„Drewniany różaniec. Oblubienice” – Natalia Rolleczek
Czytałem tę książkę
wiele razy. Jak zresztą większość książek zgromadzonych w moim domu rodzinnym.
Podczas lektury zwykle przypominały mi się koszmarne opowieści wujka, który
posyłany był do przedszkola prowadzonego przez zakonnice. Przedszkole to
mieściło się ze sto metrów od naszego domu i często obok niego przechodziliśmy.
Jeśli nie było z nami dorosłych (wujek był starszy o kilka lat zaledwie),
przyśpieszaliśmy kroku albo szli drugą stroną ulicy – żeby te straszne kobiety
nas tam nie wciągnęły. Pewnie dlatego, kiedy wybuchła afera z siostrą
Bernadettą, jakoś nie zdziwiło mnie to, że siostry Scholastyka, Bernadetta,
Monika, Patrycja, pozwalały dzieci gwałcić, a same biły je menażką do utraty
przytomności („Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie?” – Justyna Kopińska).
Sierociniec pokazany w „Drewnianym różańcu”, prowadzony przez felicjanki w
Zakopanem w latach trzydziestych ubiegłego wieku, to w porównaniu do zakładu
boromeuszek, po prostu głupstwo, drobiazg; miejsce może niezbyt miłe, niekomfortowe,
ale jeszcze znośne.
Natalia Rolleczek
zmarła niedawno, kilka miesięcy po setnych urodzinach, a ja znów sięgnąłem po
„Drewniany różaniec”. Nie pamiętam, czy mam pierwsze wydanie, czy jedno z
pierwszych, ale to najnowsze (edycja Ha!artu) oglądałem u znajomych i od razu
rzuciły mi się w oczy zmiany w tekście (zakonnice przedstawione są nie aż tak
źle) oraz fakt, że książka jest znacznie krótsza niż pierwsze wydania.
Fabuła. Lata
trzydzieste, do sierocińca w Zakopanem, prowadzonego przez siostry felicjanki,
trafia, początkowo niby tylko na rok, nastoletnia Natalia – ojczym nie może
znaleźć pracy, siostra zmarła na gruźlicę, w domu bieda aż piszczy…
Dziewczyna z trudem
dostosowuje się do zastanych warunków, obserwuje i opisuje zakonno-zakładową
rzeczywistość. Obłuda, zakłamanie, hipokryzja, kłamstwa, kradzieże, oszustwa,
bicie (drewnianym różańcem), praca ponad siły, głód, choroby… Całkowite i
kompletne zaprzeczenie ideałów chrześcijańskich. Księdzu siostry serwują wystawne
śniadania, podczas, gdy sieroty głodują. Siostry zakonne może i są równe przed
Bogiem, ale w klasztorze dzielą się na „lepsze”, chórowe, czyli te, które do
zakonu wniosły spory posag, oraz „gorsze”,tzw. konwerski, taki drugi sort,
kobiety od brudnej roboty.
A ja
wypłakując na stryszku swój żal na kolanach siostry Zenony pytałam podnosząc
głowę:
— Dlaczego pan Bóg,
jeśli jest, jeśli naprawdę istnieje — dlaczego nie dopomógł Frankowi? Dlaczego?
Na to
przyszła szczególna odpowiedź, która mnie zdumiała jak bluźnierstwo w ustach
świętego:
— Bo Zakon jest
mocniejszy od pana Boga. Pan Bóg zrobiłby dla ludzi niejedno. Ale Zakon nie
zrobi.
I
westchnąwszy, siostra Zenona pogłaskała mnie po włosach.
Obraz oburzający i
odrażający. Ale jest w książce także parę zdań, dzięki którym można zorientować
się, że życie w międzywojennej Polsce nie było jednak tak idealne, jak to
obecnie próbuje przedstawiać propaganda. Moje wydanie zawiera także rozdziały,
części „Koło Młodych Polek”, „Oblubienice”, a zwłaszcza „Litość”, pierwszą,
poświęconą pamięci Łucji, starszej siostry Natalii.