wtorek, 16 lipca 2019

Udawaj, że kochasz bliźniego


„Drewniany różaniec. Oblubienice” –  Natalia Rolleczek

Czytałem tę książkę wiele razy. Jak zresztą większość książek zgromadzonych w moim domu rodzinnym. Podczas lektury zwykle przypominały mi się koszmarne opowieści wujka, który posyłany był do przedszkola prowadzonego przez zakonnice. Przedszkole to mieściło się ze sto metrów od naszego domu i często obok niego przechodziliśmy. Jeśli nie było z nami dorosłych (wujek był starszy o kilka lat zaledwie), przyśpieszaliśmy kroku albo szli drugą stroną ulicy – żeby te straszne kobiety nas tam nie wciągnęły. Pewnie dlatego, kiedy wybuchła afera z siostrą Bernadettą, jakoś nie zdziwiło mnie to, że siostry Scholastyka, Bernadetta, Monika, Patrycja, pozwalały dzieci gwałcić, a same biły je menażką do utraty przytomności („Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie?” – Justyna Kopińska). Sierociniec pokazany w „Drewnianym różańcu”, prowadzony przez felicjanki w Zakopanem w latach trzydziestych ubiegłego wieku, to w porównaniu do zakładu boromeuszek, po prostu głupstwo, drobiazg; miejsce może niezbyt miłe, niekomfortowe, ale jeszcze znośne.

Natalia Rolleczek zmarła niedawno, kilka miesięcy po setnych urodzinach, a ja znów sięgnąłem po „Drewniany różaniec”. Nie pamiętam, czy mam pierwsze wydanie, czy jedno z pierwszych, ale to najnowsze (edycja Ha!artu) oglądałem u znajomych i od razu rzuciły mi się w oczy zmiany w tekście (zakonnice przedstawione są nie aż tak źle) oraz fakt, że książka jest znacznie krótsza niż pierwsze wydania.

Fabuła. Lata trzydzieste, do sierocińca w Zakopanem, prowadzonego przez siostry felicjanki, trafia, początkowo niby tylko na rok, nastoletnia Natalia – ojczym nie może znaleźć pracy, siostra zmarła na gruźlicę, w domu bieda aż piszczy…
Dziewczyna z trudem dostosowuje się do zastanych warunków, obserwuje i opisuje zakonno-zakładową rzeczywistość. Obłuda, zakłamanie, hipokryzja, kłamstwa, kradzieże, oszustwa, bicie (drewnianym różańcem), praca ponad siły, głód, choroby… Całkowite i kompletne zaprzeczenie ideałów chrześcijańskich. Księdzu siostry serwują wystawne śniadania, podczas, gdy sieroty głodują. Siostry zakonne może i są równe przed Bogiem, ale w klasztorze dzielą się na „lepsze”, chórowe, czyli te, które do zakonu wniosły spory posag, oraz „gorsze”,tzw. konwerski, taki drugi sort, kobiety od brudnej roboty.

A ja wypłakując na stryszku swój żal na kolanach siostry Zenony pytałam podnosząc głowę:
    Dlaczego pan Bóg, jeśli jest, jeśli naprawdę istnieje — dlaczego nie dopomógł Frankowi? Dlaczego?
Na to przyszła szczególna odpowiedź, która mnie zdumiała jak bluźnierstwo w ustach świętego:
    Bo Zakon jest mocniejszy od pana Boga. Pan Bóg zrobił­by dla ludzi niejedno. Ale Zakon nie zrobi.
I westchnąwszy, siostra Zenona pogłaskała mnie po włosach.

Obraz oburzający i odrażający. Ale jest w książce także parę zdań, dzięki którym można zorientować się, że życie w międzywojennej Polsce nie było jednak tak idealne, jak to obecnie próbuje przedstawiać propaganda. Moje wydanie zawiera także rozdziały, części „Koło Młodych Polek”, „Oblubienice”, a zwłaszcza „Litość”, pierwszą, poświęconą pamięci Łucji, starszej siostry Natalii.

poniedziałek, 15 lipca 2019

Źli, dobrzy chłopcy z Zachodu


„Szeryf z miasta bezprawia. Wyatt Earp i inne legendy Dzikiego Zachodu” – Przemysław Słowiński

Skoro sięgnąłem po tę książkę najwyraźniej zostało mi z młodzieńczych lat nieco sentymentu do opowieści o kowbojach i przygodach na Dzikim Zachodzie. Jednak teraz szukam raczej faktów, a nie naiwniutkich historyjek w stylu „Winnetou”, czy „Bonanzy”.  Przez chwilę wydawało się, że dobrze trafiłem, ale kiedy na scenie pojawił się William Barclay Masterson i okazało się, że autor książki nie wiedział, że naprawdę nazywał się on Bartholemew William Barclay „Bat” Masterson, nie wiedział, czemu ukrywał imię Bartholemew i co znaczy w tym przypadku „Bat”, mój zapał nieco ostygł. Ostatecznie książka jest fabularyzowaną opowieścią pana Słowińskiego, w której można znaleźć informacje o pogodzie w określonym miejscu (ponad sto lat temu!), o umaszczeniu psa, który grzebał w śmieciach, a nawet o tym, co kto myślał w jakiejś chwili. Jest też trochę faktów, ale mniej więcej tyle, ile znaleźć można w popularnych  filmach: „Tombstone”, „Wyatt Earp”, „Sędzia z Teksasu” albo podobnych.  Szkoda, miałem nadzieję, że to dzieło okaże się bardziej… dokumentalne.

czwartek, 11 lipca 2019

Choroba ciała, duszy, umysłu...


„Wspólna droga do wolności” – Robert Krzywicki MIC

Autorem książki jest Ks. Robert Krzywicki MIC, dyrektor Centrum Pomocy Rodzinie i Osobom Uzależnionym przy Sanktuarium Matki Bożej Licheńskiej Bolesnej Królowej Polski. Licheńskie Centrum Pomocy każdego roku przyjmuje ponad cztery tysiące uzależnionych, zaś na coroczne  spotkania trzeźwościowe przyjeżdża nawet kilkadziesiąt tysięcy osób.

Niewielka objętościowo książeczka (128 stron zaledwie) zawiera podstawowe informacje na temat choroby alkoholowej, współuzależnienia (koalkoholizmu), ale przede wszystkim form i sposobów walki z nałogiem oraz dysfunkcją całej rodziny. Autor zwraca uwagę przede wszystkim na to, co w takiej sytuacji może zrobić ksiądz i jaka jest – albo być powinna – rola Kościoła katolickiego wobec problemu alkoholizmu.
Przyznam, że ujęło mnie zdroworozsądkowe podejście do tematu księdza Krzywickiego, a zwłaszcza nieupieranie się, że religia, a konkretnie wyznanie rzymskokatolickie, jest dobre na wszystko i rozwiązuje wszelkie problemy.

Czasem uzależnienie od alkoholu ma miejsce jeszcze przed ślubem, bo na przykład ktoś pochodzi z takiej rodziny albo nawet jest obciążony genetycznie balastem choroby alkoholowej. Choć widzę, że mój narzeczony nadużywa alkoholu, decyduję się na ślub, wierząc, że on to zmieni. Sam sakrament niczego ani nikogo nie zmieni. Jeżeli nie podejmiemy konkretnych kroków, izolacja jedynie się pogłębi. Powiedzmy zatem, że mamy problem*.

Nie zgadzam się z autorem, który twierdzi, że depresja może wywoływać alkoholizm**, mam odmienne przekonanie na temat procesu rzekomo nieskończonego trzeźwienia (cokolwiek to znaczy) alkoholików***, ale zaintrygowało mnie to obciążenie genetyczne. Jeśli przez genetykę rozumieć naukę zajmującą się badaniem dziedziczności, to według całej współczesnej wiedzy, alkoholizm zdecydowanie nie jest chorobą dziedziczną.  Dzieci, co oczywiste, kopiują wzorce zachowań rodziców oraz modele funkcjonowania rodziny, ale to nie jest genetyka.
Sporo miejsca w książce zajmuje Licheńskie Centrum Pomocy Rodzinie, które każdego roku przyjmuje i realnie wspiera na wiele różnych sposobów tysiące uzależnionych, nie tylko alkoholików, i ich rodzin, zwłaszcza na corocznych lipcowych spotkaniach trzeźwościowych, odbywających się w ostatni weekend lipca.  Najbliższe: http://www.pomoc.lichen.pl/index.php?kategorie=41 

Książka zawiera także popularny artykuł doktora Woronowicza „Co zrobić, żeby on nie pił”, krążący od lat w internecie „List alkoholika do swojej rodziny”, czy wreszcie „Test Baltimorski”, który ma pomóc czytelnikowi odpowiedzieć sobie na pytanie, czy już jest alkoholikiem. Test jest tak restrykcyjny, że właściwie alkoholikami okazuje się, zgodnie z nim, większość dorosłych mężczyzn w Polsce. "Test Baltimorski" nie jest podstawą do profesjonalnego diagnozowania alkoholizmu. Tym niemniej może stanowić pewną wskazówkę, sugestię, podpowiedź.




---
* Robert Krzywicki MIC, „Wspólna droga do wolności”, wyd. WAM, 2017, s. 18.
** Tamże, s. 22.
*** Tamże, s. 53.

wtorek, 2 lipca 2019

Dokąd zmierzamy z tą religią?

„Początek” – Dan Brown

Powieść sensacyjna taka sobie, przeciętna dosyć; zapewne znacznie lepsza od setek innych, ale na pewno nie jest to szczytowe osiągnięcie Dana Browna. Momentami wydawała mi się po prostu naiwna i nużąca. Choć fabuła, idea, pomysł, rodzi sporo pytań, wątpliwości i przemyśleń.

Skąd przyszliśmy? Dokąd zmierzamy? – podobno najważniejsze pytania ludzkości, ale… Tak się zastanawiam i staram się sobie przypomnieć, czy ja kiedykolwiek poświęciłem temu zagadnieniu więcej niż kilkanaście sekund? Nie wydaje mi się. Zdaję sobie sprawę i zawsze zdawałem, że w chwili obecnej, zadowalającej odpowiedzi na nie nie ma, więc nie zawracam sobie głowy bombastycznymi kwestiami. Miliony ludzi prawdopodobnie mają podobnie. Bardziej interesuje mnie, i nie tylko mnie, czy mi pieniędzy wystarczy do pierwszego, niż „dokąd zmierza ludzkość?”.

Edmond Kirsch, miliarder, naukowiec, wizjoner, zaciekły, wojujący ateista, podobno odkrył odpowiedź na te fundamentalne pytania, a nawet znalazł dowody, które mają zadać ostateczny cios religiom – wszystkim religiom. Swoje odkrycie Kirsch ma ogłosić podczas spektakularnej prezentacji w Muzeum Guggenheima w Bilbao, którą śledzi on-line wiele milionów ludzi. Jednym z nich jest specjalnie i osobiście zaproszony Robert Langdon, profesor Uniwersytetu Harvarda, specjalista w dziedzinie ikonologii religijnej i symboli, dawniej profesor Kirscha.

Przygotowania do ujawnienia szokującej prawdy przeciągają się tak bardzo, że szybko można zorientować się, że coś pójdzie nie tak i odpowiedzi nie zostaną zaprezentowane. Tak też się dzieje. Edmond Kirsch zostaje zamordowany, a Langdon musi uciekać wraz z atrakcyjną dyrektorką Muzeum Guggenheima, Ambrą Vidal, notabene narzeczoną następcy hiszpańskiego tronu, gdyż oboje zostają oskarżeni o udział w spisku.

Langdon, Vidal oraz Winston, SI (sztuczna inteligencja stworzona przez Edmonda Kirscha) starają się odnaleźć odkrycie Kirscha, opublikować je oraz zdemaskować mroczne siły, które zaplanowały zamach. Bo, kto jest wykonawcą, zabójcą, kto pociągnął za spust, wiadomo od początku. Spisek zdaje się dotyczyć Kościoła katolickiego, dworu królewskiego, sekty palmarian… Prawda, jak to zwykle u Browna, jest zaskakująca, ale to dopiero pod koniec.

Możliwe, że jest to pierwsza powieść sensacyjna/kryminalna, a w każdym razie nie s-f, w której sztuczna inteligencja odgrywa tak wielką rolę. Winston jest pełnoprawną „osobą” dramatu.

Ostatnia konkluzja zupełnie już niezwiązana z wątkiem kryminalnym – chyba ten świat miałby się lepiej bez chrześcijaństwa, a religii rzymsko-katolickiej w szczególności.