poniedziałek, 7 stycznia 2019

Zabójcy siermiężno-toporni


„Masa o kilerach polskiej mafii” – Jarosław Sokołowski „Masa”, Artur Górski

Wyzwanie okazało się wyjątkowo trudne. O tej książce (i nie tylko, bo „Masa” zdaje się eksploatować swoją osobę ponad rozsądną normę) trudno jest napisać cokolwiek – wydaje mi się nijaka i naciągana. W tym przypadku Sokołowski wpadł jakby we własne sidła – świadkiem koronnym nie może zostać morderca, więc upiera się on, że nikogo życia nie pozbawił. Ale to też oznacza, że sprzedaje w książce relacje jakby z drugiej ręki, zasłyszane plotki. W „Masa o kilerach” więcej jest ofiar niż zabójców i często są to sprawy niewyjaśnione, bez epilogu. Odnoszę wrażenie, że to był/jest materiał na kilka artykułów, ale nie na książkę. 
Kompletnie bez sensu wydały mi się zamieszczone w książce zdjęcia osób – albo w kominiarkach, albo z rozmazanymi twarzami. Po co umieszczać w publikacji zdjęcia, na których i tak zupełnie nic nie widać? Oczywiście to pytanie retoryczne – żeby sprawić wrażenie dokumentu, związku z faktami, sztucznie uwiarygodnić. 

Każdy, kto ma jakieś wyobrażenie o zawodowych zabójcach wyniesione z filmów lub powieści (np. „Dzień szakala”), a więc mocno nierealistyczne, będzie rozczarowany nijakością i bezbarwnością polskich… hm… kilerów. W większości to zwyczajne bandziory w siermiężno-topornym polskim stylu, osiłki od mordobicia i wymuszania haraczy, którzy w pewnym momencie przekroczyli granicę i pobili kogoś na śmierć albo nawet nauczyli się używać broni palnej. Nauczyli lepiej lub gorzej, bo wiele z opisywanych akcji było nieudanych. 

Nie mam pewności, ale wydaje mi się, że „Masa” zaczął kopiować język gangsterów z polskich kryminałów. Ale pewności nie mam, kto pierwszy, filmowcy, czy bandyci, zaczął używać określenia np. „pięć koła papieru”. Chyba jednak było to w filmie, bo pamiętam tę mowę jeszcze z serialu „Ekstradycja”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz