niedziela, 23 grudnia 2018

Rozważania o karze śmierci


„Spowiedź polskiego kata” – Jerzy Andrzejczak

Rozdział I, „Czy kat ma serce?”, i jedno z pierwszych pytań w książce: „Podobno ma pan na sumieniu śmierć ponad 80 Polaków?” – i już zaczęło się źle, i już zacząłem podejrzewać, że to książka tendencyjna, manipulująca uczuciami czytelników w dość prymitywny sposób. To właśnie wydaje się ważne, że w prymitywny. Wielu autorów książek lub innych tekstów stara się czytelników do czegoś przekonać, i w porządku, niech będzie, jednak ważny jest poziom tego przekonywania, stosowane techniki, bo nikt chyba nie lubi, gdy traktuje się go jak upośledzonego umysłowo sześciolatka.

Kat, z którym rozmawia autor, nie wykonywał wyroków na przestępcach, mordercach, gwałcicielach – nie, on ma „na sumieniu” POLAKÓW. A na kim to, do jasnej cholery, miał wykonywać wyroki polski kat w Polsce? Na Aborygenach? Na Eskimosach? Ale jakże emocjonalnie to brzmi, prawda?


Bardzo ważna wydała się informacja, którą łatwo byłoby w książce przeoczyć. Autor, powołując się na jakieś badania,  zamieszcza w niej tabele z porównaniem liczby wyroków śmierci oraz morderstw lub zabójstw. Okazuje się z niej, na co zresztą Andrzejczak oraz kat, z którym rozmawia, specjalnie zwracają uwagę, że w okresach, gdy nie wykonywano kary śmierci, liczba ciężkich przestępstw ewidentnie rosła.

Spora część książki, na pewno znacznie więcej niż rzekoma rozmowa z polskim katem, dotyczy historii kary śmierci i tortur w Polsce i na świecie – wypowiadają się tam historycy, adwokaci, pasjonaci tematyki – i to od średniowiecza albo i jeszcze wcześniej do czasów współczesnych. Średnio to było ciekawe, bo temat potraktowany został powierzchownie.

Andrzejczak sporo uwagi poświęca katowskiej dynastii Pierrepointów, a zwłaszcza ostatniemu z nich, Albertowi (znanemu u nas z filmu „Ostatni kat”). Kłopot w tym, że niektóre informacje o nim nie zgadzają się z tymi, zawartymi w Wikipedii oraz jego oficjalnej biografii.
Ciekawa jest rozmowa z katem brytyjskim, ale trzeba uważać, żeby nie przeoczyć słów „zakładając, że chciałby on odpowiedzieć na pytania”, a więc to tylko spekulacje autora.

Na tendencyjne, prowokujące, dziwaczne pytania Andrzejczaka anonimowy kat często odpowiada spokojnie i rozsądnie: nie wiem, nie, możliwe, nie widziałem itp. I taka to „spowiedź”. 

Reasumując – tytuł uważam za ewidentne nadużycie. To nie jest żadna spowiedź, to książka o karze śmierci na przestrzeni dziejów i w różnych krajach, z rzadkimi i bardzo oględnymi komentarzami polskiego kata.

niedziela, 16 grudnia 2018

Władza - super afrodyzjak


„Gra o tron” – George R. R. Martin

Pierwszy tom cyklu „Pieśń lodu i ognia”.

Lord Jon Arryn, namiestnik króla Roberta Baratheona, umiera niby to złożony chorobą, ale poszlaki wskazują na to, że nie zmarł śmiercią naturalną. W tej sytuacji król udaje się do dawnego przyjaciela i towarzysza broni, Eddarda Starka, by ofiarować mu to stanowisko, ale właściwie, żeby prosić o pomoc w utrzymaniu władzy.

Prawie 800 stron – bardzo szczegółowo opisanego świata z bardzo drobnymi czasem detalami. Mnóstwo postaci – narracja prowadzona jest w pierwszej osobie, ale co rozdział, to prowadzi ją inna osoba.

Przyjaciele skusili mnie na lekturę, twierdząc, że George Martin stworzył nowy, kompletny świat podobnie jak Frank Herbert w „Diunie”. To chyba niezupełnie tak, bo „Diuna” to zupełnie nowy świat, a „Gra o tron”, przy całkowicie różnej geografii, bardzo przypomina nasze średniowiecze. Ale to nie jest wadą. W każdym razie obie te książki (cykle) traktują o sztuce rządzenia ludźmi.

Po głębokim namyśle zdecydowałem, że dalszych tomów czytać nie będę. Dlaczego? Odpowiedzią jest motto życiowe, jakie kiedyś wybrałem dla siebie: najpierw sprawy najważniejsze. Mój czas na tym najpiękniejszym ze światów jest z natury ograniczony, nie będę przecież żył wiecznie, a to oznacza, że nie na wszystko wystarczy mi czasu. Zdając sobie z tego sprawę, mając taką świadomość, muszę nauczyć się wybierać właśnie to, co jest dla mnie najważniejsze. Rzecz jasna, wcześniej powinienem swoje priorytety rozpoznać.
„Gra o tron” to dobra powieść, ale ja nie mam pół roku, a może znacznie więcej czasu, na poznanie w sumie jednej historii. Aż tak dobra to ona jednak nie jest.

sobota, 1 grudnia 2018

Prawdziwe życie gentlemana


„Patrick Melrose” – Edward St Aubyn

Cykl autobiograficznych mini powieści, na który składają się: „Nic takiego”, „Złe wieści”, „Jakaś nadzieja”, „Mleko matki”, „W końcu”. Były one publikowane osobno w latach 1992-2012. W Polce wydane zostały początkowo w dwóch tomach, aż wreszcie wydawnictwo W.A.B. zdecydowało się wydać cały cykl w jednym tomie.

Trudno mi sobie wyobrazić śledzenie losów Patricka Melrose po kawałku, w kilkuletnich odstępach, a tak to zdaje się początkowo było. Dwa tomy albo jeden da się przeczytać w kilka-kilkanaście godzin. Pięć odcinków mini serialu, można, na upartego, obejrzeć w jeden-dwa dni. Tylko w taki sposób ma to sens, bo ta historia, życie bogatego narkomana i alkoholika, to zdecydowanie jest jedna całość.

Głównym bohaterem jest oczywiście tytułowy Patrick Melrose, przedstawiciel zamożnej brytyjskiej klasy wyższej, dysponujący w zasadzie nieograniczonymi środkami (do czasu), a fabuła książki/książek/filmu dotyczy tragicznego wpływu, jaki na dorosłego mężczyznę miało traumatyczne dzieciństwo z molestowaniem seksualnym włącznie.
Przerażające jest to, jak Patrick, już jako mąż i ojciec dwóch synów, kopiuje zachowania i postawy ojca-sadysty, nie umiejąc wyzwolić się ze schematów wdrukowanych mu w psychikę w dzieciństwie. Jak wyraźnie widać w powieści St Aubyna, nie wystarczy świadomość dorosłego dziecka z rodziny dysfunkcyjnej, by uwolniło się ono od chorej przeszłości.
Jest to także krytyczny, cyniczny i szokujący momentami obraz angielskiej klasy wyższej.