Kupiłem na Allegro program komputerowy w wersji ESD (dostawa elektroniczna). Klucz licencyjny aktywujący program okazał się niewłaściwy. Zwróciłem się z tym problemem do sprzedawcy. Ten nie odpowiadał i ostatecznie zamknął swoje konto na Allegro. Zrozumiałem wtedy, że prawdopodobnie padłem ofiarą oszusta i – jako praworządny obywatel – zawiadomiłem organy ścigania; jakoś nie lubię być oszukiwany i okradany – taki ze mnie dziwak.
Po pewnym czasie zostałem wezwany na przesłuchanie – to normalna procedura i z tym się liczyłem. Mimo, że cała sprawę dość dokładnie opisałem w zawiadomieniu o przestępstwie, musiałem opowiedzieć wszystko raz jeszcze, do protokołu. Jak trzeba, to trzeba. Przy okazji dowiedziałem się, że nie jestem jedyną ofiarą oszusta i postępowanie przeciwko niemu toczy się już w E.
Od tamtej pory minął prawie rok…
Niedawno dostałem kolejne wezwanie na komisariat i 28.02.2012 o godzinie 9:00 znów byłem przesłuchiwany. Na wniosek policji, czy może prokuratury w E., miejscowy policjant (grzeczny, kulturalny i dobrze zorientowany w problematyce) zadał mi serię przysłanych z E. pytań. Słuchając ich zastanawiałem się, czy to w czym uczestniczę, dzieje się naprawdę, bo może mam jakieś zwidy i halucynacje?
Jedno z pytań dotyczyło płyty instalacyjnej programu i już tylko to jedno uświadomiło mi, że ludzie w tym E. kompletnie nie rozumieją, o co w tym wszystkim chodzi, a na komputerach i oprogramowaniu nie znają się nawet w stopniu elementarnym. Możliwe też, że nie przeczytali albo nie zrozumieli tego, co napisałem w swoim zawiadomieniu o oszustwie.
Jaka płyta instalacyjna??? Dostawa elektroniczna (ESD) polega właśnie na braku fizycznego nośnika – program ściąga się z serwera sprzedawcy albo producenta programu i e-mailem otrzymuje się klucz licencyjny do niego. Chodzi o obniżenie kosztów po prostu. Jest to powszechnie stosowana praktyka.
Jednak to było najmniejszym problemem, bo okazało się, że w E. domagają się, by nasza, miejscowa policja „zabezpieczyła” mój dysk twardy, aby sprawdzić, czy może przez ten rok nie używam przypadkiem programu, którego używać się nie dało. Przecież dlatego właśnie, że się nie dało, składałem zawiadomienie!!!
W komisariacie w Opolu traktowano mnie bardzo przyzwoicie, więc i ja odpowiadałem grzecznie i wyczerpująco, starając się być pomocnym. Zgodnie z prawdą poinformowałem, że kiedy programu używać się nie dało, to go po prostu odinstalowałem. Poza tym od tego czasu wymieniłem już wiele komponentów komputera, w tym dwa razy dysk twardy (pierwszy się „spalił”). Nie stać mnie na to, by wybrać się do sklepu i poprosić o nowy komputer, a więc sukcesywnie, w miarę możliwości, wymieniam jego podzespoły. Może dzięki temu przesłuchujący mnie policjant odstąpił – nie wiem na jak długo i czy na stałe – od bezsensownego pomysłu rekwirowania mojego dysku.
Bardzo możliwe, że byłbym nawet w stanie udowodnić, że mam teraz inny dysk, może gdzieś w domu mam jeszcze paragony, ale… Stop! Zaraz! Ja niczego nie muszę udowadniać! Nawet gdybym był oskarżonym (a jestem przecież ofiarą przestępstwa!), to w każdym normalnym, cywilizowanym kraju nikomu niczego nie musiałbym udowadniać! To winę trzeba udowodnić, a nie niewinność! Co tu się dzieje???
Czy boję się ewentualnego „zajęcia” dysku? I tak, i nie. Nie, bo ani nie miałem na starych dyskach, ani nie mam obecnie, żadnego nielegalnego, jak to mówią pirackiego, oprogramowania. Tak, bo w razie czego, co będzie z moimi codziennymi zajęciami w przypadku nieczynnego komputera? Piszę na nim teksty (jestem pisarzem i autorem artykułów), administruję internetowym forum dla ludzi szukających pomocy i wsparcia, obsługuję internetowe konto bankowe, kontaktuję się z rodziną (jestem niepełnosprawny i rzadko wychodzę z domu)… Co będzie z bezpieczeństwem moich prywatnych i osobistych danych zgromadzonych na dysku? Kiedy i w jakim stanie mi dysk oddadzą, biorąc pod uwagę ich żałosną znajomość tematu?
Wychodziłem z komisariatu zmęczony i rozgoryczony, myśląc o tym, że w tym kraju coś wyraźnie poszło nie tak. To ja jestem ofiarą przestępstwa! To mnie oszukano! Ja jestem poszkodowany! Czemu organy ściągania próbują nękać ofiarę?! To się w głowie nie mieści!
Naturalną koleją rzeczy snuć zacząłem spekulacje na temat hipotetycznych przyczyn takiego zachowania. Może komuś tam, na drugim końcu Polski, zepsułem statystykę składając zawiadomienie o przestępstwie, w związku z tym teraz mnie nie lubi i chce mi dać na przyszłość nauczkę? A co?! Odechce mi się na przyszłość zawracać głowę przestępstwami i skarżyć się, że mnie oszukano.
Jako, że ustrój panujący obecnie w Polsce określam jako feudalno-mafijny, przyszła mi do głowy inna jeszcze hipoteza: szajka fałszerzy oprogramowania z „wtyczkami” w urzędach i instytucjach, mających za zadanie chronić jej kryminalne interesy – problem w tym, że uchronić się nie dało, bo zawiadomienie przyszło z drugiego krańca kraju, więc może chociaż zemścić będzie się można na kimś, kto zburzył idyllę?
Domysły te szybko mnie jednak znudziły i zmęczyły – i tak mam na razie za mało danych, by znaleźć wiarygodną odpowiedź na swoje wątpliwości. Pozostaje jedynie czekać i przekonać się w praktyce, do jakiej granicy posuną się organy ścigania w Polsce w zbożnym dziele nękania i dręczenia ofiary przestępstwa… Może też dowiem się kiedyś, kto takie działania zleca, z jakiego powodu i po co?