wtorek, 20 września 2016

Mroczne spiski terrorystów

„Zaginiona” – Harlan Coben 

Kolejny tom z cyklu, którego bohaterem jest były koszykarz, Myron Bolitar, założyciel agencji MB Rep. Przyznaję jednak, że mnie bardziej fascynuje przyjaciel Bolitara, psychopata Win, ale… to rzecz gustu. 

Po ośmiu latach braku kontaktu do Myrona dzwoni z Paryża Terese Collins, kobieta, z którą miał kiedyś płomienny romans. Terese prosi o bliżej nieokreśloną pomoc, chce żeby Myron przyleciał do niej, do Paryża. Ten odmawia – jest właśnie w szczęśliwym związku z Ali i nie uważa spotkania z byłą kochanką za dobry pomysł. Kilka godzin później okazuje się, że w związku z Ali już nie jest, najwyraźniej miała ona inne plany na przyszłość, więc nic nie stoi na przeszkodzie, by do Paryża się wybrać. 

Swoją drogą zawsze urzeka mnie łatwość, z którą Amerykanie z klasy średniej, podejmują decyzje o fantastycznie drogich, międzykontynentalnych lotach, i to bez względu na stan konta, pracę zawodową, interesy itp.

W Paryżu Bolitar dowiaduje się, że były mąż Terese, reporter Rick Collins, zaginął, a Myron miałby zająć się jego odnalezieniem. Wkrótce okazuje się, że wścibiający nos w podejrzane sprawy reporter, został zamordowany. Na miejscu zdarzenia policja znajduje ślady krwi, należącej do córki Terese i Ricka, dziewczynki, która zginęła w wypadku samochodowym przed wielu laty, w wieku lat siedmiu. I wtedy się zaczyna… 

Paryż, Londyn, Nowy Jork, wreszcie Angola… Badania genetyczne, międzynarodowy terroryzm, tajne służby, wywiad izraelski; trup ściele się gęsto, a akcja toczy się w oszałamiającym tempie, by zakończyć się nieco niespodziewanie i jakby zbyt prosto. 

Rozrywka niezła, choć bez wielkich ambicji.

czwartek, 15 września 2016

Papieże Kościoła katolickiego


„Życie seksualne papieży” – Nigel Cawthorne
 

Czy książka ta napisana jest tendencyjnie? Zależy, co rozumie się przed tendencyjność, bo może to być twórczość nieobiektywna, a nawet stronnicza, ale może to również oznaczać tylko podporządkowanie dzieła pewnej idei, myśli przewodniej. W tym drugim znaczeniu tendencyjność jest oczywista i zawiera się w samym tytule – jest to historia życia seksualnego ludzi, którzy, z założenia, życia seksualnego wieść nie powinni, i według Kościoła katolickiego takowego nie mieli, a nie historia papiestwa w ogóle. 

Wydaje mi się, że autor potraktował temat zbyt pobieżnie, ograniczając się do lapidarnego opisu co większych skandali, ale z drugiej strony nie jest wykluczone, że dokumentów opisujących pierwszych półtora tysiąca lat chrześcijaństwa za wiele do naszych czasów nie dotrwało. 

Zaskoczyła mnie skala zagadnienia – dotąd naiwnie sądziłem, że w każdym stadzie może się znaleźć jedna czy druga czarna owca, ale wychodzi na to, że w tym stadzie czarnych owiec (bo to powszechne nieomalże żony, kochanki, konkubiny, orgie, dzieci, gwałty, sodomia, symonia, morderstwa itp.) czasem, niezbyt często, pojawiała się owca… hm… szara.  

Zwróciłem uwagę na słowa papieża Leona X, który stwierdził, że wiadomo jest od czasów niepamiętnych, ile ta bajka o Jezusie Chrystusie przyniosła korzyści nam i naszym bliskim. Zaintrygowało mnie to tak dalece, że znalazłem też inne źródło, a w nim nieco inne tłumaczenie (Patrzcie, co bajka o Jezusie Chrystusie dla nas zrobiła), a nawet łaciński oryginał: Quantum nobis nostrisque ea de Christo fabula profuerit, satis est omnibus seculis notum. To by oznaczało, że nawet postawy agnostyczne, czy wręcz wyraźnie ateistyczne, nie stały na przeszkodzie do tronu papieskiego. A jak się to ma do – potwierdzonej przez Kościół – nieomylności papieży? Nie wiem i na szczęście nie muszę. 

Zabawna (zabawna wobec zalewu plugastwa) wydała mi się relacja z soboru, który miał sądzić papieża… imienia już nie pamiętam. Postawiono mu około pięćdziesięciu zarzutów. Siedemnaście najgorszych zostało odrzuconych. Pozostało, do czego zresztą się przyznawał, morderstwo, pederastia, sodomia, gwałcenie mniszek… Papieżem być przestał, ale nie przeszkadzało mu to zajmować nadal bardzo wysokie stanowiska w Kościele katolickim. 

Czy Nigel Cawthorne napisał prawdę w swojej książce? Zakładam, że raczej tak, bo w przeciwnym wypadku zgniłby w pierdlu za tak potworne pomówienia. 

Jest to lektura dość ciężka do zniesienia, zważywszy choćby na fakt, że opisywane przypadki nie miały miejsca tylko i wyłącznie w pierwszych latach chrześcijaństwa, jak mi się naiwnie roiło, ale raczej w kilkunastu wiekach, czyli właściwie jeszcze stosunkowo niedawno – a to rodzi trudne pytania i całe mnóstwo wątpliwości.