – przed śmiercią sprawca kazał im powtarzać prośbę o wybaczenie. Choć widoczne to jest samego od początku i dla każdego czytelnika, szefowa działu kryminalno-dochodzeniowego policji, Erla, upiera się, że zbrodnie nie mają nic wspólnego ze szkolną przemocą. W pracy zawodowej Erla kieruje się emocjami, prywatnymi sympatiami i antypatiami, i wydaje się nie znosić swoich podwładnych, z tym, że jednych bardziej, a drugich odrobinę mniej. Policjanci, między sobą, też nie wykazują odrobiny zwykłej ludzkiej życzliwości. Sprawiają za to wrażenie niekompetentnych, niezaangażowanych urzędników, nienawidzących siebie nawzajem.
Zbrodnie zostały nagrane i udostępnione powszechnie przez Snapchata, to jest aplikację mobilną, służącą do dzielenia się zdjęciami i krótkimi filmami, które można oglądać przez dość ograniczony, krótki czas. Ze Snapchata korzystają głównie nastolatki i ludzie młodzi: 12-24 lata.
Wkrótce okazuje się, że jest jeszcze jedna ofiara, zaginął nastolatek, Egill.
Wszyscy znajomi Egilla na Snapchacie otrzymali identyczne wiadomości wysyłane w krótkich odstępach czasu. Kilka wersji tej samej sceny: Egill błagał o wybaczenie za bliżej nieokreślone przewiny. Jak wcześniej Stella. Dotychczas jednak policja nie znalazła żadnych powiązań między dwojgiem nastolatków: urodzili się w różnych latach, mieszkali w innych częściach miasta, nie byli spokrewnieni, nie obserwowali się nawzajem w mediach społecznościowych ani nigdy się nie spotkali osobiście. Mimo to Egill niesamowicie przypominał Stellę. Obydwoje byli równie zapłakani, zasmarkani i przerażeni, obydwoje wyglądali znacznie młodziej, gdy szok i dezorientacja sprawiły, że ich twarze straciły pierwsze rysy dorosłości, zamieniając się w buzie dzieci, którymi przecież jeszcze do niedawna byli*.
Sprawę prowadzi policjant Huldar oraz psycholożka dziecięca pomagająca policji, Freyja Styrmisdóttir, którą też przed laty nękano w szkole.
Powieść, powiedziałbym, dość przeciętna, z dziwacznymi przerysowaniami, będąca też dowodem na to, że nie wszystko, co skandynawskie, musi być dobre.
---
* Yrsa Sigurdardóttir, „Rozgrzeszenie”, przekład Paweł Cichawa, Sonia Draga, 2020.