poniedziałek, 16 lutego 2009

Polska bezinteresowność

„Czterdzieści twardych” – Barbara Stanisławczyk


„Ta wojna zdemaskowała człowieka. Jakiegoś Polaka, jakiegoś Żyda, jakiegoś Niemca, Rosjanina, Ukraińca, Łotysza, Litwina… To nie narody były dobre albo podłe, bohaterskie lub tchórzliwe… tylko konkretni ludzie”.

No, pomyślałem sobie, nareszcie mam okazję poczytać na ten temat coś opartego na faktach i zdrowym rozsądku, a nie tylko, jak dotąd, wynikającego z ksenofobii, uprzedzeń lub braku realizmu. Rzecz jasna zdawałem sobie sprawę, że każdy wybór z natury i założenia jest subiektywny i zależy od przekonań i nastawienia wybierającego, ale zaczynało się dobrze, więc miałem nadzieję i sporo zapału.

Historie Polaków, Żydów i innych nacji prezentowane w zbiorku pochodzą z różnych źródeł, głównie z ŻIH, ale także rozmaitych pamiętników, artykułów prasowych i innych. Relacje uczestników zdarzeń poddane zostały pewnej obróbce czy redakcji, trudno bowiem zakładać, żeby bohaterowie pisali o sobie i swoich bliskich w trzeciej osobie liczby mnogiej. Zakładam, że korekt tych dokonała Barbara Stanisławczyk, jednak w tym momencie mniej mnie interesuje kto to zrobił, a bardziej zakres ingerencji redaktora w autentyczne opowieści.

W książce znalazło się kilkanaście relacji o tym, jak to w czasie wojny Polacy bezinteresownie i z narażeniem własnego życia ratowali Żydów przed śmiercią z rąk niemieckiego okupanta. Jednak, odmiennie niż w większości tego typu publikacji, historie w zbiorku zaprezentowane nie kończą się radością i uściskami w dniu wyzwolenia. Te opowieści mają ciąg dalszy, sięgający nawet kilkudziesięciu lat po wojnie. Chciałoby się powiedzieć, że niestety…

Wszystkie, albo prawie wszystkie, zawarte w zbiorze relacje zawierają też niezwykle ciekawy element dotyczący ogromnego rozczarowania, zawodu, a nawet żalu i urazy, ratujących Polaków wobec ratowanych Żydów, a dotyczących ich, to jest Żydów, postawy po wojnie.
Stanowisko Polaków można by podciągnąć pod pewien wzorzec: to my was bezinteresownie (sic!) uratowaliśmy, a teraz wy nie chcecie z tego Izraela nawet głupich dziesięciu tysięcy dolarów wysłać, kiedy wiadomo, że wszystkim tam znakomicie się powodzi.
Te dziesięć tysięcy autentycznie występuje w jednej z relacji.

Każda, albo prawie każda, historia kończy się pretensjami Polaków o to, że Żydzi nie wystąpili do Yad Vashem o przyznanie medalu Sprawiedliwego, albo zrobili to za późno, że w paczkach przysyłają niemodne rzeczy, albo, że nie przysyłają paczek, że zbyt rzadko piszą, albo w ogóle nie piszą i w ogóle, że nie chcą nieustanie i w oczekiwanej przez Polaków formie, okazywać swojej dozgonnej wdzięczności, którą przecież czuć mają, powinni i basta!


Lektura na pewno ciekawa, choć uświadomienie sobie, że my, Polacy, tak właśnie wyobrażamy sobie bezinteresowną pomoc jest smutne, krępujące i niebyt przyjemne…