„Tajemnica tajemnic” – Dan Brown
„Kod Leonarda da Vinci” oraz „Anioły i demony” tegoż autora były świetne z jednego prostego powodu – były to zdarzenia wymyślone, fantazje Browna, ale opisane tak dobrze, że czytelnikowi bez przygotowania mogłoby być trudno to wykazać; wszystko, albo prawie wszystko, wydawało się realne. Pewnie właśnie z tego powodu Kościół katolicki walczył z nimi do upadłego, z zapałem godnym lepszej sprawy. Nie pamiętam, czy „Kod Leonarda da Vinci” znalazł się wśród książek spalonych przez Kk w Gdańsku, w 2019 roku, ale możliwe.
W „Tajemnicy tajemnic” Dan Brown twierdzi, że wszystkie pojawiające się w powieści dzieła sztuki, artefakty, symbole i dokumenty są prawdziwe. Podobno także wszystkie wymienione w niej organizacje naprawdę istnieją. W to wierzę na słowo. Jednak dodaje też, że wszystkie opisane przez niego eksperymenty, technologie i wyniki naukowe są realistyczne i tu trzeba bardzo uważać, bo realistyczne nie oznacza udokumentowanych faktów, ale raczej możliwości, prawdopodobieństwo.
Jak w pozostałych powieściach z serii czy może cyklu „Robert Langdon”, tak i w „Tajemnicy tajemnic” czytelnik znajdzie połączenie starożytnych tajemnic ze współczesną nauką – znak firmowy Dana Browna.
Podczas lektury bardzo przydaje się świadomość – swoją drogą to kluczowe pojęcie w powieści – że jeśli czegoś nie umiemy wyjaśnić, zapewne na razie, to nie oznacza to, że chodzi o spisek albo cud, wolę bożą, lub magię. Sprawa druga, znacznie trudniejsza do zrozumienia i pogodzenia się, dotyczy niektórych naukowych pewników. Einstein stwierdził, że nic nie może się poruszać z prędkością większą od prędkości światła, ale już wiadomo (dowody pokazują eksperymenty fizyki kwantowej, a konkretnie stanów splatanych), że to nie jest prawda. Na przykład natychmiastowe oddziaływanie na siebie cząstek splątanych, odbywające się z nieskończoną prędkością, jest sprzeczne z teorią względności. Tym niemniej teorii względności naucza się nadal, bo nie stworzono jeszcze spójnej nowej koncepcji. To znaczy: już wiemy, ale wiemy jeszcze za mało.
Mimo takiego nastawienia, „Tajemnicę tajemnic” nie czytało mi się dobrze. Parę razy miałem chęć, żeby dać sobie spokój. Spore fragmenty powieści wydały mi się naciągane, ale, o dziwo, nie te naukowe, ale właśnie reszta.
Rzecz dzieje się głównie w Pradze, mieście cudownym i magicznym. Po ulicach chodzi umazany gliną golem, a także kobieta w koronie z czarnych płomieni i z włócznią, ale takie drobiazgi nie zwracają niczyjej uwagi – przecież to Praga! Brown albo sam zrobił, albo zlecił solidny research na temat Pragi, bo informacji o mieście, jego historii, sztuce, architekturze, zabytkach, tajemnicach, jest w powieści znacznie więcej, niż ktokolwiek by potrzebował. Sprawiało to wrażenie, że autor chciał się popisać wiedzą na temat miasta – może to robi wrażenie na Amerykanach, ale dla kogoś, kto mieszka dwie godziny drogi od Pragi…
Profesor Robert Langdon, wybitny badacz symboli, przyjeżdża do Pragi wraz aktualną partnerką, Katherine Solomon, kontrowersyjną noetyczką. Właściwie kontrowersyjna jest bardziej noetyka, bo sama Katherine wydaje się miła, grzeczna, inteligentna i seksowna.
Noetyczka wygłasza w Pradze szokujący wykład o ludzkiej świadomości i jej naturze. Zapowiada wydanie swojej książki na ten temat, która powinna wstrząsnąć światem nauki.
Następnego dnia, podczas porannego joggingu, profesor spotyka na moście Karola śmierdzącą siarką kobietę ze srebrną włócznią. Langdonowi nagle zaczyna się roić, że w ich hotelu podłożono bombę. Uruchamia systemy alarmowe, wywołuje panikę, szuka Katherine, a wreszcie wyskakuje z okna hotelu wprost do Wełtawy. Jednak żadna eksplozja nie nastąpiła, a czeska policja uznała całą tę akcję za chwyt marketingowy i reklamę nowej książki.
Katherine Solomon zaginęła, jej książka wraz z kopiami w niewytłumaczalny sposób zniknęła z serwerów wydawnictwa, wydawcę napadnięto, Robert Langdon został porwany, pojawiają się agenci różnych służb oraz tajne laboratoria, Brigita Gessner, naukowczyni, która zaprosiła Katherine Solomon na prestiżowy wykład do Pragi, straciła życie w dziwny sposób i w niezbyt zrozumiałych okolicznościach.
Kiedy przeczytałem to, co właśnie napisałem, wyszło mi, że powinna to być świetna powieść sensacyjna, ale brnąłem przez nią bez wielkiego zapału, rozdrażniony czasem naiwnościami i rozwlekłymi dialogami. Przyjmuję jednak do wiadomości, że może to jest naprawdę znakomita rozrywka, a tylko ja wyrosłem już z tajemnic i zagadek Dana Browna?
W związku z przyjętym systemem w portalach czytelniczych, mam pewien problem z oceną tej książki. Żadna ocena nie odbywa się w próżni, wszystkie lektury oceniam w jakimś kontekście, na jakimś tle, w porównaniu i odniesieniu do czegoś. „Tajemnicę tajemnic” w porównaniu do innych powieści tego autora oceniłbym na ok. 5-6 (skala 1-10). Jednak na tle produktów królowych polskiego kryminału i mistrzów polskiej sensacji „Tajemnica tajemnic” jest dziełem wybitnym, wręcz arcydziełem, dla którego brakuje skali ocen.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz