sobota, 27 sierpnia 2022

Przeminęło wraz z wyborami

 „One za tym stoją” – Aleksandra Boćkowska 

Aleksandra Boćkowska, redaktorka związana kiedyś z kilkoma poczytnymi pismami, prezentuje osiem znaczących postaci: redaktorkę Radia TOK FM, wokalistkę, prezeskę wydawnictwa W.A.B., wiceministerkę (a może wiceministrę) spraw zagranicznych, restauratorkę, dyrektorkę Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, prezeskę Urzędu Komunikacji Elektronicznej, współtwórczynię tygodnika mody… Czyli po prostu: Beata Stelmach, Ewa Wanat, Agnieszka Kręglicka, Beata Stasińska, Anna Streżyńska, Kayah, Irmina Kubiak i Agnieszka Odorowicz.

Panie te pokazane są w oczach rodziny, współpracowników, znajomych, konkurentów, podwładnych i swoich własnych. Motywem przewodnim, co zresztą sugeruje tytuł, jest ich ogromny wpływ na Polki, Polskę i może nawet czasem Polaków.

Książka trafiła do moich rąk dziesięć lat po jej wydaniu, a dzięki temu łatwiej mi ocenić, co zostało z ich działań, jak bardzo i na jak długo zmieniły w naszym kraju cokolwiek.

Polecam, ale tylko miłośnikom najnowszej historii zmian w Polsce.

Uroki uwiedzenia nieletniej

 „Próba” – Eleanor Catton

W przypadku tej książki opis na okładce przydał się bardzo, bez niego pewnie odłożyłbym tę lekturę po próbie przebrnięcia przed pierwszych dwadzieścia stron. Blurb zawiera informację o romansie nauczyciela ze szkoły muzycznej z nieletnią uczennicą, co oczywiście było powodem skandalu w całym mieście, oraz o pomyśle studentów szkoły teatralnej (Instytut Dramatyczny), by odegrać przedstawienie oparte na tym zdarzeniu.

Victoria to uczennica romansująca z nauczycielem, jednak to nie oni dwoje są głównymi bohaterami, katalizatorami, owszem, ale pierwszoplanowymi postaciami są trzy inne osoby: Isolde, młodsza siostra Victorii, która uczy się w szkole muzycznej, nauczycielka gry na saksofonie i Stanley, student ze szkoły teatralnej.

W „Próbie” nie zawsze wiadomo, co jest prawdą, a co fikcją, wizją artystyczną, i to bywa męczące. Natomiast najważniejsze jest chyba przedstawienie pewnej życiowej prawdy: nie każde naganne i godne potępienia działanie, jest takie jednoznacznie złe, niektórym, czasem, wydawać się może wręcz pożądane.

Książka ewidentnie za długa, z mnóstwem literackich i formalnych udziwnień. Nie polecam.


czwartek, 25 sierpnia 2022

Rzecz o belgijskiej arystokracji

„Zbrodnia hrabiego Neville'a” – Amélie Nothomb

Zakochałem się w atrakcyjnej kobiecie w czarnym kapeluszu i w powieści „Z pokorą i uniżeniem”, ale lata mijały i styl, który pasował młodej dziewczynie, niezupełnie sprawdzał się po pięćdziesiątce. Dwie jej kolejne książki, nawet nie pamiętam już ich tytułów, odłożyłem znudzony i zniechęcony po dobrnięciu (z trudem) do jednej trzeciej. „Zbrodnia hrabiego Neville'a” z 2016 roku, miała być ostatnią szansą.

Hrabia Henri Neville plajtuje i musi sprzedać rodzinny zamek Pluvier. Nie zamierza jednak rezygnować z organizacji słynnego w okolicy garden-party, nawet, a może tym bardziej, że to ostatni raz.

Siedemnastoletnia córka hrabiego, Sérieuse Neville, wpada na ciekawy pomysł, by spędzić wrześniową noc w lesie. Znajduje ją w tym lesie wróżka, Rosalba Portenduére, zabiera do swojego domu i – dopiero rano – zawiadamia hrabiego. Swoją drogą Neville nawet nie zauważył wyjścia córki.

Kiedy ojciec przyjeżdża po córkę, Rosalba Portenduére informuje go w obecności udającej sen Sérieuse, że podczas planowanej imprezy, tego ostatniego w posiadłości garden-party, hrabia zamorduje jednego ze swoich gości.

Hrabia Neville z pomocą córki przegląda listę planowanych gości i oboje typują, kto z nich będzie, a przynajmniej mógłby być, ofiarą. Sérieuse uparcie obstawia tylko jedną osobę. 
Nie jest wykluczone, że przepowiednia wróżki, przyjmującej z czasem wymiar jakiejś klątwy, ma jakiś związek z przeszłością hrabiego, z historią jego małżeństwa, lub tkwi w samym zamku.

Dwie bezsenne noce z rzędu strasznie sześćdziesięcioośmiolatka wymęczyły. Gdyby chociaż miał pewność, że następnej nocy zdoła zasnąć! Ale znalazł się, jak sądził, w sytuacji bez wyjścia. Zanosiło się więc na to, że szybko się nie uwolni od bezsenności. Czwartego października będę tak wykończony, że nie będę w stanie podejmować gości ani nikogo zabić, myślał z przerażeniem*.

Pisarstwo Nothomb przypomina mi muzykę Erika Satie (szczególnie cykle fortepianowe „Gnossiennes” i „Gymnopédies”), kontrowersyjnego i ekscentrycznego kompozytora francuskiego czasów fin de siècle, którego jedni uważają za geniusza, a inni za błazna.

„Zbrodnię hrabiego Neville'a” uważam za całkiem niezłą powieść miniaturową, taki psychotyczny kryminał z umiarkowanie śmiesznym czarnym humorem, ale nie jestem pewien, czy koniecznie potrzebuję nadal eksperymentować z pisarstwem Amélie Nothomb; pisarstwem bardzo dobrym, zapewne, ale dla mnie chyba jednak zbyt… belgijskim. Nie jest też wykluczone, że mnie w nim (tym pisarstwie) coś znaczącego umyka.




--
* Amélie Nothomb, „Zbrodnia hrabiego Neville'a”, przekład Małgorzata Kozłowska, Wydawnictwo Literackie, s. 60.

piątek, 19 sierpnia 2022

Poznaj świat, w którym żyjesz

 „21 lekcji na XXI wiek” – Yuval Noah Harari

Juwal Noach Harari,izraelski historyk i profesor na Wydziale Historii Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie, „21 lekcji na XXI wiek” napisał około dwa lata po „Homo deus” – dla mnie to ma znaczenie, choć obie te pozycje w Polsce ukazały się jednocześnie. Sam o sobie we „Wprowadzeniu” napisał tak:

Jestem historykiem i nie potrafię pomagać innym, dostarczając jedzenie lub ubrania – mogę jednak spróbować rozjaśnić im nieco horyzont, przyczyniając się w ten sposób do wyrównywania szans w skali globalnej. Jeśli pozwoli to choćby garstce osób włączyć się w dyskusję na temat przyszłości naszego gatunku, będzie to znaczyło, że spełniłem swoje zadanie*.

Wymyśliłem kiedyś dla siebie kilka własnych, prywatnych „złotych myśli”, jedną z nich jest: jasne komunikaty rodzą jasne sytuacje. W związku z tym doszedłem do wniosku, że może nawet niekoniecznie trzeba włączać się aktywnie w dyskusje na temat przyszłości naszego gatunku, ale dobrze byłoby mieć jakieś pojęcie, o co w ogóle chodzi, na czym polega gra. Choć nie jest wykluczone, że najważniejsze jest to, co można w niej przegrać, co stracić.

W „Homo deus”, którą czytałem niedawno, Yuval Noah Harari koncentrował się na przyszłości i to tej dalszej. W „21 lekcjach na XXI wiek” skupia się sprawach bieżących, na tym, co dzieje się tu i teraz. I znowu, jak i poprzednio, autor patrzy globalnie; to nie jest punkt widzenia konkretnego człowieka, który zmaga się z określonymi problemami, wynikającymi, na przykład, z nieudolności władzy w jego kraju (wyjątki są rzadkie, głównie w rozdziale, który dotyczy terroryzmu). Harari obserwuje siły, które kształtują społeczeństwa i stara przewidzieć efekty ich działania na czas najbliższy.

Dwadzieścia jeden tematów, które porusza w niniejszej publikacji, nie są nowością dla czytelników, którzy śledzą jego twórczość. O tej książce, także we „Wprowadzeniu”, napisał:

Tak naprawdę ta książka powstawała w dialogu z tymi, dla których ją pisałem. Wiele jej rozdziałów zrodziło się w odpowiedzi na pytania stawiane mi przez czytelników, dziennikarzy i kolegów. Wcześniejsze wersje poszczególnych fragmentów były już w różnej postaci publikowane, dzięki czemu miałem okazję uzyskać opinie na ich temat i poprawić swoją argumentację. W pewnych miejscach skupiam się na technice, w innych na polityce, religii czy sztuce. Niektóre rozdziały wysławiają ludzką mądrość, inne podkreślają decydującą rolę ludzkiej głupoty. Nadrzędne pytanie pozostaje jednak to samo: co dziś dokonuje się w świecie i jaki jest głęboki sens tych wydarzeń?

Książka składa się z pięciu głównych części: „Wyzwanie techniczne", "Wyzwanie polityczne", "Rozpacz i nadzieja", "Prawda", "Odporność”. W częściach tych zawarte są rozdziały takie, jak na przykład: „Postprawda", "Sprawiedliwość", "Rozczarowanie", "Bóg", "Nacjonalizm” i inne. Wbrew pozorom nie ma to nic wspólnego z obecną sytuacją w Polsce.

Z autorem można się zgadzać lub zupełnie nie, ale niewątpliwie warto popatrzeć na otaczający świat z nieco innego punktu odniesienia. A może dokładnie tego samego? Choćby po to, żeby w jakimś tam temacie dojść do wniosku, że nie, to nie moja bajka, ja zostaję przy swoim. Albo, by zrozumieć, że facet mądrze gada.

Yuval Noah Harari dedykuje tę książkę swojemu mężowi – z Icikiem Jahawem pobrali się w Toronto, bo w Izraelu nie było to możliwe. Więc lektura „21 lekcji na XXI wiek” jest też szansą na zweryfikowanie własnych poglądów i wątpliwości, czy osoby homoseksualne postrzegają świat tak samo, jak hetero.




--
* Wszystkie cytaty pochodzą z e-booka: Yuval Noah Harari, „21 lekcji na XXI wiek”, przekład Michał Romanek, Wydawnictwo Literackie, 2018 (konwersja: eLitera s.c.).


środa, 17 sierpnia 2022

Przyszłość zaczęła się wczoraj

 „Homo deus. Krótka historia jutra” – Yuval Noah Harari

Egocentryk to człowiek oceniający wszystko z własnego punktu widzenia i wszystko odnoszący do siebie. Uważam, że egocentrykiem, w stopniu mniejszym lub większym, jest absolutnie każdy, bo jest on jak najbardziej naturalną postawą rozwojową, zarówno umysłową jak i moralną. Z jakiego niby punktu widzenia miałby świat oceniać człowiek? Z boskiego? No, przecież raczej ze swojego. Właściwie tylko w tym jest pewien problem, żeby nie przekraczać granicy, która przebiega mniej więcej tam, gdzie zaczyna się, albo może zaczynać, krzywda drugiego człowieka.
„Homo deus” zdecydowanie nie jest dla tych czytelników, którzy nie potrafią, choćby na chwilę, czyli na czas czytania tej książki, mocno swój naturalny egocentryzm ograniczyć.

Dlaczego to takie ważne? Bo Yuval Noah Harari napisał o ludzkości, a nie o ludziach. Nawet o narodach bardzo rzadko. O całej ludzkości; obecnej i przyszłej. Jeśli nawet przez moment nie interesuje kogoś ludzkość bez niego samego, to… może lepiej, żeby poszukał sobie innej lektury, bo spekulacje (rozsądne i sensowne) o odległej przyszłości zapewne wydadzą się bezwartościowe.

Według autora, trzy najważniejsze problemy ludzkości, to jest epidemie, głód i wojny, zostały już prawie pokonane. I rozumiem, że w ujęciu globalnym, wojna na Ukrainie w zasadzie niewiele tu zmienia. W rozdziale „Nowy plan ludzkości” Harari napisał:

Oczywiście, że głód, zaraza i wojna nie znikły całkowicie z powierzchni ziemi, więc nie powinniśmy przestać się nimi martwić. Wprost przeciwnie. Przez setki lat ludzie sądzili, że są to problemy nie do rozwiązania, wobec tego bezsensowne są próby położenia im kresu. Modlili się do Boga o cud, ale sami nie podejmowali poważnych starań, by wytępić głód, zarazy i wojny*.

A w rozdziale „Przełamanie prawa dżungli”:

Trzecia dobra wiadomość jest taka, że wojny już nie panoszą się na świecie. W ciągu całych dotychczasowych dziejów ludzie traktowali wojnę jako rzecz oczywistą, podczas gdy pokój był stanem chwilowym i niepewnym. Stosunkami międzynarodowymi rządziło prawo dżungli, zgodnie z którym nawet jeśli dwa państwa żyły ze sobą w pokoju, wojna między nimi zawsze pozostawała możliwa.

Skoro ludzie, powoli, zaczynają radzić sobie z głodem, zarazami i wojnami, to co stanie się kolejnym wyzwaniem ludzkości, jakie cele staną się priorytetowe? Yuval Noah Harari najwyraźniej zna odpowiedź. W rozdziale „Ostatnie dni śmierci” twierdzi:

W XXI wieku ludzie prawdopodobnie podejmą poważną próbę osiągnięcia nieśmiertelności. Walka ze starością i śmiercią będzie tylko kontynuacją uświęconego tradycją zmagania z głodem i chorobą, będzie przejawem przywiązania do najwyższej wartości współczesnej kultury: wartości ludzkiego życia.

Drugim wyzwaniem będzie zapewne odkrycie klucza do szczęścia (rozdział „Prawo do szczęścia”). Jednak najważniejszy wydaje się etap trzeci, i o tym głównie traktuje „Homo deus”, to jest przemiana ludzi w bogów. Z rozdziału „Bogowie planety Ziemi”:

Upgrade’owanie ludzi do bogów może się dokonywać na trzech drogach: bioinżynierii, konstruowania cyborgów oraz konstruowania istot nieorganicznych.
/…/
W pogoni za zdrowiem, szczęściem i władzą ludzie będą stopniowo zmieniali najpierw jakąś jedną ze swoich cech, a potem kolejną, jeszcze następną... Aż w końcu nie będą już ludźmi.

Wiadomość, że nie będą już ludźmi, wbrew pozorom i pierwszemu wrażeniu, jest wiadomością dobrą. Starość się Bogu nie udała, o to chyba sprzeczać się nie będzie nikt, więc uwolnienie od słabych, kiepsko działających ciał, jest opcją godną rozważenia. Może nawet bardzo pożądaną.

Z punktu widzenia autora „Homo deus” proces zawłaszczania tego, co bogowie chcieli zachować dla siebie, trwa i to od dawna. Bóg pomieszał ludziom języki, więc każdy translator jest sprzeciwieniem się Jego woli. Porozumiewanie się na bardzo dalekie odległości, jak i latanie w powietrzu, jest próbą sięgania po przymioty boskie.
Transformacje ciała człowieka też już trwają. Na przykład chip wielkości ziarnka ryżu, wszczepiony pod skórę na dłoni, umożliwia, otwieranie drzwi, uruchamianie urządzeń, płacenie za towary… To dzieje się teraz, już, dzisiaj, a nawet wczoraj.

Bez względu na to, czy wizja autora wydaje się pociągająca, czy nie do przyjęcia, warto ją poznać, bo jest prawdopodobna i to w przyszłości wcale nie tak odległej.





--
* Wszystkie cytaty pochodzą z e-booka: Yuval Noah Harari, „Homo deus. Krótka historia jutra”, przekład Michał Romanek, Wydawnictwo Literackie, konwersja eLitera s.c.

środa, 10 sierpnia 2022

Jak zdobywano Dziki Zachód

 „Krew i burza” - Hampton  Sides

W połowie dziewiętnastego wieku, w dużej mierze dzięki ekspansjonistycznym zapędom prezydenta Polka, Stany Zjednoczone ruszają na podbój Dzikiego Zachodu. Wizja, by kraj rozciągał się od oceanu do oceanu nazwano… nie, to nie cyniczny żart – Boskim Przeznaczeniem. Przy okazji tysiącami mordowano Meksykanów i Indian, głównie Nawaho, ale też wszystkich innych.

Żeby to monumentalne i bardzo rzetelne dzieło historyczne dało się jakoś strawić, jego autor zastosował konwencję beletryzowanego dokumentu. Głównym bohaterem uczynił trapera i zwiadowcę, uczestnika wojny secesyjnej i generała, Kita Carsona (1809-1868). Jego imieniem nazwano miasto Carson City w stanie Nevada.

Przeczytałem niedawno kilka westernów dla dorosłych, więc może dlatego powieść Hamptona Sidesa nie porwała mnie za bardzo. Powiedziałbym, że jest to niewątpliwie pasjonująca historia, ale napisana dość ciężkawo. W każdym razie nie jest to dzieło najłatwiejsze w odbiorze.

sobota, 6 sierpnia 2022

Oczekiwanie i rozczarowanie

„Królestwo” – Szczepan  Twardoch

Odnoszę wrażenie, że nasi, nawet ci całkiem nieźli pisarze, nie są w stanie pojąć, że geniusze pisali proste historie, bez cudacznych i wątpliwych udziwnień. „Martin Eden”, „Grona gniewu”, „Lalka”. Zalane światy, dryfujące po niebie Lewiatany, mityczne Aresy… Warto byłoby zrozumieć, że tego typu wstawki nie wzbogacają powieści, raczej wprost przeciwnie. Poprawianie na siłę, nieudolne stwarzanie pozorów jakiejś głębi, zupełnie nie sprzyja ostatecznemu efektowi.

Szczepan Twardoch zrezygnował w „Królestwie” z kaszalota, i całe szczęście, ale za to wymyślił Aresa, mitycznego bohatera, który miałby pomścić Żydów, uwolnić ich itp. Ale od początku…

„Królestwo” jest kontynuacją „Króla”. Zapewne dałoby się je czytać bez znajomości części pierwszej, ale z trudem, brakiem zrozumienia pewnych treści… nie polecam. Właściwie to nie polecam w ogóle, bo wyraźnie autor pisał „Królestwo” tylko dlatego, żeby dalej zarabiać na (zasłużonej) sławie „Króla”. Pomysł, żeby napisać kontynuację losów żydowskiego boksera i kryminalisty, Jakuba Szapiry, której akcja dziać się będzie głównie w czasie niemieckiej okupacji, wydaje się całkiem sensowna, ale trzeba byłoby mieś jeszcze pomysł, jak to zrobić i co konkretnie w tej kontynuacji miałoby się znaleźć. A tego Twardochowi zupełnie zabrakło.

Jakub Szapiro był osią, głównym motywem, fundamentem „Króla”, więc i w „Królestwie” nie mogło go zabraknąć. Tyle, że tutaj staje się głazem pośrodku salonu. Nie rusza się, nic nikomu nie robi, ale przeszkadza wszystkim, bo trzeba go omijać, liczyć się wiecznie z jego nijaką obecnością. Życiową aktywność Szapiro, dawny król żydowskiej Warszawy, odzyskuje tylko w retrospektywnych wspomnieniach przedwojennej burdelmamy, Ryfki Kij, dawnej kochanki, lub swojego syna Dawida.
Dawid Szapiro powoli i w zmienionych warunkach przejmuje rolę ojca i to on stara się, by brat bliźniak Daniel i matka Emilia jakoś przetrwali okupację, getto, powstanie.

„Król” kończy się bezsensownym i histerycznym powrotem rodziny Szapirów, którzy już byli w drodze do Palestyny. Emigracja w 1939 roku, w Polsce i Warszawie, była dla Żydów bardzo mądrym posunięciem. Ale Jakub Szapiro postanowił, że wracają. W Warszawie był królem, a w Palestynie… może już nigdy nikim ważnym. Tym samym skazał całą rodzinę na wojnę, okupację i getto. Tak więc „Królestwo” jest powieścią o losie Szapirów w okupowanej Warszawie.

W książce znalazłem mnóstwo powtórzeń, jakby trzeba było to samo wydarzenie pokazywać z odrobinę różnych stron, po kilka razy. Ryfka Kij przekrada się w ruinach Warszawy szukając jedzenia albo czegoś na handel. Powtarza się to tak często i jej rozmyślania przy tym są tak podobne, że czytanie o tym po raz któryś tam staje się niestrawne.
Zdarzają się w „Królestwie” naprawdę dobre momenty, ale błyszczą one, jak diamenty w lepkim błocie. Na przykład opowieść o losie Tosi Klajnberg. Jednak takich jest bardzo, bardzo mało. A szkoda…

Ostatecznie „Królestwo” nie jest może powieścią całkiem złą, ale w porównaniu do „Króla”, a tego porównania uniknąć się nie da, to jednak dość słabą, gorszą o kilka punktów.

wtorek, 2 sierpnia 2022

Porywająca biografia Holmesa

 „Sherlock Holmes. Biografia nieautoryzowana” – Nick Rennison

Przypomniało mi się, że dawno, dawno temu czytałem o tym, jak na terenie jakichś wykopalisk znaleziono kość, a właściwie to jedynie fragment kości. Na jego podstawie antropolodzy, zoolodzy i inni specjaliści odtworzyli szkielet dinozaura. Pełny szkielet z kawałka kości!
Nick Rennison dokonał takiej właśnie pracy z postacią Sherlocka Holmesa. Wysiłek, jaki włożył w opracowanie biografii detektywa, drobiazgowa znajomość twórczości Arthura Conan Doyle’a, wiedza o realiach epoki wiktoriańskiej (i nie tylko) oraz znaczących postaciach tamtych czasów, jest po prostu nieprawdopodobna albo porażająca. W trakcie lektury trudno jest nieustannie pamiętać, że bohater tej biografii tak naprawdę nigdy nie istniał. W połowie zaczęło mi się wydawać, że owszem, Sherlock Holmes jest postacią fikcyjną (a byłem w jego domu przy 221b Baker Street), ale może Conan Doyle oparł swój pomysł na jakiejś realnie istniejącej kiedyś postaci albo kilku osobach.

Można by spytać, i byłoby to jak najbardziej uzasadnione, po co Nick Rennison włożył tyle pracy w tworzenie biografii nieistniejącego bohatera? Odpowiedź jest związana z innym ważnym pytaniem, dla kogo jest ta książka? Wydaje mi się, że dla czytelników takich, jak ja, do malejącego z każdym rokiem grona miłośników przygód Sherlocka Holmesa. Opowiadania Arthura Conan Doyle’a były jednymi z pierwszych kryminałów, które czytałem w wieku lat kilkunastu. Matka uznała, że są na tyle łagodne, że nadają się na początek, zanim sięgnę po Agathę Christie, Dashiella Hammetta, Raymonda Chandlera i innych. Postacią głównego bohatera, prywatnego detektywa o niesamowitej zdolności dedukcji, byłem zachwycony i zaintrygowany. Przeczytałem wszystkie opowiadania o Sherlocku Holmesie i to po kilka razy. I choć od tego czasu minęło wiele lat, sentyment pozostał. I właśnie dla takich miłośników albo wręcz wielbicieli jest biografia Rennisona.

Prezentując przodków i drzewo genealogiczne Holmesa autor jego biografii sięgnął do XIII wieku i dokonał tego w sposób niezwykle wiarygodny.

W tych okolicach Holmesowie mieszkali od wieków. Już w roku 1219 w annałach Sądu Wyjazdowego hrabstwa York znajduje się wzmianka o człowieku nazwiskiem Urkell de Holmes; w okresie późnego średniowiecza ród Holmesów – dawniej średniorolnych chłopów – awansował do szeregów drobnej szlachty. Walter Holmes z Kirkbymoorside, położonego osiem mil od Pickering, wymieniony jako jeden z walczących po stronie dziedzica domu Yorków, Edwarda IV, w bitwie pod Towton w 1461, jest prawie z całą pewnością przodkiem Sherlocka i Mycrofta w linii prostej*.

Książka zawiera dziesiątki, a może i setki przypisów i odnośników. Nick Rennison wyłowił mnóstwo detali biograficznych z sensacyjnych i kryminalnych opowiadań o Holmesie. I to stanowi o fenomenie tej biografii. Do tego rzetelna wiedza o historii Wielkiej Brytanii i mamy genialną pozycję, ale… tylko dla miłośników.







--
* Nick Rennison, „Sherlock Holmes. Biografia nieautoryzowana”, przekład Anna Bartkowicz, WAB, 2010, s. 18.