Postacie literackie i filmowe
Jeżeli najpierw widziałem film, a dopiero później czytałem książkę, na podstawie której powstał scenariusz, moja wyobraźnia nie pracuje, nie tworzy już nowego wizerunku bohatera, korzysta z gotowej postaci – aktora, który w rolę się wcielił. Przy takiej kolejności nie zdarza mi się, żeby bohater książkowy nie pasował do swojej filmowej wersji. Przynajmniej nie przypominam sobie takiej sytuacji.
Don Vito Corleone to oczywiście Marlon Brando, Karol Borowiecki to Daniel Olbrychski, Winnetou to Pierre Brice itd.
Zupełnie inaczej wygląda to, kiedy najpierw czytam książkę, a film oglądam po jakimś czasie. Tu dość często aktor, jego wygląd, ubiór, sposób poruszania się, nie zgadzają mi się z wizerunkiem postaci, którą stworzyłem w wyobraźni podczas lektury. Na przykład większość postaci z „Diuny” Franka Herberta, w swojej filmowej wersji, rażąco odbiega od moich wyobrażeń.
Podobno teraz właśnie telewizja emituje filmy zrobione na podstawie powieści kryminalnych Henninga Mankella, ale ja nie mam i nie oglądam TV i zupełnie nie pociąga mnie sprawdzanie, na przykład u znajomych, jak Wallander prezentuje się na ekranie.
Jaki jest (mój) Kurt Wallander? Czy może być na przykład niziutkim, łysym grubaskiem? No, przecież wiadomo, że absolutnie nie! Wprawdzie w książkach mowa jest czasem o jego zmartwieniu związanym z niewielką nadwagą, ale ja tego nie przyjmuję do wiadomości. Wallander nie jest może wielkoludem, ale te swoje 182 centymetry wzrostu jednak ma. Poza tym jest raczej szczupły, choć nie chudy, i nieco przygarbiony. Ma dłuższe włosy niż wymaga tego aktualna moda, często w lekkim nieładzie.
Na okładce jednej z książek napisano, że chodzi w wiecznie pomiętym ubraniu. Tego szczegółu w treści jakoś sobie nie przypominam, a i do moich wyobrażeń pasuje co najwyżej częściowo: komisarz nie ubiera się na co dzień w elegancki garnitur i krawat – zwykle jednak nosi marynarkę (marengo w odcieniach brązu) ze skórzanymi łatami na łokciach.
Bardzo mi przypomina typową postać takiego nieco roztargnionego profesora, naukowca, wykładowcy. Znakomity w swojej dziedzinie, w życiu codziennym jest trochę niezaradny i niezorganizowany. Zapomina, gdzie położył jakieś dokumenty, zostawia w szufladzie telefon, kiedy potrzeba oczywiście nie ma przy sobie notesu ani długopisu. Pomimo, że z żoną rozstał się już lata temu, uruchomienie pralki nadal nie jest dla niego sprawą prostą.
Poza tym życzliwy, choć nieco szorstki w obejściu, wzbudzający zaufanie, z wyraźnym niedostatkiem poczucia humoru i umiejętności całkowicie spontanicznych zachowań czy zabawy.
W jednej z powieści, w dość nieprzyjemny sposób, zaskoczył mnie pewien detal: Wallander, uczciwy aż do znudzenia, bez wahania częstuje się wiktuałami podejrzanego lub świadka podczas jego nieobecności w domu. To jakoś mi do niego nie pasuje…
Don Vito Corleone to oczywiście Marlon Brando, Karol Borowiecki to Daniel Olbrychski, Winnetou to Pierre Brice itd.
Zupełnie inaczej wygląda to, kiedy najpierw czytam książkę, a film oglądam po jakimś czasie. Tu dość często aktor, jego wygląd, ubiór, sposób poruszania się, nie zgadzają mi się z wizerunkiem postaci, którą stworzyłem w wyobraźni podczas lektury. Na przykład większość postaci z „Diuny” Franka Herberta, w swojej filmowej wersji, rażąco odbiega od moich wyobrażeń.
Podobno teraz właśnie telewizja emituje filmy zrobione na podstawie powieści kryminalnych Henninga Mankella, ale ja nie mam i nie oglądam TV i zupełnie nie pociąga mnie sprawdzanie, na przykład u znajomych, jak Wallander prezentuje się na ekranie.
Jaki jest (mój) Kurt Wallander? Czy może być na przykład niziutkim, łysym grubaskiem? No, przecież wiadomo, że absolutnie nie! Wprawdzie w książkach mowa jest czasem o jego zmartwieniu związanym z niewielką nadwagą, ale ja tego nie przyjmuję do wiadomości. Wallander nie jest może wielkoludem, ale te swoje 182 centymetry wzrostu jednak ma. Poza tym jest raczej szczupły, choć nie chudy, i nieco przygarbiony. Ma dłuższe włosy niż wymaga tego aktualna moda, często w lekkim nieładzie.
Na okładce jednej z książek napisano, że chodzi w wiecznie pomiętym ubraniu. Tego szczegółu w treści jakoś sobie nie przypominam, a i do moich wyobrażeń pasuje co najwyżej częściowo: komisarz nie ubiera się na co dzień w elegancki garnitur i krawat – zwykle jednak nosi marynarkę (marengo w odcieniach brązu) ze skórzanymi łatami na łokciach.
Bardzo mi przypomina typową postać takiego nieco roztargnionego profesora, naukowca, wykładowcy. Znakomity w swojej dziedzinie, w życiu codziennym jest trochę niezaradny i niezorganizowany. Zapomina, gdzie położył jakieś dokumenty, zostawia w szufladzie telefon, kiedy potrzeba oczywiście nie ma przy sobie notesu ani długopisu. Pomimo, że z żoną rozstał się już lata temu, uruchomienie pralki nadal nie jest dla niego sprawą prostą.
Poza tym życzliwy, choć nieco szorstki w obejściu, wzbudzający zaufanie, z wyraźnym niedostatkiem poczucia humoru i umiejętności całkowicie spontanicznych zachowań czy zabawy.
W jednej z powieści, w dość nieprzyjemny sposób, zaskoczył mnie pewien detal: Wallander, uczciwy aż do znudzenia, bez wahania częstuje się wiktuałami podejrzanego lub świadka podczas jego nieobecności w domu. To jakoś mi do niego nie pasuje…