„Upadłe anioły” – Richard Morgan
XXVI wiek - ludzie zamieszkują kilkadziesiąt planet, do których dostęp zapewniły im mapy gwiezdne Marsjan. Na każdym z tych światów Gildia Archeologów znajduje pozostałości marsjańskiej kultury i technologii, artefakty, o które zaciekle walczą rządy planet, korporacje, archeolodzy i poszukiwacze przygód.
Były Emisariusz Takeshi Kovacs służy w oddziałach Klina Carrery podczas rewolty na planecie Sanction IV. Wojna domowa okazuje się przykrywką dla rozgrywek wielkich korporacji, a żołnierze obu stron giną dziesiątkami tysięcy cynicznie zdradzani, manipulowani, oszukiwani, wykorzystywani.
Na Sanction IV, w samym środku działań wojennych, nadarza się okazja dokonania odkrycia archeologicznego o niespotykanym dotąd znaczeniu. Takeshi Kovacs przyłącza się do ekspedycji archeologów oraz żądnych sławy i bogactw najemników, pod dowództwem jednego z szefów niezwykle drapieżnej korporacji Mandrake. Zdrada i śmierć podążają za nimi krok w krok…
W „Upadłych aniołach” Richard Morgan zwraca uwagę na dwa elementy: po pierwsze, na fakt, że ludzie ze swoją chciwością, żądzą władzy, skłonnością do przemocy, głupotą, lękami i paroma innymi, równie powszechnymi cechami swojej rasy, nie nadają się do wypraw gwiezdnych, nie dorośli do wielkiego, otwartego kosmosu. Po drugie… Obcy. Kontakt z inną cywilizacją, czy choćby tylko jej pozostałościami. Tu też, jak się okazuje, nie przekroczyliśmy poziomu mało rozgarniętych pawianów, tłukących orzechy precyzyjnymi narzędziami.
Morgan podjął wielkie wyzwanie, z jakim nawet nie próbuje się zmierzyć większość pisarzy SF – napisał o obcych Obcych i uczuciach, jakie kontakt z ich cywilizacją budzi w ludziach. W zdecydowanej większości powieści fantastycznych jeśli w ogóle spotkać można Obcych, są to ludzcy Obcy. Krasnoludki (krasnoludy) to po prostu mali ludzie, anioły to nadal ludzie, tyle że ze skrzydłami itp. Jeśli w powieści pojawiają się potwory, to też pochodzą one z ludzkiej wyobraźni inspirowanej ziemskim zwierzyńcem – na przykład.
Morgan celowo niezbyt wiele pisze o Marsjanach, bo są oni tak dalece obcy, że wymykają się sensownym opisom, klasyfikacji, zrozumieniu, a pozostałości ich cywilizacji w przeważającej większości przypadków okazują się dla człowieka niepojmowalne; pisze za to o złości, strachu, frustracji, zagubieniu, bezradności człowieka, próbującego kontaktować się z czymś… kimś… całkowicie mu obcym.
Jeśli pod warstwą przygodowo-wojennej fantastyki w stylu Indiany Jonesa, tyle że potwornie brutalnej i krwawej, uda się czytelnikowi dostrzec i takie elementy, to okazać się może, że jest to książka o dużo większej wartości, niż by się mogło wydawać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz