Dawno, dawno temu, gdy mur berliński stał sobie jeszcze w najlepsze, a o walucie zwanej euro nikt jeszcze nie słyszał, w Dortmundzie, a może w Kolonii, już nie pamiętam, kupiłem portfel. Zapłaciłem za niego 9,99 marek, co wprawdzie w przeliczeniu na złotówki dawało kwotę niebagatelną, ale tam najwyraźniej nie było ceną wygórowaną, ani nawet zbyt wysoką. Portfel był znakomitej jakości i sprawował się nienagannie przez prawie dwadzieścia lat, dzięki czemu przez cały ten czas temat „portfele” mógł być w moich myślach zupełnie nieobecny.
Prawie dwa lata temu mój niemiecki portfel zaczął zdradzać oznaki zużycia i nie wyglądał już tak elegancko, jak dekadę wcześniej. Postanowiłem więc kupić nowy, co wydawało się przedsięwzięciem banalnym, na które mężczyzna przeznacza nie więcej niż kilkanaście minut, z dojazdem włącznie. Wybrałem się więc do stosownego sklepu…
Początkowo wydawało mi się, że sprzedawczyni, ochoczo prezentująca rozmaite modele, mnie nie zrozumiała, powtórzyłem więc wyraźnie, że chciałem obejrzeć portfele, a nie portfele z portmonetkami. Pani nie wiedziała, o czym mówię.
Szkoda mi było czasu na dyskusje z miłą, ale najwyraźniej upośledzoną dziewczyną, więc wybrałem się do drugiego sklepu, a kiedy sytuacja się powtórzyła – do trzeciego.
Czwartej, a może piątej sprzedawczyni starałem się wyjaśnić, a nawet zademonstrować, o co chodzi i w czym jest problem. Pokazałem jej mój portfel oraz moją portmonetkę. Wyjaśniłem powoli i poprawną polszczyzną, że portfel służy mi do przechowywania banknotów, dokumentów, kart kredytowych itp., a bilon (monety) mam w portmonetce. Od lat zresztą preferuję tak zwane podkówki; uważam, że są do tego celu najwygodniejsze. Dodałem też, że nadal wolałbym mieć te rzeczy osobno – osobno portfel i osobno portmonetkę, bo portfel połączony w jedną całość z portmonetką mnie nie interesuje. W siódmym sklepie, w którym pokazywano mi etui na dokumenty zamiast portfela (nie miało portmonetki, to fakt, ale przegrody na banknoty też nie) zaczęło mi świtać, że towar, o który mi chodzi, najprawdopodobniej już nie istnieje, a sprzedawczynie, młode dziewczyny, nigdy takiego nie widziały.
Nie mieściło mi się to w głowie…
Portfela (bez portmonetki!) szukałam kilkanaście miesięcy, pytając o niego w każdym mieście w Polsce, w jakim się znalazłem. Zaczynało to zakrawać na obsesję.
Pewnego razu, w którymś tam z kolei dużym i ekskluzywnym sklepie z galanterią, jego właścicielka zapytała, czemu tak się upieram, czemu nie kupię portfela z portmonetką, przecież bilon mogę sobie nadal nosić w swojej podkówce. No, to jej pokazałem…
Mój stary portfel, wypełniony banknotami, dokumentami, kartami, legitymacjami, biletami, wizytówkami, nosiłem w nim też plaster z opatrunkiem na wszelki wypadek, kartę biblioteczną i kilka innych rzeczy, miał grubość około jednego centymetra. Pusty portfel z portmonetką, nowej generacji, z jakimiś zamkami, spinkami i zatrzaskami, to minimum dwa i pół centymetra grubości. Zademonstrowałem nawet jak coś takiego, do tego z zawartością, wygląda w wewnętrznej kieszeni marynarki, a wygląda dokładnie tak, jakbym miał tam połówkę cegły, albo pistolet. Inne miejsce, w którym mężczyźni noszą portfele, to tylna kieszeń spodni, ale po wepchnięciu do niej takiego tobołka, nie da się wygodnie usiąść.
Z sympatycznej rozmowy, jaka się między nami wywiązała, dowiedziałem się, że dokładnie wszystkie portfele, jakie miła pani ma w ofercie, produkowane są w Chinach. Marka, cena i nazwa firmy (tu znaczące przymrużenie oka), nie mają nic do rzeczy – stwierdziła właścicielka sklepu, a ja nie miałem powodu, by jej nie wierzyć. W Chińskiej Republice Ludowej – wyjaśniała dalej pani – mężczyźni nadal noszą workowate spodnie z wielkimi kieszeniami, w których takie portfele nie sprawiają kłopotu. Poza tym wartość chińskiej waluty jest niewielka, a więc monet (1, 2, 5 fenów, 1, 5 jiao, 1 yuan) zwykle nie nosi się wielu – pani dodała, że była tam osobiście nawiązując współpracę handlową i na własne oczy widziała. Może i tak…
Kiedy wyraziłem wątpliwości, co do chińskiego monopolu, pani poinformowała mnie, że owszem, czasem, bardzo rzadko, zdarzają się portfele nie produkowane w Chinach, ale i tak robione są zwykle według chińskich wzorów, a więc z portmonetkami.
Ręce mi opadły…
Właściwie już byłem gotów poddać się, kupić portfel z portmonetką i jakąś torbę do jego przenoszenia, kiedy dość niespodziewanie trafił mi się wyjazd do Londynu. Plan pobytu miałem mocno napięty, ale nie aż tak bardzo, by nie znaleźć chwili na wizytę w sklepie, w którym sprzedawane są markowe towary, końcówki serii, po bardzo przystępnych cenach. Poszukiwanie portfela bez portmonetki zajęło mi jakieś dwie minuty. Za elegancki, zgrabny, wygodny portfel z prawdziwej skóry zapłaciłem mniej więcej dwie trzecie tej ceny, którą musiałbym wydać w Polsce na chiński portfel z portmonetką.
I tylko czasem zastanawiam się, komu i w czym przeszkadzały portfele, które wygodnie można było nosić w wewnętrznej kieszeni marynarki? Czemu praktycznie zniknęły z rynku?