„Homo sapiens.
Ludzie są lepsi, niż myślisz” – Rutger Bregman
Irytujący tytuł, który
zakłada, że autor jest wszechwiedzący, bo wyraźnie zna moje (i nie tylko moje)
myśli. Ewentualnie uważa, że wszyscy ludzie myślą, że ludzie są źli – a skąd
takie przypuszczenie? Jeśli jednak ludzie niezbyt dobrze oceniają innych ludzi,
to może mają rację oni właśnie, a nie jeden… ale właśnie – kto? Po sprawdzeniu
oryginalnego tytułu okazało się, że po raz kolejny i znowu, polska tłumaczka (o
dziwo z angielskiego, a nie niderlandzkiego) poszalała sobie na całego, bo w
rzeczywistości Rutger C. Bregman, stosunkowo młody (rocznik 1988) holenderski
dziennikarz i historyk, autor głośnego opracowania „Utopia dla realistów”, napisał
książkę pt. „Humankind. A Hopeful History”, a to przecież coś innego. Zdecydowanie
innego. Ale do tego (oraz cytatu z innej książki) jeszcze wrócę.
470 stron, elegancka,
twarda oprawa – to mnie pozytywnie zaskoczyło; spodziewałem się, nie wiem
czemu, broszurowego wydania i o połowę mniejszej objętości. W każdym razie od
tej strony jest bardzo dobrze. Także liczba źródeł i przypisów robi wrażenie.
„To jest książka o
radykalnym poglądzie. […] Na czym więc polega ów
radykalny pogląd? Na tym, że większość
ludzi w głębi duszy jest całkiem przyzwoita” [1].
W znacznej mierze treść
książki to dowody na poparcie tej tezy. Na szczęście nie tylko te dowody, bo
byłaby to lektura niestrawna i… zbędna. Proszę zwrócić uwagę na założenie: większość
ludzi w głębi duszy jest całkiem przyzwoita – są tu trzy elementy, dzięki
którym można się z tym stwierdzeniem zgodzić, bez zastanowienia dłuższego niż 8
sekund i bez potrzeby czytania potężnego dzieła, mianowicie: większość
(np. 51%?), w głębi duszy (czyli nie będzie to widoczne?), całkiem
przyzwoita (a cóż to niby znaczy?). Jasne, czemu nie, chcesz mieć rację,
to masz rację. Wygłaszając takie komunały łatwo mieć rację.
Na szczęście, jak
stwierdziłem, książka zawiera też inne przekonania autora, i to całe ich
mnóstwo, ciekawych, intrygujących i irytujących, śmiesznych, wartych rozważenia
i nie wartych uwagi, różnych po prostu, na przykład:
„Czym jest prawda? Niektóre rzeczy są
prawdziwe niezależnie od tego, czy w nie wierzysz, czy nie. […] Inne rzeczy mają
potencjał, by stać się prawdą, jeśli w nie uwierzymy” [2].
Dowodem słuszności tego
przekonania jest – według autora – placebo i nocebo. Placebo: lekarz podaje
pacjentowi tabletkę z cukru pudru i wmawia mu, że to cudowny, drogi, szwajcarski
lek, który na pewno mu pomoże i… pacjent czuje się lepiej. Nocebo: lekarz
podaje pacjentowi lek, ale uprzedza, że wywołuje on przykre skutki uboczne i…
pacjent ich doświadcza, choć w rzeczywistości lek zupełnie nie powoduje takich
skutków. Czy to naprawdę oznacza, że ta rzecz (tabletka z cukru pudru)
stała się prawdą, prawdziwym lekiem? No, właśnie według Rutgera Bregmana tak,
według mnie – nie. Przecież to nie cukier puder uleczył chorego, ale jego wiara,
mobilizacja organizmu, nadzieja itd.
Inny dowód autora na całe
to dobre serce ludzi, to zachowanie cywili w Londynie i w Niemczech, w czasie
drugiej wojny światowej i bombardowań. Władze obawiały się i przewidywały
panikę, chaos, plądrowanie, rabunki, ale w praktyce okazało się, że takich
zachowań było stosunkowo niewiele, bo ludzie głównie pomagali sobie nawzajem.
Super! Tyle, że autor zapomniał, że wojnę (tę i wszystkie inne) wywołali
ludzie, a nie kosmici. Ludzie pomagali sobie podczas ewakuacji z walących się
biurowców World Trade Center, super! Ale… to ludzie, a nie kosmici, porwali
samoloty i uderzyli w wieże.
Humankind. A Hopeful
History to – moim zdaniem – Ludzkość. Historia pełna nadziei. Czy
naprawdę można ocenić z nadzieją ludzkość po jej historii? To ludzie wymyślili
plastik, wymagający tysięcy lat na rozpad, i zaczęli wytwarzać z niego przedmioty
jednorazowe. Po Atlantyku dryfuje wyspa śmieci o powierzchni 8-9 razy większej
od obszaru Polski. Po pierwszej wojnie światowej była druga. Cywilizowani,
nawet wyrafinowani w swej kulturze ludzie, mordują zwierzęta i pożerają ich
zwłoki. Wypowiadają porozumienie w sprawie ochrony kobiet przed przemocą. Itd.
Itp.
Nie zgadzam się z
autorem w większości przypadków, a jeśli już tak, to w sprawach nie najwyższej
wagi albo częściowo.
„Aby wyciągnąć do kogoś
dłoń, potrzebujesz przede wszystkim jednej rzeczy. Odwagi. Bo może się okazać,
że skończysz ze zranionym sercem lub ktoś zrobi sobie z tego pośmiewisko” [3].
Zgadza się, ale żeby
pomagać sensownie i skutecznie, trzeba jeszcze wiedzieć, jak i co konkretnie
należy zrobić, bo bez wiedzy i doświadczenia często będzie to tylko łzawe
współczucie. Ludzie nie pomagają, choćby mogli, z bardzo wielu rozmaitych
powodów, a strach nie jest jedynym. Powiedzenie: nic tak nie umacnia zła,
jak bezczynność dobrych ludzi, jest zapewne starsze od autora „Homo sapiens”.
I nie wzięło się z powietrza.
Jednak najważniejszy
błąd autora jest wręcz fundamentalny: rozpatruje on ludzkość (humankind)
globalnie, podczas gdy ludzie nie żyją globalnie, ale indywidualnie. Czyli –
nic mi po tym, że większość ludzi jest w zasadzie porządna, jeśli ja nie żyję z
większością populacji; to Kowalski mnie okradł i Nowak oszukał, a nie cała
ludzkość.
Pamiętam powódź w moim
mieście. Większość była bierna społecznie, a więc nie robiła nic złego i nic
dobrego. Ci ludzie zajmowali się sobą. Część pomagała bliźnim, ale byli i tacy (mieszkańcy najwyższych pięter),
którzy na dachach wieżowców przejmowali dostawy (z helikopterów) wody, leków i
żywności, i sprzedawali po horrendalnych cenach mieszkańcom niższych pięter.
Przekonanie, a nawet wiara, że ludzie w zasadzie są dobrzy, jakoś w niczym nie
pomogło lokatorom z drugiego, trzeciego piętra.
Za bardzo ciekawe
uważam rozważania, z których wynika, że ofiar zamieszek i rozruchów byłoby
znacznie mniej, gdyby do akcji nie wkraczały siły porządkowe, na przykład
Gwardia Narodowa w USA. Bo to właśnie ci obrońcy prawa i porządku prowokują do
największych i najliczniejszych aktów przemocy. Oberwało się też obrońcom,
dobrych, właściwych idei, że tak nazwę to w skrócie, choć nie wiem, czy słusznie,
bo jeśli ktoś jest przeciwnikiem nazizmu, to nie oznacza jeszcze, że jego
postawy i przekonania są słuszne… może przecież być fanatycznym komunistą.
„Pod koniec lat 80, na
miejscowym cmentarzu pochowany został zastępca Adolfa Hitlera Rudolf Hess, a Wunsiedel
szybko stało się miejscem neonazistowskich pielgrzymek. Do dziś co roku 17
sierpnia, w rocznicę śmierci Hessa, skinheadzi maszerują przez miasto z
nadzieją na wywołanie zamieszek i doprowadzenie do aktów przemocy. I co roku,
tak na wszelki wypadek, antyfaszyści przychodzą, by dać swoim adwersarzom dokładnie
to, czego ci pragną. Nieuchronnie co roku pojawia się filmik, na którym ktoś z
dumą bierze zamach, chcąc uderzyć jakiegoś nazistę” [4].
Na czym tu polega błąd
autora? Prawdziwi antyfaszyści i pacyfiści raczej nie rzucają się na innych
ludzi, by ich bić. By siłą i przemocą fizyczną wbijać do głowy neonazistom, że
ich przekonania nie są właściwe.
Rutger Bregman w „Homo
sapiens” w mocno irytujący sposób manipuluje danymi, prezentując głównie lub tylko te źródła,
które potwierdzają jego pomysły. Coś takiego ma nawet zdaje się specjalną
nazwę: błąd afirmacji. Na przykład opinia autora o paragwajskim
plemieniu Aché. Tacy porządni, zgodni, mili ludzie. Wysoka śmiertelność? Ależ
wcale nie dlatego, że są oni brutalni z natury. Po prostu to źli Paragwajczycy
ich mordowali. Aché, ci dobrzy ludzie, gdy umierał ważniejszy członek
plemienia, mordowali i chowali razem z nim małą dziewczynkę. Poza tym zabijali
bez skrupułów starsze, niepotrzebne już plemieniu kobiety lub niemowlęta, jeśli
uznali je za zbędne. Rutgerowi Bregmanowi z pełnym przekonaniem poleciłbym
lekturę „Ikowie, ludzie gór” Colina M. Turnbulla, w którym opisano zmiany
mentalności ludzkiej w trudnych warunkach. Choćby, jak słowo „najedzony” stało
się synonimem słowa „dobry”, a kradzież żywności (konającemu z głodu krewnemu,
mężowi) jest całkiem w porządku, jeśli tylko pozwala się samemu najeść.
Jestem pewien, że
książka wzbudzi skrajnie różne reakcje, zbierze zupełnie odmienne oceny.
Zależeć to będzie od sposobu czytania. Ludzie, którzy czytają analitycznie,
będą wytykać ewidentne według nich błędy i manipulacje, ci, którzy czytają
emocjonalnie, będą zachwyceni. Jak się to odbywa? Ano tak…
„Moje założenie jest po
prostu takie, że mamy – wyrzuceni na bezludną wyspę, kiedy wybucha wojna czy w
konfrontacji z szalejącymi żywiołami – silne skłonności do zwracania się ku
naszym zaletom i dobrym stronom. Przedstawię ważne dowody naukowe pokazujące
prawdziwość pozytywnego spojrzenia na ludzką naturę. Jednocześnie jestem
przekonany, że jeśli zaczniemy w nie wierzyć, to stanie się ono
rzeczywistością” [5].
Czytelnicy emocjonalni:
Och, to świetnie, cudownie, nareszcie dobre wieści, można już z optymizmem i
nadzieją patrzeć w przyszłość także naszych dzieci; to jest bardzo dobra
wiadomość, zwłaszcza, że naukowe dowody potwierdzają.
Czytelnicy analityczni:
Zaraz, zaraz… jeli są naukowe dowody czegoś tam, to moja wiara nie ma tu nic
do rzeczy (Ziemia nie jest płaska bez względu na to, w co wierzę). To coś tam
stanie się rzeczywistością dopiero, jak wszyscy zaczniemy w to wierzyć? Czyli
teraz jeszcze nie jest? To niby czego dotyczą te naukowe fakty? Czegoś co
dopiero się stanie i to pod warunkiem, że wszyscy w to uwierzymy?
W jednym zgadzam się z
autorem w zupełności:
„Jak wynika z
dziesiątków badań wiadomości stanowią zagrożenie dla zdrowia psychicznego” [6]
Nie potrzebuję na to
naukowych dowodów. Dlatego zrezygnowałem z wiadomości, gazet, a zwłaszcza
telewizji, już wiele lat temu.
Na początku
wspomniałem, że podczas lektury „Homo sapiens”, przypomniał mi się urywek innej
pozycji.
„Wyjątkowo ważna wydaje mi się umiejętność stawiania kończącej zdanie kropki we właściwym miejscu i to bez względu na to, czy w konkretnym przypadku chodzi o mowę, pismo czy myśli. Nie jest wykluczone, że nawet najważniejsze są myśli. Od nich przecież się zaczyna.
Ludzie są źli. – Źle!
Ludzie są dobrzy. – Źle!
Ludzie są. – Bardzo dobrze.
Tak właśnie wygląda niezwykle istotna różnica między przekonaniami i wierzeniami a rzeczywistością. To niełatwe, bo przecież nie wszystkie przypadki (zdania) w życiu będą aż tak banalne, jak ten prosty przykład, ale zasada jest w sumie zawsze ta sama: trzeba nauczyć się odróżniać fakty od przekonań” [7].
Ostateczna ocena. „Homo
sapiens. Ludzie są lepsi, niż myślisz” to bardzo dobra książka. Może się to
wydać dziwne po tym, co napisałem wcześniej, ale oceniam teraz książkę, a nie
przekonania autora i jego technikę dowodzenia swoich racji. Bardzo dobra
pozycja, bo zmusiła mnie do zastanowienia się w dziesiątkach przypadków, do
znalezienia odpowiedzi na pytania: a jakie jest moje zdanie na ten lub inny
temat, co o tym sądzę i dlaczego właśnie to? Uważna lektura pomogła mi
przewietrzyć własne przekonania i poglądy na wiele różnych spraw, a taki hm…
zabieg uważam za niezbędny co kilka lat. A ludzie… ludzie są, po prostu.
---
1. Rutger Bregman, „Homo sapiens. Ludzie są lepsi, niż myślisz”, przekład Emilia Skowrońska, Wyd. Dolnośląskie, s. 19.
2. Tamże, s. 25.
3. Tamże, s. 411.
4. Tamże, s. 410 .
5. Tamże, s. 27.
6. Tamże, s. 30.
7. „Przebudzenie: Droga do świadomego życia”, wyd. Druga Strona, 2014, s. 51.
Książkę otrzymałem/otrzymałam z Klubu Recenzenta
serwisu nakanapie.pl