piątek, 5 marca 2010

Chaotyczna fantastyka

„Nowe idzie” – pod redakcją Michała Cetnarowskiego


Utwór literacki, poza oczywistymi walorami artystycznymi, jest zamkniętym, skończonym dziełem sztuki. A przynajmniej powinien być. Podobnie zresztą jak rzeźba, obraz, film (nie mylić z telenowelami!). Pojedynczy obraz może być częścią składową na przykład tryptyku, książka może być wydana w kilku tomach – to nie narusza reguły czy zasady: „zamknięte i skończone”. Definicja ta ułatwia mi poruszanie się po świecie dawniejszej oraz współczesnej sztuki, kreowanej zarówno przez twórców, jak i odbiorców dzieł, utworów.

Nieco dziwny ten świat i ewoluuje w kierunku, który umiarkowanie mi się podoba, ale – jak wiadomo – z prawami ewolucji jeszcze nikt nie wygrał, więc… W świecie, o którym mowa, nieomalże synonimem grubej książki staje się określenie „powieść”, tak jakby nie dało się napisać czterystustronicowego opowiadania. Przestaje też chyba obowiązywać zasada zamkniętości i skończoności. No, cóż… nadchodzą widać nowe czasy…

I tu dochodzę do „Nowe idzie”, czyli antologii SF (wydanej w 2008 roku, to jest w osiem lat po sławetnym zbiorku „Robimy rewolucję”), której ambicją, jak się wydaje, jest znalezienie odpowiedzi na pytanie, dokąd zmierza polska fantastyka? Ja takiej odpowiedzi nie znalazłem, ale to już inna sprawa.

Antologię tworzy jedenaście utworów oraz rozdział pod tytułem „Zamiast posłowia”, w którym autorzy prezentują swoje poglądy na temat przyszłości fantastyki, ale zwłaszcza te dotyczące twórczości własnej, kolegów oraz innych autorów (Stephen King jest be! Młody Polak potrafi lepiej – co rozbawiło mnie do łez). Zastanawiają się też, czy nadal będą w stanie uprawiać pisarstwo hobbystyczne, amatorskie, które najwyraźniej oceniają zdecydowanie wyżej od twórczości profesjonalnej, czy też będą musieli (sic!) „pójść na komercję”, kolejne dzieła tworzyć w porozumieniu ze specjalistami od marketingu, podporządkować się regułom rynku itd.

A wracając do antologii… Jak to zwykle w takich przypadkach bywa, trzy-cztery utwory oceniam jako całkiem niezłe, może nawet bardzo dobre, ale reszta sprawia niestety wrażenie jakby nieco… niekompletnych – to chyba byłoby najwłaściwsze określenie, najbardziej trafne. Nie są one zamknięte i skończone, ale jak gdyby programowo i z założenia, dość chaotycznie i bez planu, oderwane od jakiejś większej całości. Całości, której nie ma i nie będzie. Też z założenia. I to właśnie nie podoba mi się najbardziej – przekonanie, że małe formy (nowele, opowiadania) można, a może nawet należy!, pisać w ten właśnie sposób.

Ostatecznie sądzę, że „Nowe idzie” do lektury obowiązkowej, nawet dla miłośników fantastyki, zaliczyć jest raczej trudno.