sobota, 22 grudnia 2007

Żydzi w Warszawie

„Moje Nalewki” – Bernard Singer


Rzut oka na nazwisko autora – Singer. No to w porządku. Tytuł? Nalewki – wiadomo, będzie o Żydach, czyli to, o co mi chodzi. Książka już moja. Teraz biegiem do domu i czytać. Pierwsze kartki. Coś tam jest o synu, że też Bernard. Zaraz, zaraz, chwileczkę, jak to „też Bernard”? Co za Bernard? Skąd się tu wziął jakiś Bernard?!
Wtedy dopiero zorientowałem się, że wziąłem z półki książkę zupełnie innego Singera. Śmiechu było co niemiara, ale tylko dlatego, że książka mi się podobała, bo gdyby nie, to pewnie kląłbym własną nieuwagę i gapiostwo na czym świat stoi.

Bo mi się podobała. Końcówka może nieco mniej, za dużo tam polityki było, ale cała reszta jest super.
Przełom XIX i XX wieku. Warszawę zamieszkuje około 30% Żydów, 250 tysięcy, ale zajmują oni zaledwie 20% powierzchni miasta. Niby nie getto, ale… Nalewki, Muranów, Grzybów to inny świat.

Ten właśnie inny świat opisuje Singer. Bernard Singer – dziennikarz, felietonista, sprawozdawca parlamentarny. „Moje Nalewki” to pełna uroku opowieść o zwykłych sprawcach dzielnicy żydowskiej, o codzienności zamieszkujących ją ludzi.
Dla niego zwyczajność, normalność i dzień powszedni, dla czytelnika egzotyka świata, który już nie istnieje, po którym zostało jedynie kilka nazw ulic…