„Zwyczajny facet” – Małgorzata
Kalicińska

Taki sobie… romans
nie bardzo wiadomo, dla kogo. Chyba jednak zbyt zwyczajny, czyli po prostu
nijaki. Wiele razy w trakcie lektury zadawałem pytanie „no i co w związku z
tym?”, ale oczywiście wiadomo, że nic.
Po rozwodzie z żoną,
sprawczynią domowej przemocy, podłą i wredną zołzą, jakiś taki nijaki Wiesiek (50-letni
inżynier, pantoflarz, ojciec Tomka i Kasi) znajduje sobie pracę w Finlandii.
Nieźle płatną, w wyuczonym zawodzie. Wydaje się jednak, że tęskni za tym swoim
popapranym małżeństwem, a może związkiem w ogóle, bo na urlop przyjeżdża do
Polski, do pensjonatu na Mazurach, w którym jeszcze z żoną bywali szczęśliwi. Ups! Tam wreszcie spotyka
kobietę właściwą, notabene też po przejściach. Amen.
Tu nie chodzi o to,
że fabuła jest kompletnie nierealna, bo nie jest – coś takiego mogłoby się
wydarzyć. Tyle tylko, że w taki sposób o mężczyźnie nie napisałby żaden
mężczyzna. To po prostu zbyt kobieca wizja – jak dla mnie. W znalezienie
wielkiej miłości w średnim wieku też wierzę… tylko książka po prostu nudna.
Autorka napisała o
niej tak:
Napisałam »Zwyczajnego faceta«, bo tacy istnieją. Nie rzucają się w
oczy, są cisi, nie narzekają, cierpliwie znosząc swój los. Dyskretni, a może
wstydliwi? Temat przemocy psychicznej dotyczy głównie kobiet, ale i one bywają
niebezpieczne, głośne, trudne, »awanturne«. Głupota, podłość i inne cechy
ludzkie nie posiadają określonej płci. Według mnie (jestem emancypantką) są
dobrzy i źli ludzie, a nie anielskie kobiety i wredni faceci. Chyba zauważyłam
problem i opisałam go - po prostu.
Tak powstają książki. Życzę dobrej lektury!
No i dobrze. Komuś
się pewnie spodoba. Zwłaszcza zaskakujące zakończenie.
Nie mam nic przeciwko
romansom, ale przeciwko romansom nudnym i nijakim – i owszem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz