„Jeden dzień z panem Julesem” - Diane Broeckhoven
„Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą”… Stara prawda, znany wiersz, świetnie zdajemy sobie z tego sprawę. Tylko dlaczego w takim razie żyjemy tak, jakby nasi najbliżsi, ci których kochamy, mieli specjalny glejt od Pana Boga na wieczne życie?
Kiedy śmierć przychodzi w efekcie nieuleczalnej choroby, po długich i ciężkich cierpieniach, jest czas na to, by się z nią oswoić, by powoli przygotować się do rozstania. Kiedy jednak spada nagle, jak grom z jasnego nieba, czujemy się oszukani przez Boga, Los czy Przeznaczenie. Przecież on mógł jeszcze żyć, przecież ona mogła jeszcze tak wiele zrobić, przeżyć, doświadczyć… A i my sami mogliśmy…
W takich właśnie chwilach przychodzą nam na myśl wszystkie dobre słowa, których nie powiedzieliśmy, wszystkie uśmiechy, które „na później” schowaliśmy za gniewnie zaciśniętymi ustami, wszystkie ważne wyznania, nieujawnione uczucia, nieprzeproszone krzywdy…
W takich właśnie chwilach wydaje nam się, że wystarczyłoby parę godzin, choćby jeden jeszcze dzień, a pożegnalibyśmy się tak, jak chcielibyśmy, żeby i nas kiedyś żegnano. W takim dniu nadrobilibyśmy zaległości całego życia, mówiąc wszystkie te dobre, ważne rzeczy, na które przez całe lata jakoś nie starczyło nam czasu.
O tym właśnie (także) jest ta książka.
Dla Alice śmierć Julesa była szokiem i zaskoczeniem. Nie godząc się z jego nagłym i niespodziewanym odejściem, postanawia ten fakt ukryć i przeznaczyć jeden dzień na długie pożegnanie z ukochanym.
Kiedy śmierć przychodzi w efekcie nieuleczalnej choroby, po długich i ciężkich cierpieniach, jest czas na to, by się z nią oswoić, by powoli przygotować się do rozstania. Kiedy jednak spada nagle, jak grom z jasnego nieba, czujemy się oszukani przez Boga, Los czy Przeznaczenie. Przecież on mógł jeszcze żyć, przecież ona mogła jeszcze tak wiele zrobić, przeżyć, doświadczyć… A i my sami mogliśmy…
W takich właśnie chwilach przychodzą nam na myśl wszystkie dobre słowa, których nie powiedzieliśmy, wszystkie uśmiechy, które „na później” schowaliśmy za gniewnie zaciśniętymi ustami, wszystkie ważne wyznania, nieujawnione uczucia, nieprzeproszone krzywdy…
W takich właśnie chwilach wydaje nam się, że wystarczyłoby parę godzin, choćby jeden jeszcze dzień, a pożegnalibyśmy się tak, jak chcielibyśmy, żeby i nas kiedyś żegnano. W takim dniu nadrobilibyśmy zaległości całego życia, mówiąc wszystkie te dobre, ważne rzeczy, na które przez całe lata jakoś nie starczyło nam czasu.
O tym właśnie (także) jest ta książka.
Dla Alice śmierć Julesa była szokiem i zaskoczeniem. Nie godząc się z jego nagłym i niespodziewanym odejściem, postanawia ten fakt ukryć i przeznaczyć jeden dzień na długie pożegnanie z ukochanym.