„Ludzie z cienia” – John Lawrence Reynolds
Popularnonaukowa (chyba jednak bardziej popularna niż naukowa) pozycja traktująca o tajnych stowarzyszeniach. Autor stara się zachować obiektywizm w sądach i nie stawać zbyt wyraźnie po żadnej ze stron, tym niemniej dobór faktów, które konfrontuje z popularnymi, a nawet powszechnymi przekonaniami, pozwala odgadnąć, co sądzi na temat masonerii, templariuszy, iluminatów, różokrzyżowców, kabalistów, druidów, mafii, assasynów, yakuzy i innych tajnych przedsięwzięć o charakterze religijnym, przestępczym, lub innym.
Poruszane w książce tematy i zagadnienia są okazją do rozprawienia się z absurdalnymi często „prawdami” podsuwanymi czytelnikowi w „Protokołach Mędrców Syjonu” („fałszywka” zmajstrowana genialnie przez carską Ochranę), w książkach „Święty Graal, święta krew”, „Kod Leonarda da Vinci”, czy działach Alesteira Crowleya, członka Zakonu Złotego Świtu.
„Ludzie z cienia” to także zbiór fantastycznych ciekawostek, hipotez i pomysłów, jak choćby ten, na temat Szekspira:
„Niewielka, ale niezwykle uparta grupa uczonych twierdzi, że Szekspir nie mógł stworzyć wszystkich przypisanych mu dzieł bez pomocy jakiegoś współpracownika - bardziej płodnego, bardziej utalentowanego literacko i lepiej wykształconego. Mieszkaniec Stratford-upon-Avon nie mógł zdobyć takiej wiedzy o kulturze, jaką wykorzystywał Szekspir w swoich dramatach. Jego rodzice byli niepiśmienni, a on sam nie przejawiał większych talentów do nauki. Kiedy poznał utwory w języku francuskim, włoskim, hiszpańskim i duńskim, nie mówiąc już o językach starożytnych, łacinie i grece - pytają sceptycy, zauważając, że zdaniem współczesnego mu dramaturga Bena Jonsona, Szekspir znał ledwo trochę łaciny, a jeszcze mniej greki. Nieliczne zachowane świadectwa jego charakteru pisma, wszystko wyłącznie podpisy, potwierdzają, że człowiek, który je złożył, nie był nawykły do posługiwania się piórem - albo skopiował podpis, albo ktoś prowadził jego rękę”.
Książka Reynoldsa okazała się całkiem niezłą rozrywką, choć przyznam, że spodziewałem się działa bardziej ambitnego; przy okazji dość przekonująco wyjaśnia ludzką potrzebę poszukiwania spiskowej teorii dziejów w każdym wydarzeniu, którego nie rozumiemy.
Poruszane w książce tematy i zagadnienia są okazją do rozprawienia się z absurdalnymi często „prawdami” podsuwanymi czytelnikowi w „Protokołach Mędrców Syjonu” („fałszywka” zmajstrowana genialnie przez carską Ochranę), w książkach „Święty Graal, święta krew”, „Kod Leonarda da Vinci”, czy działach Alesteira Crowleya, członka Zakonu Złotego Świtu.
„Ludzie z cienia” to także zbiór fantastycznych ciekawostek, hipotez i pomysłów, jak choćby ten, na temat Szekspira:
„Niewielka, ale niezwykle uparta grupa uczonych twierdzi, że Szekspir nie mógł stworzyć wszystkich przypisanych mu dzieł bez pomocy jakiegoś współpracownika - bardziej płodnego, bardziej utalentowanego literacko i lepiej wykształconego. Mieszkaniec Stratford-upon-Avon nie mógł zdobyć takiej wiedzy o kulturze, jaką wykorzystywał Szekspir w swoich dramatach. Jego rodzice byli niepiśmienni, a on sam nie przejawiał większych talentów do nauki. Kiedy poznał utwory w języku francuskim, włoskim, hiszpańskim i duńskim, nie mówiąc już o językach starożytnych, łacinie i grece - pytają sceptycy, zauważając, że zdaniem współczesnego mu dramaturga Bena Jonsona, Szekspir znał ledwo trochę łaciny, a jeszcze mniej greki. Nieliczne zachowane świadectwa jego charakteru pisma, wszystko wyłącznie podpisy, potwierdzają, że człowiek, który je złożył, nie był nawykły do posługiwania się piórem - albo skopiował podpis, albo ktoś prowadził jego rękę”.
Książka Reynoldsa okazała się całkiem niezłą rozrywką, choć przyznam, że spodziewałem się działa bardziej ambitnego; przy okazji dość przekonująco wyjaśnia ludzką potrzebę poszukiwania spiskowej teorii dziejów w każdym wydarzeniu, którego nie rozumiemy.