czwartek, 29 listopada 2018

W trybie superekspresowym


„Śmiertelna klątwa” – Agatha Christie

Zbiór ośmiu króciutkich opowiadań Agathy Christie wydany po jej śmierci, w 1979 roku. Część z nich nie jest nawet kryminalna, że tak to ujmę, bo albo przygodowa, albo bliska horrorom.

W skład zbiorku wchodzą: „Azyl”, „Dziwny żart”, „Narzędzie zbrodni”, „Śmiertelna klątwa” (w wersji rozwiniętej w powieści „Noc i mrok”), „Idealna służąca”, „Opowiadanie panny Marple”, „Lalka krawcowej” oraz „Mroczne odbicie” (bez udziału panny Marple).

"– Jane powiedziała nam, że jest pani najlepszym detektywem, panno Marple!
Starsza pani zamrugała oczami i zaprotestowała skromnie:
– Ależ skąd! To nie tak. Po prostu, jeśli żyje się, tak jak ja, w małej wiosce, można dobrze poznać ludzką naturę"*.

Panna Marple rozwiązuje zagadkę mężczyzny, który postrzelony i umierający został znaleziony w kościele przez żonę pastora, pomaga narzeczonym odnaleźć ukryty spadek, dzięki krawieckiej szpilce ujawnia zabójcę jednej z mieszkanek St Mary Mead… Znakomita, choć bardzo prosta, rozrywka.



--
*Agatha Christie "Śmiertelna klątwa ", przeł. Agnieszka Bihl, Wydawnictwo Dolnośląskie, 1996, s. 30.

poniedziałek, 26 listopada 2018

Jane Marple wkracza do akcji


„Morderstwo na plebanii” –  Agatha Christie

Jane Marple, panna Marple, pojawiła się w kilkunastu opowiadaniach Agathy Christe zanim wystąpiła w roli znaczącej, w powieści „Morderstwo na plebanii” z 1930 roku.

Nie ma w Anglii detektywa, który by mógł iść w zawody ze starą panną w nieokreślonym wieku, mającą dużo wolnego czasu*.

Akcja dzieje się w malutkim miasteczku St. Mary Mead, którego wielu mieszkańców mniej lub bardziej nienawidzi pułkownika Lucjusza Protheroe. Kiedy ten zostaje znaleziony martwy, zastrzelony, w gabinecie plebanii proboszcza Leonarda Clementa, zadufany w sobie, nadęty i przemądrzały inspektor Slack, pułkownik Melchett, oraz panna Marple starają się rozwikłać zagadkę.

– Widzi ksiądz proboszcz – zaczęła wreszcie – kiedy się tak żyje, jak ja, samotnie, z dala od wielkiego świata, musi się mieć jakiegoś konika. Można się oczywiście zajmować robotami na drutach, harcerstwem, dobroczynnością, szkicowaniem pejzaży… ale moim konikiem jest – i zawsze była – natura ludzka. Taka różnorodna i taka fascynująca. No, a w małym miasteczku, gdzie nic człowieka nie odrywa, jest tyle sposobności do tego rodzaju studiów. Człowiek zaczyna klasyfikować ludzi jak ptaki, albo kwiaty – taki a taki rodzaj, taki a taki gatunek, taka a taka odmiana. Niekiedy oczywiście popełnia się błędy, ale z biegiem czasu coraz mniej**.

Narratorem, obserwatorem i uczestnikiem zdarzeń jest poczciwy proboszcz Clement; na uwagę zasługują także ciekawie opisane postacie Gryzeldy Clement, nieco zwariowanej żony pastora, ujmującego Lawrence’a Reddinga i skrywającej tajemnice Anny Protheroe.

Niezła rozrywka na kilka godzin.




--
* Agatha Christie, „Morderstwo na plebanii”, przeł. Wacława Komarnicka, Wydawnictwo Dolnośląskie, 2000, s. 37.
** Tamże, s. 247-248.

niedziela, 18 listopada 2018

Alkoholizm po polsku, dzisiaj

  „Jest rozwiązanie – Historie osobiste polskich AA” - praca zbiorowa



Zdawałem sobie sprawę, że to nie będzie niestety pisarstwo klasy Miki Dunin („Alkoholiczka”) albo Caroline Knapp („Picie, opowieść o miłości”), ale chyba jednak spodziewałem się czegoś… innego? Czegoś więcej? Sam nie wiem.

Trzydzieści kilka „piciorysów”, to jest opowieści alkoholików i alkoholiczek, głównie o destrukcyjnym, wieloletnim, uzależnionym piciu. Później jakieś „dno” (indywidualnie rozumiany upadek, kompletna degrengolada), w konsekwencji psychoterapia odwykowa, a teraz całkiem niezłe życie z obowiązkowymi mityngami AA w tle. Niewiele odbiega od tego schematu i zawiera kilkanaście zdań więcej o programie 12 kroków AA i lapidarną wzmiankę o jakimś sponsorze. Jedna mnie zainteresowała szczególnie, bo dotyczyła początków AA w Polsce i narodzin grupy „Znicz” z Będzina, bo historią Anonimowych Alkoholików interesuję się od wielu już lat.

Usłyszałem od terapeuty, żebym zostawił dzieci w spokoju, żebym zajął się sobą. Łzy płynęły mi po policzkach, bo nie mogłem pojąć, że mam ich zostawić…  [s. 101-102].

Co mi się nie podobało? Mnóstwo błędów, czasem po kilka na stronie. Szukałem we wstępie informacji o ewentualnie celowo zachowanej oryginalnej pisowni, ale takowej nie znalazłem.
Jest w książce dział „Historie opublikowane w III wydaniu Wielkiej Księgi” – dziwne to, bo miałem w ręce wydanie drugie tej Wielkiej Księgi i tam też one są - co jest? Wydawnictwo BSK samo nie wie, co wydaje, czy jak?
Dział „Weterani AA. Wspomnienia”, na który szczególnie ostrzyłem sobie zęby, zawiera relację Sławka z Będzina; tak, jedną relację.

Robi niezłe wrażenie szczerość i otwartość autorów. Ciekawe wydaje się to, jak wielu z nich wywodziło się z domów i rodzin w jakiś sposób zaburzonych – to nie musiała być od razu straszna patologia, ale… zwykle coś tam było nie tak, na przykład rodzice ciężko pracowali i latami budowali dom, więc dla dzieci nie mieli czasu, a z powodu koniecznych oszczędności, syna ubierali w rzeczy po starszej siostrze.

Sądzę, że książka ta mogłaby pomóc w identyfikacji tym, którzy zaczynają mieć kłopoty z piciem. Może, gdyby dostali ją w prezencie od kogoś z rodziny, to ich staczanie się na dno nie musiałoby być tak straszne i trwać tak długo. Bo przede wszystkim to książka o tym, że jest rozwiązanie problemu alkoholizmu.

poniedziałek, 12 listopada 2018

Kto zabił dziesięciu winnych?


„Dziesięciu Murzynków” – Agatha Christie

Jak wyglądają dzisiejsze kryminały i powieści sensacyjne? Mniej lub bardziej dyskretne lokowanie produktu, treść konsultowana z prawnikami z wydawnictwa, żeby nie mogła stać się powodem jakiegoś pozwu, psychologicznie rozbudowane postacie, wyważone i konsultowane z językoznawcami słownictwo oraz nazwiska… Jaki tytuł nosiłaby powieść Agathy Christie dzisiaj? Może… Dziesięciu Afroamerykanów?

Z takich powodów wracam czasem do dobrych, prostych kryminałów Agathy Christie, ale nie tylko jej.

Akcja dzieje się u brzegów Devonu, na tajemniczej Wyspie Murzynków. Zostaje tam zaproszonych albo raczej zwabionych ośmioro zupełnie różnych osób. Na gości czeka małżeństwo, służba wynajęta kilka dni wcześniej za pośrednictwem agencji pośrednictwa; nigdy nie widzieli swoich chlebodawców.
W każdej sypialni wisi na ścianie wierszyk o Murzynkach, znany wszystkim z dzieciństwa. W salonie na stole stoi tacka z dziesięcioma Murzynkami z porcelany.

Zgromadzeni goście i służba wysłuchują w pewnym momencie, nagranego na płycie gramofonowej, oskarżenia; każdemu z nich zarzucana jest zbrodnia, za którą uniknął kary. Niedługo potem kolejni goście w rozmaity sposób tracą życie, a z tacy w salonie znikają kolejne figurki Murzynków.

Rozwiązanie tej zagadki, ujawnienie sprawcy intrygi, jest treścią powieści, która ukazała się także pod tytułem „Dziesięciu Żołnierzyków” (w niej akcja dzieje się na Soldier Island).

niedziela, 4 listopada 2018

Krzysztof Zanussi nadal kręci


„Pora umierać” – Krzysztof Zanussi

Wspomnienia, refleksje, anegdoty, przemyślenia, wnioski, nadzieje, plany i inne takie, zebrane z okazji sześćdziesiątej rocznicy urodzin reżysera (urodził się w 1939 roku). Tytuł nawiązuje do anegdoty, pochodzącej od wielkiego aktora przedwojennego, Jerzego Leszczyńskiego – sam Zanussi ma się dobrze i umierać się nie wybiera.

Krzysztof Zanussi wraca we wspomnieniach do różnych wydarzeń ze swojego życia i, choć nie robi tego ściśle chronologicznie, opowieść czyta się gładko, bez zgrzytów. To mogą być obrazki z dzieciństwa, anegdoty dotyczące okoliczności powstawania filmów, perypetie ze studiami, ciekawe znajomości, przemyślenia na tematy ogólne i bardzo różne, ot, choćby na przykład to:

Dostęp do mediów jest rodzajem łaski, która często (najczęściej) spada na hucpiarzy, szarlatanów, oszustów i hochsztaplerów, ale po to, by tej łaski dostąpił artysta, trzeba podjąć cały szereg działań opartych na rozsądku i przemysłowej dyscyplinie. Chodzi o działania aż śmieszne w swojej prostocie. Nie należy gubić adresów, trzeba odpowiadać na listy, dotrzymywać terminów, nie spóźniać się na spotkania i tak dalej. Katalog tych drobnych sprawności pokrywa się w dużym stopniu z kodeksem dobrego harcerza, ale bez tego szansę na sukces są niewielkie. Do rozpaczy doprowadzają mnie ludzie zdolni i wartościowi, którzy dla fasonu lekceważą szansę tylko po to, żeby opowiadać w towarzystwie, jak to im na niczym nie zależy. Jako producent rozmawiam serio tylko z tymi, którzy nie ukrywają tego, że zależy im naprawdę. I tak szanse mamy niewielkie.

Albo to:

A tymczasem w amerykańskiej sztuce „Lot nad kukułczym gniazdem” najważniejsze jest zdanie przegranego bohatera, bezskutecznie próbującego wyrwać z podłogi urządzenie, którym można było wyłamać kraty. Zdanie to brzmi: „Ale ja przynajmniej próbowałem!”.

Uderzające wydało mi się to, jak bardzo Polska zmieniła się w tych latach, które w książce jeszcze nie zaistniały – wydana została w 1997 roku.
Książka warta poznania, choć przed dwudziestu laty na pewno robiła większe wrażenie.