„Dobre maniery dla miłych
ludzi, którzy czasem mówią K***A” – Amy Alkon
Można być miłym człowiekiem i czasem używać wulgaryzmów, ale nie można ich używać, jeśli aspiruje się do miana osoby dobrze wychowanej, znającej savoir-vivre, czy zasady bon tonu. Ciekawy też wydaje się wniosek płynący z tytułu: najwyraźniej dla ludzi niemiłych szkoda czasu i wysiłku, tacy dobrych manier nie nauczą się nigdy, nawet jeśli nie używają słowa k...a. Ale to tak pół żartem, pół serio.
W kolejnych rozdziałach przedstawię swoją popartą naukowo teorię, która mówi o tym, że stykamy się z większą nieuprzejmością niż kiedykolwiek wcześniej, ponieważ ostatnimi czasy bardzo poluzowały się więzy stawiające nas do pionu przez miliony lat historii ludzkości. Wytłumaczę też, jak możemy przywrócić te więzy, pokażę, jak nie stać się jednym z gburów, których jest wokół nas tak wielu, i jak sprzeciwić się takim osobnikom napotkanym na naszej drodze[1].
Skąd moje zainteresowanie tą tematyką (zwłaszcza w czasach, gdy polski polityk zwraca się do kogoś publicznie słowem „spieprzaj”)? Zasady savoir-vivre’u w moim domu rodzinnym zawsze uważano za ważne i wpajano mi je od kiedy sięgam pamięcią. Dobre maniery – w moim przekonaniu – pomagają nam nie pozabijać się wzajemnie i żyć w miarę zgodnie wśród innych ludzi.
Nie ukrywano przede mną poważnych trudności z tematem tym związanych. W określonym czasie zwykle funkcjonują trzy wersje takich reguł: współczesna (aktualna, akceptowana przez większość), dawniejsza (mniej więcej z czasów dziadków, taka trochę już trącąca myszką) i nowoczesna (po prostu nowa i dla wielu zbyt nowa). Poza tym reguły te zawsze mają wymiar lokalny. W Polsce wiele zasad będzie różniło się od, na przykład, amerykańskich. U nas mężczyzna nie rozmawia z kobietą, trzymając rękę w kieszeni. W USA nikogo to nie razi. W PRL (czas i miejsce) próbowano nam wmawiać, że do ryb nie używa się noża i je się je przy użyciu dwóch widelców (sic!) itd. Oznacza to, że nie wystarczy (niestety) nauczyć się jakiegoś zestawu zasad raz na zawsze, na każdą okoliczność i miejsce. Dlatego zwróciłem uwagę na poradnik Amy Alkon – zgodnie z opisami nie koncentruje się ona na sztywnych i konkretnych detalach (kolejność sztućców na prawo od talerza), ale raczej na regułach nieco bardziej uniwersalnych. Tu uwaga: nieco bardziej uniwersalnych, a nie uniwersalnych. Jest to poradnik aktualny, ale dotyczy USA, a nie świata, Europy, czy Polski.
Pytałem kiedyś babkę o rady bardziej ogólne, gdyby jednak kłopot się pojawił, mimo znajomości szczegółowych rozwiązań. Powiedziała wtedy, żeby wybierać ten sposób (postawę, zachowanie), które wydaje się trudniejsze. Innym takim jest sugestia „nie rób drugiemu, co tobie niemiłe”. Dobre to, ale nie zawsze. Trzeba też uważać, bo robienie innym tego, co nam miłe, bywa czasem ryzykowne i nie jest godne polecenia.
Amy Alkon zwykle podchodzi do tematu w odmienny sposób; stara się znaleźć rozwiązania… globalne, jeśli tak można to nazwać. Wyniki swoich przemyśleń, czy wniosków, opiera często na naukowych badaniach lub pseudo dowodach. Na przykład uważa ona, że jesteśmy niegrzeczni/niekulturalni, bo żyjemy w społecznościach zbyt dużych dla naszego mózgu. Podobno potrafimy funkcjonować w grupach nie większych niż 150 osób. Dowodem na to mają być badania socjologiczne, psychologiczne i antropologiczne, ale też przekonania huterytów (fundamentalna sekta religijna w USA i Kanadzie). To ostatnie właśnie nazywam pseudo dowodem. Nie znam huterytów, więc ich pomysły nie są dla mnie dowodem na nic.
Jeśli nawet autorka ma rację, co do tych stupięćdziesięcioosobowych grup, to pojawia się problem inny, daleko poważniejszy, który zawrzeć można w pytaniu: no i co w związku z tym?
Amy Alkon stara się być zabawna i dowcipna, żeby nie wszystkie tematy w książce były ciężkie i poważne. Jej humor przypomina mi nieco telewizyjnych amerykańskich showmanów z lat dziewięćdziesiątych, jednak na papierze wychodzi to nieco gorzej. Do tego trzeba pamiętać, że to jest przekład, a więc znowu nie wszystko da się oddać tak, jak to autorka zaplanowała. Pisze ona chociażby, że w epoce kamienia nie było sklepów spożywczych na każdym rogu, a cousurfing dopiero raczkował. Tak… bardzo śmieszne.
Oczywiście poza sygnalizowaniem problemów i diagnozowaniem, skąd się wzięły, są też w książce propozycje rozwiązań. Na przykład sprzeciwianie się chamstwu, czyli zwracanie uwagi ludziom, zachowującym się niewłaściwie. Odpowiedzialnie autorka uprzedza, że metoda ta może zakończyć się pobiciem. A oto inna propozycja.
Możemy to zmienić, stosując wobec nich taktykę pozytywnego ośmieszania, którą nazwałam ośmieszaniem w sieci, czyli pozbawiając agresorów anonimowości poprzez dyskretne nagranie ich zachowania, a potem publikowanie tego w internecie[2].
Nie mam pojęcia, jak wygląda to w Ameryce, ale zastanawiam się, czy w Polsce filmowanie ludzi bez ich wiedzy i zgody, a następnie publikowanie ośmieszających ich materiałów, jest legalne.
Poradnik zwraca uwagę na potrzebę poprawy jakości naszej komunikacji, podpowiada, jak odmawiać, w jaki sposób tworzyć relacje z sąsiadami albo chorymi przyjaciółmi, jak być grzecznym i uprzejmym przez telefon i w internecie, jak zachowywać się na randce albo w podróży, w restauracjach i na przyjęciach, jak przepraszać i przyznawać się do błędów, i w dziesiątkach innych sytuacji. Lekko, z humorem, ciekawie. Zalecałbym jednak ostrożność i rozwagę w kopiowaniu tych porad. Reguły savoir-vivre’u bywają różne w różnych krajach. Nie w tym rzecz, że jedne są lepsze od drugich, ale po prostu czasem są inne. A może po prostu nie chcę polemizować z autorką, która poleca pisanie anonimów i kłamstwa...
Żuj z zamkniętymi ustami. Siedząca naprzeciwko ciebie osoba nie chce widzieć tego, co zobaczyłaby, gdyby zajrzała ci do przełyku[3].
I to ma sens, a ja dodałbym tylko, żeby jeść po cichu. Jednak zdarzają się sugestie zbyt amerykańskie, jak na warunki w Polsce, na przykład odkładanie sztućców po każdym kęsie. Możliwość wylizywania talerza, gdy jest przerwa w dostawie prądu albo gdy spożywa się posiłek w towarzystwie osoby niewidomej, zapewne autorka zaplanowała jako żart. Ludzie dobrze wychowani pozostają tacy także wtedy, kiedy nikt nie patrzy (dżentelmen to facet, który wychodzi spod prysznica, gdy chce mu się sikać).
Książkę polecam, jednak przede wszystkim za jej wartość rozrywkową.
---
[1] Amy Alkon, „Dobre maniery dla miłych ludzi, którzy czasem mówią K***A”, przekład Anna Rosiak, Iwona Mączka, Grupa Wydawnicza Relacja, 2021, s. 10.
[2] Tamże, s. 20.
[3] Tamże, s. 220.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.