środa, 28 marca 2012

Perełki na wysypisku śmieci

„Świat jest pełen chętnych suk” – Jacek Piekara

Kilkanaście opowiadań zebranych w cztery działy tematyczne:
- Miłość, seks i nienawiść;
- Bóg i historia;
- Obce światy;
- Planeta masek.

"Planeta masek", czyli trzy opowiadania o przygodach ziemskiego agenta handlowego na Taurydzie, planecie, której mieszkańcy używają specjalnych masek, są wartościowe i wciągające (jedyny problem to fakt, że czytałem je już wcześniej), reszta to żałosna i naiwna grafomania dla niezbyt wymagających gimnazjalistów.

sobota, 17 marca 2012

Nękanie ofiary przestępstwa

Kupiłem na Allegro program komputerowy w wersji ESD (dostawa elektroniczna). Klucz licencyjny aktywujący program okazał się niewłaściwy. Zwróciłem się z tym problemem do sprzedawcy. Ten nie odpowiadał i ostatecznie zamknął swoje konto na Allegro. Zrozumiałem wtedy, że prawdopodobnie padłem ofiarą oszusta i – jako praworządny obywatel – zawiadomiłem organy ścigania; jakoś nie lubię być oszukiwany i okradany – taki ze mnie dziwak.

Po pewnym czasie zostałem wezwany na przesłuchanie – to normalna procedura i z tym się liczyłem. Mimo, że cała sprawę dość dokładnie opisałem w zawiadomieniu o przestępstwie, musiałem opowiedzieć wszystko raz jeszcze, do protokołu. Jak trzeba, to trzeba. Przy okazji dowiedziałem się, że nie jestem jedyną ofiarą oszusta i postępowanie przeciwko niemu toczy się już w E.
Od tamtej pory minął prawie rok…

Niedawno dostałem kolejne wezwanie na komisariat i 28.02.2012 o godzinie 9:00 znów byłem przesłuchiwany. Na wniosek policji, czy może prokuratury w E., miejscowy policjant (grzeczny, kulturalny i dobrze zorientowany w problematyce) zadał mi serię przysłanych z E. pytań. Słuchając ich zastanawiałem się, czy to w czym uczestniczę, dzieje się naprawdę, bo może mam jakieś zwidy i halucynacje?

Jedno z pytań dotyczyło płyty instalacyjnej programu i już tylko to jedno uświadomiło mi, że ludzie w tym E. kompletnie nie rozumieją, o co w tym wszystkim chodzi, a na komputerach i oprogramowaniu nie znają się nawet w stopniu elementarnym. Możliwe też, że nie przeczytali albo nie zrozumieli tego, co napisałem w swoim zawiadomieniu o oszustwie.
Jaka płyta instalacyjna??? Dostawa elektroniczna (ESD) polega właśnie na braku fizycznego nośnika – program ściąga się z serwera sprzedawcy albo producenta programu i e-mailem otrzymuje się klucz licencyjny do niego. Chodzi o obniżenie kosztów po prostu. Jest to powszechnie stosowana praktyka.
Jednak to było najmniejszym problemem, bo okazało się, że w E. domagają się, by nasza, miejscowa policja „zabezpieczyła” mój dysk twardy, aby sprawdzić, czy może przez ten rok nie używam przypadkiem programu, którego używać się nie dało. Przecież dlatego właśnie, że się nie dało, składałem zawiadomienie!!!

W komisariacie w Opolu traktowano mnie bardzo przyzwoicie, więc i ja odpowiadałem grzecznie i wyczerpująco, starając się być pomocnym. Zgodnie z prawdą poinformowałem, że kiedy programu używać się nie dało, to go po prostu odinstalowałem. Poza tym od tego czasu wymieniłem już wiele komponentów komputera, w tym dwa razy dysk twardy (pierwszy się „spalił”). Nie stać mnie na to, by wybrać się do sklepu i poprosić o nowy komputer, a więc sukcesywnie, w miarę możliwości, wymieniam jego podzespoły. Może dzięki temu przesłuchujący mnie policjant odstąpił – nie wiem na jak długo i czy na stałe – od bezsensownego pomysłu rekwirowania mojego dysku.

Bardzo możliwe, że byłbym nawet w stanie udowodnić, że mam teraz inny dysk, może gdzieś w domu mam jeszcze paragony, ale… Stop! Zaraz! Ja niczego nie muszę udowadniać! Nawet gdybym był oskarżonym (a jestem przecież ofiarą przestępstwa!), to w każdym normalnym, cywilizowanym kraju nikomu niczego nie musiałbym udowadniać! To winę trzeba udowodnić, a nie niewinność! Co tu się dzieje???

Czy boję się ewentualnego „zajęcia” dysku? I tak, i nie. Nie, bo ani nie miałem na starych dyskach, ani nie mam obecnie, żadnego nielegalnego, jak to mówią pirackiego,  oprogramowania. Tak, bo w razie czego, co będzie z moimi codziennymi zajęciami w przypadku nieczynnego komputera? Piszę na nim teksty (jestem pisarzem i autorem artykułów), administruję internetowym forum dla ludzi szukających pomocy i wsparcia, obsługuję internetowe konto bankowe, kontaktuję się z rodziną (jestem niepełnosprawny i rzadko wychodzę z domu)…  Co będzie z bezpieczeństwem moich prywatnych i osobistych danych zgromadzonych na dysku? Kiedy i w jakim stanie mi dysk oddadzą, biorąc pod uwagę ich żałosną znajomość tematu?

Wychodziłem z komisariatu zmęczony i rozgoryczony, myśląc o tym, że w tym kraju coś wyraźnie poszło nie tak. To ja jestem ofiarą przestępstwa! To mnie oszukano! Ja jestem poszkodowany! Czemu organy ściągania próbują nękać ofiarę?! To się w głowie nie mieści!

Naturalną koleją rzeczy snuć zacząłem spekulacje na temat hipotetycznych przyczyn takiego zachowania. Może komuś tam, na drugim końcu Polski, zepsułem statystykę składając zawiadomienie o przestępstwie, w związku z tym teraz mnie nie lubi i chce mi dać na przyszłość nauczkę? A co?! Odechce mi się na przyszłość zawracać głowę przestępstwami i skarżyć się, że mnie oszukano.

Jako, że ustrój panujący obecnie w Polsce określam jako feudalno-mafijny, przyszła mi do głowy inna jeszcze hipoteza: szajka fałszerzy oprogramowania z „wtyczkami” w urzędach i instytucjach, mających za zadanie chronić jej kryminalne interesy – problem w tym, że uchronić się nie dało, bo zawiadomienie przyszło z drugiego krańca kraju, więc może chociaż zemścić będzie się można na kimś, kto zburzył idyllę?

Domysły te szybko mnie jednak znudziły i zmęczyły – i tak mam na razie za mało danych, by znaleźć wiarygodną odpowiedź na swoje wątpliwości. Pozostaje jedynie czekać i przekonać się w praktyce, do jakiej granicy posuną się organy ścigania w Polsce w zbożnym dziele nękania i dręczenia ofiary przestępstwa… Może też dowiem się kiedyś, kto takie działania zleca, z jakiego powodu i po co?


czwartek, 15 marca 2012

Forsa jako cel i sens życia

„Z tamtej strony dolara” –  Ross MacDonald

Prywatny detektyw z Kalifornii, Lew Archer poszukuje Toma Hillmana, chłopca, który uciekł z Laguna Perdida, specjalnej szkoły przypominającej raczej zakład poprawczy. Banalna z pozoru sprawa komplikuje się w tempie lawinowym. Choć nie ulega wątpliwości, że Tom sam opuścił szkołę, jego rodzice otrzymują żądanie okupu; pojawiają się wątpliwości dotyczące prawdziwych rodziców Toma, giną ludzie, którzy znali sekrety starego hotelu sprzed prawie dwudziestu lat.

Kryminał mocno psychologiczny, z gatunku tych, w których prawie wszyscy bohaterowie (za wyjątkiem może koleżanki Toma, Stelli Carson) mają mniej czy bardziej „brudne ręce”, a sprawiedliwość, która na koniec dosięgła zabójcy, nie stanowi jednak szczęśliwego zakończenia.

sobota, 10 marca 2012

Cywilizacja PD

Panem et circenses! Chleba i igrzysk! Domagało się rzymskie pospólstwo, skandując okrzyk poety Juwenalisa z Akwinum. Pobudki humanitarne niewielkie miały tu znaczenie przecież podczas igrzysk ginęli niewolnicy i gladiatorzy chodziło przede wszystkim o łagodzenie napięć społecznych oraz poprawę wizerunku i zwiększenie popularności fundatora igrzysk (rozdawanej żywności) na arenie politycznej.

Co zmieniło się od tamtych czasów do dziś? Ano, okazało się, że w Polsce z pierwszego z tych elementów spokojnie można zrezygnować, że wystarczy zastąpić go innym i nadal zachować status quo, czyli ukochany przez władzę, społeczny święty spokój. Oczywiście chleba nie da się zastąpić czymkolwiek, natomiast praktyka wykazała, że w roli zamiennika znakomicie sprawdzają się… zabawki. Zabawki dla dorosłych. I stąd tytuł: Cywilizacja Przedłużonego Dzieciństwa.

Po wielu latach przerwy obejrzałem niedawno wiadomości, nazywane kiedyś dziennikiem telewizyjnym. Wszystkie były ekscytujące (igrzyska), ale nie znalazłem ani jednej, która do czegokolwiek byłaby mi potrzebna.
Coraz częściej, bo już prawie co roku ogłaszane są w Polsce żałoby narodowe… O ile jednak donatorzy rzymskich igrzysk opłacali je z własnej kieszeni, to żałoby narodowe w Polsce władza ogłasza na koszt… podatników. O tym, że coś w tym temacie coraz wyraźniej jest nie w porządku, świadczyć może List Artysty w Żałobie.

Podgrzewające społeczne nastroje „gorące” tematy typu: aborcja, związki homoseksualne, kara śmierci, katastrofa smoleńska czy kolejna żałoba narodowa, ustawiczne podgrzewanie atmosfery wokół niejakiej pani Muchy, częste skandale w środowisku artystycznym itp., to przecież typowe zabiegi socjotechniczne dokonywane przez średniej klasy specjalistów wynajętych przez aktualnie rządzącą kamarylę w celu odwracania uwagi społeczeństwa od spraw naprawdę istotnych, czyli takich jak choćby haniebna reforma emerytalna, tragiczna sytuacja służby zdrowia, bezrobocie, obniżki cen leków, które okazały się podwyżkami, bandyckie stawki podatkowe, łupieżcze opłaty skarbowe oraz galopujące ubożenie społeczeństwa.
„Komuna” skończyła się w tym kraju ponad dwadzieścia lat temu, a tu nadal brak jest jakichkolwiek mechanizmów odpowiedzialności politycznej (karnej zresztą też) dla tych… ,,wybrańców” narodu. Bo przecież wystarczy podsunąć następne „igrzyska”, kolejną zabawkę… Przykre tylko jest to, że tak wielu tak łatwo daje się nabierać na wiecznie te same chwyty.

Dziadek uważał, że mężczyzna w wieku 15-17 lat jest już na tyle dorosły, a przynajmniej dojrzały, że zabawkami bawić się już nie powinien. Chyba, że jest upośledzony umysłowo, niedorozwinięty. Do pewnego stopnia (bo bez tych chorób psychicznych) z dziadkiem się zgadzam i wyraźnie widać, że nie tylko ja… Czemu wyraźnie widać? Ludzie, którzy w swoim i społecznym mniemaniu nie robią nic złego, nie potrzebują wymyślać wyjaśnień i usprawiedliwień, nie czują potrzeby racjonalizowania swoich działań i zachowań. Gorzej, gdy zdają sobie sprawę, że niezupełnie są w porządku…

Najbardziej chyba znanym kiedyś, legendarnym już dzisiaj argumentem dorosłych, którzy nie chcieli albo nie potrafili rozstać się z zabawkami było: kolejka elektryczna jest dla mojego syna. Wprawdzie w chwili zakupu kolejki syn miał pięć miesięcy, ale dumnemu ojcu jakoś jednak udawało się wmówić samemu sobie, że on ją faktycznie kupił dla swojego dziecka. A że rozłożył i używał? No, cóż… trzeba przecież sprawdzić, czy działa.

Od tamtych czasów zabawki nobilitowano – wykorzystując ich stopień skomplikowania, zaawansowaną technologię i… cenę, na którą zwykle wielu z nas zupełnie nie stać*, jednak sposoby i metody samooszukiwania się pozostały w zasadzie bez zmian. O ile jednak tatusia z kolejką stosunkowo łatwo było zdemaskować, to weryfikacja stwierdzenia pracuję na komputerze nie jest już tak prosta, zwłaszcza dla kogoś, kto o komputerach wielkiego pojęcia nie ma.

Ile razy w życiu stwierdziłeś/łaś, że pracujesz na komputerze, podczas gdy w rzeczywistości z pracą nie miało to nic wspólnego, bo ani za to nie płacili, ani nikt nie wymagał? A kiedy ci to wytknięto, ile razy tłumaczyłeś, że babcia, ojciec, ciocia inaczej by nie zrozumieli? Czyżby?! Ile razy stać cię było na prawdę i prostą odpowiedź: bawię się?
W jaki sposób wmawiasz sobie (często także rodzinie), że potrzebujesz tabletu, smartfona, iPoda, iPhona? Że niezbędny ci jest nowy telefon, który oprócz telefonowania i esemesowania ma jeszcze 217 innych funkcji? Potrzebujesz? Jest niezbędny? To może sobie najpierw odpowiedz, do czego i dlaczego jest potrzebny i niezbędny?

Czy potrzebowałem myszy Logotech G300? Czy nie mogłem się obejść bez dysku SSD? Absolutnie nie! Sprawiłem sobie po prostu nowe zabawki. A czy ty potrafisz odróżnić zachcianki od realnych potrzeb? Jesteś w stanie przestać oszukiwać siebie i innych? Bo to jest przecież dziecinada, która przedłużana w nieskończoność jest po prostu infantylna, niesmaczna i żałosna.



--

* Stwierdzenia stać mnie/ nie stać mnie mają zupełnie różne znaczenie w Polsce i krajach cywilizowanych. U nas stać mnie oznacza, że potrafię zgromadzić wymaganą kwotę, wyrywając ją z domowego budżetu i włączając w to pożyczki i kredyty bankowe oraz finansową pomoc bliższej i dalszej rodziny. U ludów cywilizowanych stać mnie, to znaczy, że dysponuję stosowną kwotą i mogę ja wydać na określony cel, bez jakiegokolwiek uszczerbku dla budżetu domowego mojej rodziny, czy najmniejszego ryzyka, choćby ryzyka chwilowego dyskomfortu, wynikającego z krótkotrwałej utraty płynności finansowej.

piątek, 2 marca 2012

Jak to zaleca św. Ignacy

„Medytacja ignacjańska” – Józef Augustyn SJ

 Niewielka książeczka na temat medytacji, jako próby odnalezienia pokoju z Bogiem i własną duszą w zamęcie życia. Życia tu i teraz, na początku XXI wieku, jak i życia w czasach Ignacego Lolyoli.
Ojciec Augustyn SJ w przystępny sposób opowiada o genezie medytacji (zwłaszcza o jej szczególnej roli w nawróceniu rycerza z Loyoli), przedstawionej przez św. Ignacego w jego dziele „Ćwiczenia duchowne”.
Książka zawiera opis warunków i metod medytacji oraz refleksji niezbędnej po ich zakończeniu.

czwartek, 1 marca 2012

Ostateczne pożegnanie

Filip Marlowe, prywatny detektyw, zupełnie przypadkowo staje się świadkiem zabójstwa w barze „u Floriana” – podłej knajpie, która lata świetności ma już dawno za sobą i obecnie jest już tylko lokalem dla kolorowych. Jako, że ofiarą był czarny, co zdaje się przez policję traktowane jest niewiele poważniej niż wykroczenie, Marlowe samotnie rusza na poszukiwania sprawcy, to jest Myszki Malloya, który właśnie opuścił więzienie. Mimo ośmioletniej odsiadki Myszka nadal zakochany jest po uszy w Velmie, dziewczynie, która kiedyś śpiewała „u Floriana” i zniknęła bez śladu. Podążając tropem Malloya, Marlowe (bity, szprycowany narkotykami, straszony itd.) odkrywa też mroczną tajemnicę Velmy.

Jest w tej książce, jak w wielu innych Chandlera, jakaś nostalgia, melancholia, cień beznadziejności.