„Demaskator”
– John Grisham
Lacy Stoltz z Komisji Dyscyplinarnej Sędziów oraz
jej współpracownik i partner, Hugo Hatch, przyjmują skargę przeciwko sędzi
Claudii McDover. Autorem skargi oraz inicjatorem całej afery jest Greg Myers,
adwokat pozbawiony uprawnień, pozyskujący informacje od tajemniczego „kreta”,
osoby będącej blisko McDover. Myers zarzuca
sędzi McDover korupcję, stronniczość, matactwa prawne, skazanie niewinnego
człowieka, uwalnianie ewidentnie winnych i inne działania mniej lub bardziej powiązane
z budową i działaniem wielkiego kasyna na ziemi należącej do plemienia
Tappacola.
Przy okazji dowiedziałem się,
że w Ameryce jest zarejestrowanych ponad 550 plemion, które na swoim terenie
dysponują znaczną autonomią. Poza tym, że czerwonoskórzy nazywają sami siebie
Indianami i wyśmiewają białych, którzy wymyślili określenie „rdzenny
Amerykanin” i bardzo pilnują, żeby tylko takiego używać, przynajmniej oficjalnie.
Lacy Stoltz, przez chwilę z Hatchem, a dalej już
sama, zbiera dowody przeciwko bezwzględnej i cynicznej Claudii McDover,
wykraczając często i niebezpiecznie poza kompetencje zatrudniającej ją
instytucji. Po śmierci Hugo, partnera Lacy, ojca czwórki dzieci, kochającego
męża itd., wiadomo już jest w zasadzie, jak potoczy się dalsza akcja powieści.
To mocno odmienna książka
Grishama, różniąca się wyraźnie od „Firmy” albo „Klienta”. W „Demaskatorze” nie
ma batalii sądowych, za to jest krwawa wojna ze zorganizowaną przestępczością i
skorumpowanymi przedstawicielami prawa i władzy, także tej plemiennej. Myśl
przewodnia: dla pieniędzy ludzie są gotowi zrobić wszystko.
„Demaskatora” do arcydzieł Grishama nie
zaliczyłbym. Powieść jest trochę zbyt długa, a wątki mało ważne, zajmują w niej
zbyt dużo miejsca. Tym niemniej to jednak Grisham, więc opowieść i tak jest
lepsza od setek innych powieści sensacyjnych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz