„Szóste dziecko” – J. D. Barker
Ciąg dalszy „Piątej ofiary”, która była kontynuacją „Czwartej małpy”. „Piąta ofiara” kończy się… a właściwie nie kończy się nijak, bo akcja urywa się w najciekawszym momencie i padają słowa „ciąg dalszy nastąpi”. Takie zabiegi uważam za bardzo nieeleganckie, bo to wymuszanie na czytelniku kolejnego zakupu. Wszystkie te trzy tomy, to jedna powieść, sztucznie podzielona na trzy części, żeby można sprzedać trzy książki, a nie tylko jedną. W sumie to jedyny mój poważny zarzut, bo poza tym fabuła trylogii jest znakomita i czytelnik naprawdę chce wiedzieć, jak się potoczą losy bohaterów i jak się to wszystko skończy. Warunek jest tylko jeden – trzeba mieć wszystkie trzy, czytać je we właściwej kolejności i z niewielkimi, a jeszcze lepiej żadnymi, przerwami między kolejnymi tomami.
W poprzednim tomie dowódca grupy śledczych, zajmującej się sprawą #4MK, detektyw Sam Porter, zostaje odsunięty od sprawy, a nawet zawieszony. Pojawia się bowiem coraz więcej poszlak – jedne prawdziwe inne pewnie spreparowane – wskazujących na jego powiązania z Ansonem Bishopem, to jest Zabójcą Czwartej Małpy.
Porter, rzecz jasna, nie daje za wygraną i prowadzi sprawę bez wiedzy i zgody swoich przełożonych, jakby poza systemem. A kiedy agenci FBI znajdują zdjęcia, na których widać Portera i Bishopa razem, przypomniana zostaje sprawa wypadku, w którym Sam Porter doznał częściowej amnezji, stracił spore fragmenty odległych wspomnień. Dzięki kolejnym pamiętnikom, a jest ich w tym tomie wyjątkowo wiele, czytelnik zaczyna się domyślać, że Zabójca Czwartej Małpy i Sam Porter, spędzili razem dłuższy czas w czymś w rodzaju domu poprawczego. Koszmarnego domu poprawczego dla krnąbrnych dzieci.
W ostatnim tomie trylogii „Sam Porter” albo trylogii #4MK (widziałem już, że w taki właśnie sposób zaczęto oferować ją czytelnikom) komplikuje się dokładnie wszystko i to momentami tak bardzo, że musiałem wracać do wcześniejszych rozdziałów. Kończenie rozdziału, przerywanie w najważniejszym momencie, to w trylogii Barkera raczej reguła niż wyjątek. Pojawiają się też nowe wątki, zupełnie nowe: znęcanie się dzieci, i nad dziećmi, w poprawczaku, korupcja na wysokich stanowiskach, perfidne i przebiegłe zarażenie policjantów, Claire Norton i Edwina Klozowskieego, wirusem SARS, a w efekcie zagrożenie epidemiologiczne dla całego Chicago, a nawet Ameryki.
Zakończenie odrobinę mnie rozczarowało, ale to pewnie kwestia moich nadmiernych oczekiwań. W każdym razie było jakby mało przekonujące. Jak gdyby autorowi skończyły się pomysły na dalsze komplikacje. Ostatecznie „Sam Porter” albo, jak kto woli, #4MK, to bardzo dobra powieść sensacyjna w trzech tomach.