„W
poszukiwaniu Graala” Richard Rohr
Cywilizacja Zachodu (Europa i
Ameryka Północna) chyli się ku upadkowi. Odrzuciliśmy i nadal, każdego dnia, arogancko
odrzucamy mity, bo to takie nieracjonalne i niemodne, nie zdając sobie sprawy,
że tracimy przez to cel i sens życia, własną tożsamość, a nawet świadomość, kim
w ogóle jesteśmy.
„Farbują włosy na fioletowo,
próbując pokazać, że są »kimś«. Szukają własnej tożsamości. Buntują się i
szokują, by zaznaczyć własną obecność. Każde małe ego, każda mała psyche,
próbuje uporać się z trudnym zadaniem stworzenia sobie własnego znaczenia. A
kiedy się to nie udaje, pozostaje wstyd i poczucie braku własnej wartości,
które przygniata współczesnych świeckich. W oderwaniu od szerszego świata nie
jesteśmy w stanie sprawić, że poczujemy się naprawdę ważni i znaczący” [1].
Choć zapewne nie spodoba się to
wielu czytelnikom, to chyba trudno byłoby zaprzeczyć, zanegować to
stwierdzenie. Gnuśna Europa Zachodnia jest zalewana przez kulturowo i mentalnie
obce nacje (różne, ale zawsze jednak kierujące się jakimś tam swoim mitem) i
coraz bardziej zdominowana przez nie, ale zamiast się bronić, produkuje coraz
to bardziej wymyślne argumenty tłumaczące, że wszystko jest w porządku, że tak
właśnie być musi i nawet powinno. A poczucie własnej tożsamości i ważności
buduje stojąc tydzień w kolejce po nowego smartfona z jakże symbolicznym w tych
warunkach znakiem, nadgryzionego jabłka. Polska natomiast… no, cóż… moim
zdaniem Polska to kraj, w którym chrześcijaństwo się zwyczajnie nie przyjęło.
Tak, wiem, około dziewięćdziesiąt procent katolików, bla, bla, bla, ale… uważam
po prostu, że jesteśmy krajem ludzi religijnych, ale tak naprawdę
niewierzących.
„Dopóki nie zaakceptujemy tego,
że nasz świat jest nam w pełni łaskawy, dopóty nie staniemy się chrześcijanami.
Samo tylko uczęszczanie na niedzielną mszę nie sprawi, że ktoś zostanie
chrześcijaninem” [2].
Jednak, żeby nie doszło do nieporozumienia,
wyjaśniam, że choć mit świętego Graala (jest to mit dla świeckich!) ma rodowód
chrześcijański, to jednak autorowi chodzi o mity w znaczeniu znacznie szerszym
– to nie jest nawoływanie do powrotu do tradycyjnych wartości religijnych. Mit
nie musi być ani chrześcijański, ani, tym bardziej, katolicki.
„Czy nam się to podoba, czy
nie, grupy budują swoją spójność dzięki totemom i tabu. Gangi opierają swoją
tożsamość na symbolach: flagach, hasłach, sloganach, metaforach” [3].
Co zapewne szokujące, możliwe jest nawet…
„Bohaterowie mogą być nędzni,
wstrętni, grzeszni, tragiczni, ale nigdy nie są mali. Od czasu do czasu można
spotkać kogoś uformowanego na kształt bohatera w najbardziej nieoczekiwanych
miejscach, chociażby na spotkaniach Anonimowych Alkoholików – być może są
nędzni, ale na pewno nie mali. Bez wątpienia właśnie tam znaleźć można
wartościowe dusze” [4].
Kolejna oczywistość (czy aby na
pewno?), jedna z wielu zresztą:
„Jesteśmy sumą dobrych i złych
nawyków z młodości, zachowań stosownych i niestosownych, młodzieńczych
doświadczeń z masturbacją i pornografią, niewybrednych rozmów w szkolnej
szatni, wstydu związanego z powiększającymi się genitaliami i owłosieniem
łonowym” [5].
Ta akurat rodzi pytania i
wątpliwości, dotyczące naszej zdolność do przekroczenia progu niedojrzałości,
wykorzystanie przeszłości i zaakceptowanie jej, jako integralnej części własnej
osobowości… Bo może nieustanie, acz bezsensownie, pakować będziemy siły i
środki w przekonywanie innych, choć zapewne przede wszystkim samych siebie, że
ja to nigdy… mnie to nie dotyczy…
„W poszukiwaniu Graala” to
książka znacząca, która może stać się punktem zwrotnym życia. W czasie lektury
pojawiają się różne wzniosłe myśli, krystalizują się dalekosiężne plany,
kształt przybierają niewyjawione dotąd marzenia, ale – jak znam życie oraz inne
budujące lektury – większość z nich rozwieje się przed świtem, ewentualnie,
jeśli dobrze pójdzie, po tygodniu. Bo Rohr nie proponuje drogi łatwej, nie
obiecuje spektakularnych sukcesów, a przede wszystkim, nie zapewnia dobrego
samopoczucia szybko (ważne!) i bez wysiłku. To książka o szukaniu, a nie o
znajdowaniu.
A jeśli już mowa o drodze, to…
w trakcie lektury natrafiałem na fragmenty jakby znane, na dawno wypowiedziane
słowa, na przemyślane kiedyś już kwestie…
„Młodzi wyjeżdżają w nowe
miejsca, by zobaczyć, jak czuje się tam ich dusza. Jednak bohater nie szuka
niczego nowego, choć na początku wydaje mu się, że tak właśnie jest. Zazwyczaj
w połowie drogi odkrywa, że szuka czegoś starego, lecz zagubionego” [6].
Ileż to lat temu odkryłem, że i
w moim życiu działa reguła Koziołka Matołka – znowu musiał biedaczysko po szerokim szukać świecie czegoś, co jest
bardzo blisko. Więc kolejny raz okazuje się, że Richard Rohr ma rację.
Ale jest też zła wiadomość. Nie
jest prawdą, że nigdy nie jest za późno, by wyruszyć w drogę.
„Jeśli przed upływem
pięćdziesięciu lat życia nie dokonaliśmy żadnych poważnych wyborów dotyczących
wolności i prawdy, jeśli prawdziwie nie zaryzykowaliśmy – jesteśmy zbyt głęboko
związani z własną pozycją, żeby podjąć jakiekolwiek radykalne decyzje” [7].
Przekora podpowiada mi, że to
nie musi być prawdą, bo przecież u Boga wszystko jest możliwe, ale…
Jak zapewne już widać „W
poszukiwaniu Graala” to także rozmowa autora z czytelnikiem, to książka dialogu.
To potwierdzenia, zgody i niezgody, polemiki, rozważania, pytania… czasem
odpowiedzi.
Na koniec trzy uwagi.
1. Richard Rohr (franciszkanin,
pisarz, kaznodzieja) często odwołuje się w tej książce do Enneagramu, to jest
popularnego systemu definiowania typów osobowości; zapewne jednym z wielu.
Warto przeczytać inną książkę Rohra, którą napisał wspólnie z Ebertem Andreasem,
„Enneagram. Dziewięć typów osobowości”, jednak absolutnie nie jest to
niezbędne, by zrozumieć albo raczej doświadczyć przesłanie „W poszukiwaniu
Graala”.
2. „W poszukiwaniu Graala” to
książka dla mężczyzn. Bez względu na to, jak się to feministkom podoba albo i
nie podoba. Oczywiście nie znaczy to, że kobietom nie wolno jej przeczytać,
albo że nie warto – ależ wolno… może nawet coś tam z lektury wyniosą, ale… to
jest książka dla mężczyzn. :-)
3. Nie jest to literatura
łatwa, nie czyta się jej jednym tchem, w jeden wieczór. I bardzo dobrze, ale
może nie dla każdego. Uprzedzam tylko, bo łatwo się na początku (pierwszych
20-30 stron) zniechęcić.
--
1. Richard Rohr
„W poszukiwaniu Graala”, przekład Arkadiusz Korolik, wyd. Charaktery, 2016, strona
26.
2. Tamże, s. 33.
3. Tamże, s. 27.
4. Tamże, s. 20.
5. Tamże, s. 221.
6. Tamże, s. 39.
7. Tamże, s.
44-45.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz