środa, 27 sierpnia 2014

Szu - stary i zmęczony wielce

„Doktor Szu” – Jan Purzycki i Przemysław Słowiński

Kupiłem. Przeczytałem. Przecież nie mogłem tego nie zrobić. „Wielki Szu” (najpierw film, później książka napisana na podstawie scenariusza) może nie był dla mnie aż tak ważny jak Winnetou, Sherlock Holmes, Janek Kos albo Huck Finn, ale jednak ważny, a więc przeczytałem – z sentymentu.

Dawny Wielki Szu (obecnie doktor Szuster) jest teraz siedemdziesięcioletnim specjalistą od kręgosłupów i właścicielem luksusowego hotelu-spa w Lutyniu. Kiedy w wypadku samochodowym ginie jego żona i pasierb (Borys), Doktor Szu postanawia odnaleźć kierowcę. Pragnienie zemsty przyświeca też biologicznemu ojcu Borysa, byłemu agentowi Specnazu, Wołodii. Na scenie pojawiają się też: kasyno (bo i gdzieżby Szu miał demonstrować swój talent?), banki, wielki biznes,  stary mafioso, skorumpowani urzędnicy, piękne i zdradzieckie kobiety, pijani Rosjanie.

„Wielki Szu” był mocno osadzony w realiach Polski lat siedemdziesiątych. „Doktor Szu” wydaje się raczej powieścią s-f, która – prawie do samego końca – sprawia wrażenie jakby powoli rozkręcającej się, i z finałem bardziej bankowo-formalno-prawnym niż karcianym.

Może trzeba było poczekać? Może i w tym przypadku lepiej sprawdziłaby się kolejność: najpierw film, a dopiero później książka napisana według filmowego scenariusza? Nie wiem. Nie potrafię też ocenić „Doktora Szu” w oderwaniu od „Wielkiego Szu”, a w takiej konfiguracji „Doktor” wypada zdecydowanie słabiej, choć nie jest to zła książka.

czwartek, 14 sierpnia 2014

Alkoholizm - pułapka kobiet

„Alkoholiczka” – Mika Dunin


Brudne ubrania, przykra woń dawno niemytych ciał, zmierzwione włosy… – wzrok dziki, suknia plugawa, chciałoby się przywołać słowa wieszcza – osiedlowi pijacy, może alkoholicy, ale niekoniecznie; niekoniecznie też bezdomni. W przeważającej większości mężczyźni, najczęściej w średnim wieku. Kobiety? Bardzo, bardzo rzadko, wyjątkowo, sporadycznie. Zapewne właśnie dlatego „alkoholik” to w naszej wyobraźni zawsze mężczyzna. Poza tym, jak to? Kobieta pracująca, matka dzieciom, katoliczka, Matka Polka – alkoholiczką?! Przecież to się w głowie nie mieści! Nie mieści się w głowach wszystkich obłudnie zniesmaczonych wyznawców narodowych przekonań, wizji i mitów, powtarzających bzdurne teorie, że grzeczne dziewczynki z dobrych domów to nie… że porządne kobiety to by nigdy… Tak zaczyna się piekło kobiet i pułapka, bo powstrzymać się od picia już nie potrafią (uzależnienie oznacza TAKŻE bezsilność wobec alkoholu – choć to akurat wierzchołek góry lodowej, objaw niewątpliwie spektakularny, lecz chyba jednak nie najważniejszy), a poprosić o pomoc, zgłosić się na leczenie do poradni odwykowej albo do Wspólnoty Anonimowych Alkoholików nie pozwala im wstyd, ale przede wszystkim piętno społeczne, stygmat: alkoholiczka = kobieta upadła… Swoją drogą od wielu lat zastanawiam się, cóż by to miało znaczyć i dlaczego takie bzdury?

Po wsiach powiadają, że lepiej jest być znanym pijakiem niż anonimowym alkoholikiem, ale to też kobiet nie dotyczy, a przynajmniej nie bezpośrednio, bo niby jaka z niej anonimowa alkoholiczka? Przecież to Ziuta od Iksińskich, cała wieś ją zna! Nie mówiąc już o tym, że prawie każdy ją miał, bo przecież wiadomo: baba pijana – d… sprzedana (kolejna polska mądrość ludowa).

Historia opowiedziana przez Mikę Dunin jest wyjątkowo bolesna i przyznaję, że kilka razy łzy ciekły mi po policzkach (np. wyścigi w napychaniu się soloną cebulą, kiedy dzieci już nic innego nie miały w domu do zjedzenia), bo tak nie powinny żyć i być traktowane dzieci, ale i później nie była to relacja wesoła, choć jej bohaterka już dorosła i – wydawałoby się – sama decydowała o swoim życiu. Bo możliwość podejmowania rozmaitych decyzji nie oznacza jeszcze automatycznie poukładanego, szczęśliwego, satysfakcjonującego, spełnionego życia ani realnej zdolności do zbudowania takowego – w przypadku tytułowej alkoholiczki było wręcz przeciwnie: chaos, zagubienie, brak realnego kontaktu z rzeczywistością (alkoholicy żyją w swoim własnym świecie wyobrażeń, przekonań i pozorów, i to nie tylko wtedy, kiedy są pod wpływem), negowanie oczywistych faktów i związków między nimi, bezradność wobec banalnych problemów, nieudane najczęściej próby zgadywania, jak ma być, jak się zachować, jak postąpić, co wybrać…


Bardzo ważne wydaje mi się uświadomienie sobie i zrozumienie, a to w książce Miki Dunin pokazane jest bardzo wyraźnie, że głównym problemem alkoholiczki/alkoholika nie jest alkohol – że, jak mawiają członkowie Wspólnoty Anonimowych Alkoholików, alkoholizm to choroba duszy, ciała i umysłu, a więc zdecydowanie bardziej psychiczna niż gastryczna, choć element uzależnienia fizycznego też w niej występuje. W konsekwencji oznacza to, że alkoholiczka (oczywiście także alkoholik) może przestać pić, ale choroba trwa nadal, życie w dalszym ciągu w żaden sposób nie poddaje się kierowaniu. To stan, w którym… chciałam dobrze – wyszło jak zwykle. Mika Dunin takie właśnie życie też opisuje: wprawdzie od pewnego momentu alkoholu i upijania się nie było już w nim zupełnie, ale nadal wszystko rozłaziło się w szwach, szło zupełnie nie tak (a jak miało/powinno być? – to też zgadywanka), a do tego jeszcze nie bardzo wiadomo, dlaczego. Alkoholik – płci dowolnej – może nie pić, jednak często dzieje się w jego/jej życiu tak, jak to autorka opisała w rozdziale pod znaczącym tytułem „Suchy impas”: Tamte lata mogłabym nazwać małą stabilizacją. Chciałabym je tak nazwać. Udawałam, że tym właśnie są. Robiłam wszystko, by były. Ciułałam, składałam, zbierałam, ustawiałam się. Pozamykałam większość niezamkniętych spraw z przeszłości. Zalegalizowane i wyjaśnione rozstania, odebrane dyplomy, zakończone sprawy urzędowe, pospłacane długi. Zmieniałam prace, mieszkania, próbowałam ułożyć życie osobiste, co nieodmiennie doprowadzało mnie do rozpaczy, ponieważ raz za razem kończyło się w jedyny znany i, jak już zaczęłam podejrzewać, jedyny dostępny mi sposób – porażką*.

„Alkoholiczka” jest przejmującą i wciągającą (jak bardzo dobry kryminał albo romans) opowieścią o budzeniu się i rozwijaniu świadomości w sferze umysłowej/psychicznej, duchowej i emocjonalnej. Dzięki niej łatwiej zrozumieć określenie, które usłyszeć można często w środowisku anonimowych alkoholików: skazani na rozwój. Bo jeśli nawet wydaje się to niesprawiedliwe i trudne, rodzi bunt i opór, a w świecie ludzi zdrowych jest kompletnie niezrozumiałe i nie do pojęcia, prawdziwi alkoholicy każdego dnia muszą wkładać wiele pracy i wysiłku w… normalność, w zwyczajne życie. I nieustannie muszą się rozwijać. Bo umrą.

Nie sądzę, żeby to właśnie Wydawnictwo, tak bardzo szanowane, z półtorawiekową tradycją, przez jakiś przypadek wydało „Alkoholiczkę” i „Alkoholika” – koncepcja, przesłanie, idea, pomysł wydają mi się czytelne i zrozumiałe: charakterystyczna, a nawet typowa dla mężczyzn zwięzła relacja, opisy konkretnych, „twardych” faktów, sytuacji i zdarzeń, dzięki „Alkoholiczce” zostają uzupełnione, dopełnione i – ponad wszelką wątpliwość – fantastycznie wzbogacone światem przeżyć i emocji nieco bardziej delikatnych, ulotnych, choć nie mniej tragicznych i bolesnych. W każdym razie, powtórzę raz jeszcze, poza cudownym przeżyciem literackim i fascynującą autobiografią, jest „Alkoholiczka” w literaturze polskiej kolejną okazją i szansą na zrozumienie, że tak naprawdę fundamentalnym, podstawowym, głównym i zasadniczym problemem alkoholików, kobiet i mężczyzn, nie jest konsumpcja etanolu w ilościach hurtowych (a co jest? – odpowiedź uważny czytelnik znajdzie w książce Miki Dunin), choć to, rzecz jasna, najbardziej rzuca się w oczy.

W ostatnich latach wiele razy zarzucano Kościołowi katolickiemu w Polsce obłudę i zakłamanie, a od wieków skostnienie, niezdolność do zmian. Katolickie Wydawnictwo WAM, wypuszczając na rynek książkę alkoholiczki, w której opisała ona… hm… szczególną relację ze sługą bożym, pokazuje, że zarzuty nie muszą być prawdziwe i niekoniecznie dotyczą całego Kościoła. Bo trzeba odwagi, by taką książkę wydać; odwagi i otwartości, i szczerości, i… gotowości na zmiany.
Ksiądz Mateusz był młody, przystojny i uroczy. Miał cudownie kojący głos, był fantastycznie dowcipny i złośliwy w ten przyjemny, podniecający sposób, który uwielbiałam. I był wyraźnie mną zainteresowany**.

Na koniec, po uważnej lekturze „Alkoholiczki”, jedna tylko uwaga, właściwie dygresja:
Wszyscy jesteśmy, byliśmy albo w określonych warunkach bywamy złodziejami, oszustami i kłamcami, wielu cudzołożnikami, ale trzeźwe alkoholiczki i alkoholicy nie udają przynajmniej świętoszkowato, że to nieprawda, że oni nigdy nie… Może właśnie dlatego bardziej sobie cenię opowieści uzależnionych, ale niepijących już autorów od historii ludzi pozornie przyzwoitych, na użytek sąsiadów i dalszych krewnych porządnych i bogobojnych, a jednak do samego gruntu fałszywych. Mika Dunin w „Alkoholiczce” jest prawdziwa. Prawdziwa tak bardzo, że to momentami boli…



--
* Mika Dunin, „Alkoholiczka”, wyd. WAM, 2014, s. 218.
** Tamże, s. 203.

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Alkoholizm mocno egzotyczny

„Gobelin” – Barbara Kosmowska

Gobelin utkany przez Annę, za który zbiera pochwały i nagrody, jest, jak chyba wszystkie jej dzieła, czarno-biały. Obraz przedstawiony w opowieści Kosmowskiej jest zdecydowanie wielobarwny, czasem może nawet aż za bardzo, wręcz pstrokato. Anna Molty, osiągając kolejne stadia uzależnienia, budzi cała paletę emocji – zarówno wśród swoich bliskich, przyjaciół i znajomych, jak i u czytelnika.
Odrobinę naiwna wydała mi się koncepcja małżeństwa, w którym on to nudny, solidny, mieszczański do szpiku kości pan sędzia, a ona – barwna i wolna jak egzotyczny ptak artystka. W takich warunkach oczywiste jest, które z nich, nie wytrzymując szarzyzny codzienności, szukać będzie pociechy na dnie kieliszka.
Anna, Jerzy, Zuzanna, Konstancja, Michał… tak, scena rozstania z Michałem opisana jest znakomicie, choć nieco melodramatycznie – wielobarwna mozaika ludzkich losów, postaw, zachowań.

Książka na pewno warta przeczytania, nawet jeśli wizerunek alkoholizmu w niej prezentowany, niezbyt wiele wspólnego ma z rzeczywistością, ale… może rzeczywiście tyle jest alkoholizmów, co ludzkich wyobrażeń o nim?

środa, 6 sierpnia 2014

Alkoholizm waginododatnich

„Piekło nie ma dna” – Bożena Snella-Mrozik

„Pomysł tych rozmów wziął się z mojego przekonania, że alkoholizm kobiet jest specyficzny, bo kobiety są bardziej związane z rodziną, rodzą dzieci, inaczej przeżywają samotność. Są inne”*.

Tej informacji nie znalazłem na okładce książki – na szczęście, bo zapewne bym po nią nie sięgnął, a nie sięgnąłbym, bo straciłaby dla mnie wszelką wiarygodność. Po lekturze dziesiątków książek na temat uzależnień, mam na ten temat inne zdanie.

Książka składa się z dziewięciu rozmów z niepijącymi alkoholiczkami oraz wywiadu z psychiatrą, doktor Lubomirą Szawdyn. Historie alkoholiczek, choć ciekawe, są mroczne, ponure, jakoś brak w nich nadziei – mimo, że nie piją (kilka poddano psychoterapii odwykowej, inne przestały pić w zasadzie nie bardzo wiadomo w jaki sposób), czasem nawet kilka lat, czegoś w ich relacjach brakuje… może radości życia?
Konwencja, którą przyjęła autorka pytań i inicjatorka rozmów (też alkoholiczka) polega na pokazaniu destrukcji osoby uzależnionej z marginalnym potraktowaniem rozwiązań problemu alkoholizmu.

Ciekawe, choć w kilku przypadkach kontrowersyjne, są wypowiedzi profesjonalistki, dr Szawdyn, choćby takie:

„Kobiety wchodzą w uzależnienie powoli”**.

„…my kobiety mamy niewolniczą naturę i jesteśmy wykorzystywane w różny sposób”***.

„Uzależnienie alkoholowe, jeśli nie leczone, jest w stu procentach chorobą śmiertelną”****.

 

 

--
* Bożena Snella-Mrozik, „Piekło nie ma dna”, wyd. Media Rodzina, s. 93.
** tamże, s. 227.
*** tamże, s. 228.
**** tamże, s. 231.

piątek, 1 sierpnia 2014

Edgar Allan Poe i jacyś tam inni

„W cieniu mistrza” – red. Michael Connelly

Pamiętam z dawnych czasów prezent, ciężką i grubą (ponad czterysta stron) książkę Edgara Allana Poe „Opowieści niesamowite”, w twardej oprawie z beżowego plastiku. Pamiętam fascynację fabułą jego utworów i pewien problem z językiem, trudnym dla młodszego nastolatka.
Poe i jego mroczny świat wrócili do mnie po półwieczu. Inne wydanie, inne tłumaczenie, inna okazja i wrażenie podobne do tego, jakie towarzyszy nam, gdy odwiedzamy miejsca ważne w dzieciństwie, które opuściliśmy dawno, dawno temu, ale… może nie do końca.

„W cieniu mistrza” to zbiór pod redakcją Michaela Connelly’ego, przygotowany przez stowarzyszenie Mystery Writers of America z okazji dwusetlecia urodzin Poego,  zawierający szesnaście najbardziej chyba znanych opowiadań i wierszy Edgara Allana Poe, oraz eseje bardziej współczesnych amerykańskich autorów powieści sensacyjnych, kryminalnych i horrorów takich jak: Stephen King, Michael Connelly, Nelson DeMille, Jeffery Deaver, Peter Robinson, Sue Grafton, Lisa Scottoline, Tess Gerritsen i innych.

Teksty Poego – poza może wierszami („Kruk”, „Dzwon”), bo tych nie specjalnie lubię – znakomite i lepsze nawet niż za pierwszym razem. Eseje współczesnych… bardzo zróżnicowane jakościowo. Z tego powodu mam poważny problem z oceną tej antologii jako całości.