„Międzymorze” – Ziemowit Szczerek
I znowu (po lekturze „Tatuażu z tryzubem”) książka o podróżach i wrażeniach z tych podróży. Tym razem Szczerek wędruje po Europie Środkowej. Na początku prezentowana jest mapa, żeby nie było wątpliwości, o jakie kraje chodzi, czyli: kawałek Niemiec (ten wschodni), Polska, Bułgaria, Rumunia, Węgry, Słowacja, Słowenia, Albania, Serbia, Bośnia i Hercegowina, Mołdawia, Macedonia i ewentualnie inne jeszcze twory państwowe, jeśli jakieś pominąłem, powstałe po rozpadzie Jugosławii.
„Rosja, po nieudanym eksperymencie z liberalną demokracją, której nie udało jej się właściwie sobie zaaplikować, poddała się i wróciła w stare, według wielu naturalne dla niej koleiny prawosławnego i nacjonalistycznego konserwatyzmu. I trzymania za pysk. Zachód odrzuciła również Białoruś, wracając do najszczęśliwszych czasów, których zaznali jej mieszkańcy, a nie były to - sorry, Polacy - czasy Rzeczpospolitej, pierwszej czy drugiej, ale czasy ZSRR. I tak dalej. W końcu od Zachodu odłączyła się również w pewnym stopniu Polska, która uznała, że liberalna demokracja to forma gwałtu na jej tożsamości. I pogrążyła się w nacjonalistycznej paranoi i wychwalaniu własnych wad jako narodowych cnót”*.
Szczerek wędruje po wszystkich tych krajach, zagląda w różne dziury, obserwuje ludzi, ich życie i nastawienie do różnych kwestii, opisuje i subiektywnie komentuje. Czasem nieco złośliwie, innym razem z odczuwalną beznadzieją, a zdarza się, rzadko, że z humorem i na wesoło, ale to humor nienachalny, wyrafinowany.
„Międzymorze” podzieliłem sobie (tak – ja, sobie, bo nie jest to podział oficjalny ani wyraźny) na trzy części. Pierwsza kompletnie mnie nie interesuje, druga jest smutna i ponura, trzecia – zachwycająca.
Wymienione wcześniej kraje (poza Polską i Niemcami) nie interesowały mnie kiedyś, przy innych konfiguracjach granic, nie interesują mnie teraz. W najmniejszym stopniu. Nie potrafiłbym wymienić stolic tych państw, obszaru, liczby ludności. Kraje te nie dysponują żadną siłą militarną, żadną siłą gospodarczą/przemysłową/ekonomiczną, żadną kulturalną czy kulturotwórczą. Czemu miałbym się nimi interesować? Ktoś, kiedyś w jednym z nich, otrzymał prestiżową nagrodę – tak, i co z tego? Wyjątek potwierdzający regułę i nic więcej. Mam w nosie poprawność polityczną? Tak, mam. Jestem niesprawiedliwy? Możliwe. Dyskutować o tym nie będę. Tym niemniej cywilizacja europejska zaczyna się w Europie Zachodniej, wraz z Niemcami i Austrią. Od krajów, w których znane i cenione uniwersytety, galerie, opery, muzea, biblioteki, instytuty naukowo-badawcze itd. mają po dwieście lat lub więcej.
Część druga, interesująca mnie jak najbardziej, to współczesna Polska. Ta część książki jest rozpaczliwie smutna, przygnębiająca, pozbawiona nadziei, nawet krępująca. Podczas lektury złapałem się na tym, że wolałbym, żeby tych rozdziałów nikt nie czytał. Bo wstyd.
„Dwadzieścia lat z okładem wystarczyło, żeby to wszystko, co próbowały europejskie peryferie osiągnąć poprzez przyjmowanie standardów centrum, poszło się paść. By pozostała po tym wszystkim pusta forma. Demokratyczna skorupa, w której gnieżdżą się takie Orbany, Kaczyńskie, Putiny. Tak, to wszystko jest Putinowi na rękę, bo wątpliwe, by grał na zupełny upadek Zachodu. Putin wie, że Rosja bez Zachodu nic nie znaczy, a chodzi tylko o to, by Zachód do takiego stopnia obniżył swoje standardy, żeby Putinowska Rosja stała się dla niego akceptowalna. I te standardy są obniżane. Obniżają je pożyteczni idioci Rosji. Vućicie, Orbany, Kaczyńscy, Babiśe”*.
Część trzecia, dla której to wszystko czytałem, to język albo warsztat pisarski autora. Musiałem się pilnować w trakcie lektury, bo co chwila miałem ochotę jakiś fragment przepisać i wysłać znajomym – zobacz to, spójrz na to, zwróć uwagę na tamto, to jest fantastycznie, co? Też ci się podoba? Super, prawda?
„Międzymorze” polecam, jasne, jak najbardziej... tylko nie wiem, komu.
---
Ziemowit Szczerek, „Międzymorze”, wyd. Czarne, 2017, e-book.