„Człowiek
nietoperz” – Jo Nesbø
Żyję na tym najpiękniejszym ze
światów tak długo, że pamiętam jeszcze modę na prozę iberoamerykańską, która
nawiedziła Polskę dawno, dawno temu. Żadne tam „książki pisarzy
iberoamerykańskich”, mowy nie ma, koniecznie należało mówić i pisać o „prozie
iberoamerykańskiej”, inne określenia nie wchodziły w grę i zdradzały buractwo.
Z czasem mocno się uspokoiło i obecnie zainteresowanie budzi trzech-czterech
takich autorów, a reszta… zaginęła gdzieś w polskiej świadomości czytelniczej.
Po
latach naszła moda na powieści sensacyjne pisarzy skandynawskich. Ich jakość
nie miała wielkiego znaczenia, ważne żeby autor miał w nazwisku jakąś
egzotyczną dla nas, skandynawską literę. Znakomicie ośmieszył ten trend lub
nawet manię Remigiusz Mróz, pisząc pod pseudonimem Ove Løgmansbø; choć nie jestem pewien, czy taki właśnie cel mu przyświecał.
Ja rozumiem, że „Człowiek
nietoperz” to pierwsza książka cyklu o norweskim policjancie alkoholiku, Harrym
Hole, ale nawet jeśli kolejne są o pięćdziesiąt procent lepsze, to i tak żadne
to delicje. Fabuła – moim zdaniem – niepotrzebnie pokomplikowana i jakoś
nieprzekonująca. Lokalizacja akcji w Sydney wydaje mi się próbą łapania za
ogony kilku srok na raz. Bo to i powieść sensacyjna, i wgląd w rozliczne konflikty rasowe,
społeczne, ekonomiczne i inne, dotykające zróżnicowane społeczeństwo Australii,
i wątki romansowe…
Harry Hole zjawia się w Sydney,
by wesprzeć miejscową policję w śledztwie w sprawie śmierci swojej rodaczki,
Inger Holter, atrakcyjnej blondynki. Lokalny szef policji wyraźnie nie jest
wizytą Harry’ego zachwycony i zapowiada mu, że może się przyglądać śledztwu z
daleka, żeby czegoś nie popsuć, a już na pewno mowy nie ma o jakichkolwiek
działaniach śledczych z jego strony. Oczywiście Hole ma to w nosie i wraz z detektywem
Andrew Kensingtonem, Aborygenem, rozwiązuje zagadkę seryjnych morderstw kobiet
o białych włosach. Kapitalne! I to człowiek obcy, który nie zna miasta, kraju,
środowisk, układów, ma trudności w porozumiewaniu się, nie wie nawet, że w
Australii obowiązuje ruch lewostronny.
Ostatecznie książka nie
jest bardzo zła, ot, taka sobie, przeciętna, tym niemniej bez żalu i straty
można ją sobie darować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz