„Koła terroru” – Sven Hassel
Sven Hassel, były żołnierz Wehrmachtu, opisuje codzienność w niemieckim karnym batalionie w czasie drugiej wojny światowej i zadania wykonywane przez taką jednostkę zarówno na głębokich tyłach (to jest w Niemczech), jak i na froncie wschodnim.
Książek o wojnie napisano na pewno co najmniej kilkanaście tysięcy. Żeby w tej tematyce zaistnieć, wybić się, autor musiał pisać w jakiś faktycznie wyjątkowy i specyficzny sposób.
Charakterystyczny styl Hassela, który przyniósł mu sławę, uznanie i pieniądze, polega na epatowaniu czytelnika opisami niezwykle realistycznymi i wyjątkowo brutalnymi. To nie Kirst czy Remarque, to po prostu… rzeźnia.
Oto zresztą drobna próbka i od razu zaznaczam, że nie są to bynajmniej momenty najbardziej poruszające i krwawe w tej książce. Te „cięższe” wywołują po prostu odruchy wymiotne i przerażenie.
„Panika stawała się coraz większa. Rodzice rzucali dzieci w ręce przechodzących obok obcych żołnierzy. Niektórzy z nich odrzucali je, inni usuwali się.
Malutki i Legionista siedzieli na pancerzu. Rzucono im na pancerz dziecko. Dziewczynkę, miała może dwa, trzy lata. Legionista nie zdążył jej złapać i dziecko wpadło pod gąsienicę. Potężny walec zmiażdżył ciałko. Matka widząc to oszalała i sama rzuciła się pod następny czołg. Gąsienice wgniotły ją w ziemię”.
„Przekleństwa, groźby, wycie i przerażające wołanie o pomoc przeplatały się z urywanymi seriami z karabinów. Tak brzmiała nocna muzyka we wsi Werbki.
Do jednej z chat, gdzie schroniło się pięćdziesięciu cywilnych uchodźców włamał się rosyjski sierżant z dziesięcioma żołnierzami. Mężczyzn i podrostków ustawili pod ścianą i rozstrzelali. Następnie zgwałcili wszystkie kobiety.
Grupa Rosjan zaskoczyła porucznika piechoty, starszego sierżanta i kilku urzędników wojskowych. Wszystkim kazano klęknąć na podłodze. Syberyjski kapral kolejno chwytał ich za włosy, odciągał im szyje do tyłu, a potem powoli i precyzyjnie podrzynał nożem gardła”.
Książka obejmuje prawdopodobnie okres kilkumiesięczny i sprowadza się głównie do relacji z działań kilkuosobowej grupy towarzyszy broni – nie sądzę, żeby można ich nazwać przyjaciółmi, a na pewno nie w normalnym znaczeniu tego słowa. Są to starzy żołnierze, weterani karnych kompanii, zaprawieni w bojach, potrafiący bez mrugnięcia okiem zatłuc przeciwnika saperką lub kolbą karabinu. Problem w tym, że ich przeciwnikiem może stać się każdy bez względu na wiek, płeć, narodowość, obywatelstwo, przekonania.
Porta, Malutki, Legionista, Pluto i inni, zabijają, a często po prostu bestialsko mordują, każdego, kto stanie im na drodze, znajdując w tym przemiłym zajęciu sporo radości, zabawy, uciechy i satysfakcji.
Książek o wojnie napisano na pewno co najmniej kilkanaście tysięcy. Żeby w tej tematyce zaistnieć, wybić się, autor musiał pisać w jakiś faktycznie wyjątkowy i specyficzny sposób.
Charakterystyczny styl Hassela, który przyniósł mu sławę, uznanie i pieniądze, polega na epatowaniu czytelnika opisami niezwykle realistycznymi i wyjątkowo brutalnymi. To nie Kirst czy Remarque, to po prostu… rzeźnia.
Oto zresztą drobna próbka i od razu zaznaczam, że nie są to bynajmniej momenty najbardziej poruszające i krwawe w tej książce. Te „cięższe” wywołują po prostu odruchy wymiotne i przerażenie.
„Panika stawała się coraz większa. Rodzice rzucali dzieci w ręce przechodzących obok obcych żołnierzy. Niektórzy z nich odrzucali je, inni usuwali się.
Malutki i Legionista siedzieli na pancerzu. Rzucono im na pancerz dziecko. Dziewczynkę, miała może dwa, trzy lata. Legionista nie zdążył jej złapać i dziecko wpadło pod gąsienicę. Potężny walec zmiażdżył ciałko. Matka widząc to oszalała i sama rzuciła się pod następny czołg. Gąsienice wgniotły ją w ziemię”.
„Przekleństwa, groźby, wycie i przerażające wołanie o pomoc przeplatały się z urywanymi seriami z karabinów. Tak brzmiała nocna muzyka we wsi Werbki.
Do jednej z chat, gdzie schroniło się pięćdziesięciu cywilnych uchodźców włamał się rosyjski sierżant z dziesięcioma żołnierzami. Mężczyzn i podrostków ustawili pod ścianą i rozstrzelali. Następnie zgwałcili wszystkie kobiety.
Grupa Rosjan zaskoczyła porucznika piechoty, starszego sierżanta i kilku urzędników wojskowych. Wszystkim kazano klęknąć na podłodze. Syberyjski kapral kolejno chwytał ich za włosy, odciągał im szyje do tyłu, a potem powoli i precyzyjnie podrzynał nożem gardła”.
Książka obejmuje prawdopodobnie okres kilkumiesięczny i sprowadza się głównie do relacji z działań kilkuosobowej grupy towarzyszy broni – nie sądzę, żeby można ich nazwać przyjaciółmi, a na pewno nie w normalnym znaczeniu tego słowa. Są to starzy żołnierze, weterani karnych kompanii, zaprawieni w bojach, potrafiący bez mrugnięcia okiem zatłuc przeciwnika saperką lub kolbą karabinu. Problem w tym, że ich przeciwnikiem może stać się każdy bez względu na wiek, płeć, narodowość, obywatelstwo, przekonania.
Porta, Malutki, Legionista, Pluto i inni, zabijają, a często po prostu bestialsko mordują, każdego, kto stanie im na drodze, znajdując w tym przemiłym zajęciu sporo radości, zabawy, uciechy i satysfakcji.