„Bez mojej zgody” – Jodi Picoult
Sara Fitzgerald, matka Kate,
Anny i Jessego. Jak wiele matek, nie tylko w USA, jest mistrzynią szantażu
emocjonalnego. Kupuje w internecie dziesiątki kreacji, które później zwraca (w
Stanach, w wielu sklepach, możesz odnieść intensywnie noszony przez tydzień
sweter albo inny ciuch, i bez problemów odzyskać pieniądze).
Brian Fitzgerald, mąż Sary,
ojciec dziewczynek i Jessego, miota się między miłością do żony, a
koniecznością podejmowania trudnych, „męskich” decyzji. Ucieka w ryzykowną
pracę.
Jesse Fitzgerald –
niewidzialne dziecko, buntujący się nastolatek, który szkodząc sobie stara się
rozpaczliwie zwrócić na siebie uwagę.
Kate Fitzgerald – nastolatka
chora na ostrą białaczkę promielocytową. To w książce jedyne jej zadanie.
Anna Fitzgerald – trzynastolatka,
o sobie w rozmowie z prawnikiem…
Urodziłam się tylko po to,
żeby ratować życie Kate – mówi dziewczynka tonem wyjaśnienia. – Moi rodzice
poszli do lekarza specjalisty, a on wybrał dla nich embrion, który miał pełną
zgodność genetyczną.
W związku z chorobą Kate
okazuje się, że Anna jest w rodzinie jedynie dawcą dla siostry, zbiorem
organów. Pobranie od niemowlęcia krwi pępowinowej to głupstwo, ale później
przychodzi kolej na szpik, a wreszcie rodzice… nie, przepraszam, nie rodzice –
matka domaga się, by Anna oddała siostrze nerkę.
Jeśli jednak rodzice decydują
się na dziecko z konkretnego powodu, to lepiej, żeby ten powód okazał się
słuszny i trwały. Bo kiedy go zabraknie, życie takiego dziecka traci wszelki
sens.
Anna Fitzgerald postanawia
walczyć o prawo do decydowania o własnym losie i przeznaczeniu swoich organów,
zbiera pieniądze, wynajmuje prawnika (Campbell Alexander), a ten, w jej
imieniu, wnosi pozew do sądu, prosząc o usamowolnienie trzynastolatki w
kwestiach medycznych.
Fantastyczny temat, którego
znana autorka nie udźwignęła w pełni. A szkoda…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz