środa, 21 stycznia 2009

Komisarz Wallander

„Morderca bez twarzy” – Henning Mankell


Miejsce akcji: Ystad – niewielkie (około 25 tysięcy mieszkańców) miasto w południowej Szwecji w regionie Skåne – oraz jego okolice ze stolicą Skanii Malmö włącznie. Czas akcji: przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Zima, pogoda najczęściej paskudna. Główny bohater: komisarz policji Kurt Wallander, kierujący grupą dochodzeniową, który – jak to często w powieściach kryminalnych bywa – właśnie przeżywa trudne chwile. Tym razem chodzi o kryzys związany z wiekiem, tuszą i rozstaniem z żoną.

W malutkiej i spokojnej wiosce Lenarp w niezwykle brutalny sposób ktoś zamordował małżeństwo starych, emerytowanych rolników. Wydaje się, że ich zabójca, w trakcie popełniania zbrodni lub po niej, wyszedł z domu i w stajni nakarmił konia, którego staruszkowie zatrzymali sobie ze względów sentymentalnych.

W tym samym czasie w Szwecji narasta niezadowolenie wobec wyjątkowo liberalnej polityki państwa dotyczącej udzielania azylu rozmaitym uchodźcom. Potęgują się nastroje ksenofobiczne, powstają nacjonalistyczne organizacje.

Kiedy z komendy policji wycieka wiadomość, że być może z zabójstwem w Lenarp związani są jacyś obcokrajowcy, zaczynają się mnożyć akty agresji wobec zamieszkujących pobliski ośrodek przesiedleńczy uchodźców. Gdy strzałem z dubeltówki zamordowany zostaje obywatel Somalii, sytuacja nieomalże wymyka się spod kontroli. Rośnie presja wywierana na policję, atmosfera zagęszcza się od wzajemnych pretensji i oskarżeń.

Bardzo dobrze napisana powieść kryminalna – właśnie kryminalna, a nie sensacyjna i nie thriller (moim skromnym zdaniem). Powrót gatunku w znakomitym stylu. Jeśli się nie mylę, jest to pierwsza z długiego cyklu powieści Mankella z Wallanderem w roli głównej.