sobota, 18 lutego 2012

Wędrując po pustej drodze

„Droga rzadziej wędrowana” – M. Scott Peck

Autor był amerykańskim psychiatrą (zmarł w 2005 roku), najbardziej znanym ze swojej pierwszej książki „Droga rzadziej wędrowana” (tak właśnie przetłumaczono „Road Less Traveled”), opublikowanej w 1978 roku. Jej kontynuacją miała być, wydana po latach (1983) „People of the Lie”, ale ta pozycja nigdy chyba nie osiągnęła sukcesu „Drogi”. Nic mi też nie wiadomo o jej polskim wydaniu.

Scott Peck był psychoterapeutą w starym stylu, takim który kładzie pacjentów na kozetce w swoim gabinecie i prowadzi z nimi cotygodniowe (lub częstsze) sesje całymi latami. Wydaje się, że książka powstała na bazie jego doświadczeń zawodowych.

Potrafię sobie wyobrazić, jak kontrowersyjna musiała wydawać się trzydzieści lat temu. Dziś koncepcje autora nie są w stanie budzić tak wielkich emocji – z jednym może wyjątkiem: Peck ilustruje swoje idee opisami konkretnych przypadków terapeutycznych, które prowadził. Szokujące są te, które dotyczą religii i powiązane są w jakiś sposób z Kościołem katolickim; choćby przypadek Kathy, którego opis Peck kwituje stwierdzeniami:

Zwykłem mawiać nieco żartobliwie, że dzięki Kościołowi katolickiemu nie mogę narzekać na brak pacjentów.
[…]
Nic nie wskazywało na to, by przedstawiciele Kościoła kiedykolwiek zastanawiali się, czy jego doktryna nie jest zbyt oderwana od życia, nierealnie sztywna, czy nie jest nadużywana lub niewłaściwie stosowana*.

I należą one do wyjątkowo łagodnych, w porównaniu do innych, prezentowanych przez autora na temat Kościoła katolickiego i jego doktryn, wykazujących destrukcyjny wpływ na ludzką psychikę.

Inne tematy poruszane przez autora to miłość, odpowiedzialność i rozwój osobisty. Peck pisał też o łasce, ale jego teorie na ten temat wydały mi się już wyjątkowo naciągane.

Książka zdecydowanie warta przeczytania, nawet teraz, po latach, a ja żałuję tylko, że trafiłem na nią tak późno – Peck podsuwa w niej wiele kluczy do drzwi, które wyważyłem już sam, jakiś czas temu, z wielkim i wygląda na to, że zupełnie zbędnym mozołem.

--
* M. Scott Peck, „Droga rzadziej wędrowana”, wyd. Zysk i S-ka, 2002, przekład Cezary Eugeniusz Urbański, s. 209.

sobota, 4 lutego 2012

Smutna niejednoznaczność

Zmarła kolejna osoba z grupy wielkich niejednoznacznych. Zaliczam do nich na przykład Leszka Kołakowskiego, Karola Modzelewskiego, Jacka Kuronia i innych, którzy w swoich życiorysach mieli – krótszy bądź dłuższy – romans z „komuną”. Czemu i jak dali się zwieść i uwieść właśnie oni? Czemu nie Władysław Siła-Nowicki, czy Jan Józef Lipski? Pytania, które pewnie pozostaną tajemnicą na zawsze. A szkoda. Bo to ciekawe…


Wisławę Szymborską kocham za „Kota w pustym mieszkaniu” i nie podziwiam za „Ten dzień” (napisany po śmierci Stalina). I za parę innych, w tym duchu. A co jeszcze pamiętam? Cztery paczki papierosów na dobę. I gar wrzątku na środku stołu i stos różnych zupek zwanych chińskimi – każdy z gości mógł sobie wybrać (i sam zrobić!) taką, jaką najbardziej lubi.
Czy to jest cała prawda o człowieku?


KOT W PUSTYM MIESZKANIU

Umrzeć - tego się nie robi kotu.
Bo co ma począć kot
w pustym mieszkaniu.
Wdrapywać się na ściany.
Ocierać między meblami.
Nic niby tu nie zmienione,
a jednak pozamieniane.
Niby nie przesunięte,
a jednak porozsuwane.
I wieczorami lampa już nie świeci.

Słychać kroki na schodach,
ale to nie te.
Ręka, co kładzie rybę na talerzyk,
także nie ta, co kładła.

Coś się tu nie zaczyna
w swojej zwykłej porze.
Coś się tu nie odbywa
jak powinno.
Ktoś tutaj był i był,
a potem nagle zniknął
i uporczywie go nie ma.

Do wszystkich szaf się zajrzało.
Przez półki przebiegło.
Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło.
Nawet złamało zakaz
i rozrzuciło papiery.
Co więcej jest do zrobienia.
Spać i czekać.

Niech no on tylko wróci,
niech no się pokaże.
Już on się dowie,
że tak z kotem nie można.
Będzie się szło w jego stronę
jakby się wcale nie chciało,
pomalutku,
na bardzo obrażonych łapach.
O żadnych skoków pisków na początek.


TEN DZIEŃ
("Życie Literackie" nr 11/61 z 15 marca 1953 r.)

Jeszcze dzwonek, ostry dzwonek w uszach brzmi.
Kto u progu? Z jaką wieścią, i tak wcześnie?
Nie chcę wiedzieć. Może ciągle jestem we śnie.
Nie podejdę, nie otworzę drzwi.

Czy to ranek na oknami, mroźna skra
tak oślepia, że dokoła patrzę łzami?
Czy to zegar tak zadudnił sekundami.
Czy to moje własne serce werbel gra?

Póki nikt z was nie wypowie pierwszych słów,
brak pewności jest nadzieją, towarzysze...
Milczę. Wiedzą, że to czego nie chcę słyszeć -
muszę czytać z pochylonych głów.

Jaki rozkaz przekazuje nam
na sztandarach rewolucji profil czwarty?
- Pod sztandarem rewolucji wzmacniać warty!
Wzmocnić warty u wszystkich bram!

Oto Partia - ludzkości wzrok.
Oto Partia: siła ludów i sumienie.
Nic nie pójdzie z jego życia w zapomnienie.
Jego Partia rozgarnia mrok.

Niewzruszony drukarski znak
drżenia ręki mej piszącej nie przekaże,
nie wykrzywi go ból, łza nie zmaże.
A to słusznie. A to nawet lepiej tak.