piątek, 16 kwietnia 2010

Polski (także) proces karny

Płacą, wymagają i mają, czyli… polsko-europejski i amerykański proces karny


Polski proces karny, zwany też czasem zamiennie postępowaniem karnym (choć proces ma znaczenie jednak szersze niż postępowanie), to zespół norm prawnych (zasad, sposobów, metod) regulujących działalność zmierzającą do realizacji prawa karnego. Jego podstawowym celem jest najpierw ustalenie, czy w ogóle zaistniał czyn zabroniony i to mający postać przestępstwa, a następnie wykrycie jego sprawcy i pociągnięcie go do odpowiedzialności karnej. W procesie tym prawa i obowiązki organów procesowych, a więc sądu, prokuratora, stron i innych uczestników postępowania, a także warunki i formy ich działania, są ściśle określone przez ustawy. Jednym z elementów procesu karnego jest rozprawa sądowa i o nią w tej chwili głównie mi chodzi.

Zadziwiający może wydawać się fakt, że zdecydowana większość Polaków zna i dużo lepiej rozumie, obowiązujące podczas karnej rozprawy sądowej, procedury amerykańskie od polskich i tym samym europejskich (nie licząc Wielkiej Brytanii, gdyż tam nadal prawo opiera się na precedensach). Wynika to oczywiście z obecności telewizji w naszym życiu, która w tysiącach filmów podtyka nam ten temat pod sam nos, w dziełach wybitnych („Dwunastu gniewnych ludzi”), średnich i zupełnie kiepskich.

Niezbędnym elementem filmowej wersji rozprawy sądowej w USA jest ława przysięgłych. Istnieje ona także w innych państwach, w których obowiązuje system prawa zwyczajowego (common law). Choć różnić się to może nieco w różnych stanach, ława przysięgłych najczęściej orzeka w procesach karnych o winie, natomiast sąd ewentualnie ustala wyrok.
W Polsce oraz większości krajów europejskich ławy przysięgłych nie ma. Jako czynnik społeczny biorą w rozprawie w Polsce udział ławnicy, jednak ich rola w wymiarze sprawiedliwości jest zupełnie inna niż ławy przysięgłych. Inna sprawa to to, że od 2007 roku i po poważnych zmianach w przepisach, jakie wtedy nastąpiły, rola ławników jest sukcesywnie ograniczana przez rezygnację z ich udziału w kolejnych rodzajach rozpraw, przede wszystkim karnych, rodzinnych, czy niektórych z zakresu prawa pracy. Z założenia (słusznego, albo i nie) prawem zajmować się mają prawnicy, profesjonaliści, a nie taki czy inny „czynnik społeczny”.

W amerykańskim kryminale adwokat i sędzia starają się przekonać do swoich racji ławę przysięgłych. Zwykle (zwykle!) wykorzystują do tego celu dowody procesowe. Ale, jak dobrze wiemy z filmów, nie tylko. Wystąpienia oskarżyciela i obrońcy, zwłaszcza tego ostatniego, mają często charakter nieomalże aktorskiego popisu i zawierają sporą dawkę psychomanipulacji. Ulubionym chwytem adwokata jest na przykład technika rzucania pod adresem ławy przysięgłych sugestywnych i sugerujących pytań retorycznych. Na europejskiej sali sądowej coś takiego mogłoby narazić obrońcę na podejrzenie ze strony sędziego, że stawił się przed sądem w stanie nietrzeźwym. U nas to nie jest miejsce na popisy oratorskie, przypuszczenia, aluzje, czy dramatyczne puenty. Rola adwokata w amerykańskim procesie jest, ze zrozumiałych względów, ogromna. Wygrywa często ta strona, która lepiej, skuteczniej potrafi manipulować uczuciami ławy przysięgłych.

W Europie na sali sądowej odbywa się prezentacja faktów i dowodów, co czasem na jedno wychodzi. Jest to zdecydowanie mniej ciekawe, niż amerykańskie filmy. Weryfikacja faktów odbywa się jeszcze przed rozprawą, na etapie zbierania dowodów. Prokurator nie skieruje do sądu sprawy, którą sędzia, adwokat, lub sam oskarżony będą mieli szansę i możliwość zakwestionować.
Stare powiedzenie mówi, że dżentelmeni nie dyskutują z faktami. Adwokaci zwykle też nie. Bo i po co?

Jak może wyglądać fakt? Jeśli oskarżonego widziały w Warszawie trzy osoby, niezależnie od siebie, nie spokrewnione z oskarżonym itd., jedna o 8:00 na Marszałkowskiej, druga o 9:00 na Wilczej i trzecia o 10:00 na Kruczej, to faktem jest, że oskarżony w tym dniu pomiędzy 8:00 a 10:00 był w stolicy. Co niby mógłby zrobić z takim faktem najlepszy i najdroższy adwokat?
Rola obrońcy w polskim i europejskim procesie karnym jest zdecydowanie niższa, niż w amerykańskim. Może dlatego dobrzy adwokaci nie rwą się do procesów karnych… Oczywiście w sprawach cywilnych (z powództwa cywilnego), albo korporacyjnych sprawa przedstawia się zupełnie inaczej.

W prawniczych thrillerach amerykańskich często podczas rozprawy obie strony co rusz wyciągają, jak magik z kapelusza, zaskakujące ławę przysięgłych i telewidzów fakty, jakieś dowody, czy świadków o znaczeniu kluczowym. Coś takiego robi zwykle ogromne wrażenie.
W naszym procesie prokurator musi udostępnić obronie absolutnie wszystko, z czym zamierza wystąpić na sali sądowej, w określonym przepisami czasie przed rozprawą. Jakakolwiek próba przemycenia na rozprawie czegoś, o czym wcześniej nie wiedzieli adwokat i jego klient, skutkuje natychmiastowym wnioskiem o odrzucenie dowodu, albo przynajmniej o odroczenie sprawy, do czasu, aż obrona zapozna się i będzie gotowa ustosunkować do nowej sytuacji.
Tu po prostu nie ma ławy przysięgłych, która mogłaby życzliwie ocenić magiczną sztuczkę prawnika.

Reasumując – o ile w USA rozprawa czasem może zmienić się w pasjonujące widowisko obserwowane przez media z zapartym tchem, u nas coś takiego raczej się nie zdarza. To po prostu żmudna urzędowa procedura, której elementy są z góry i od dawna określone przepisami; raczej solidne rzemiosło, niż wirtuozeria i szokujące popisy. Możliwości wprowadzenia jakiegoś rysu indywidualnego, ekstra sztuczki, mistrzowskiego posunięcia, ciętej riposty, czy czegoś podobnego, przez adwokata, lub prokuratora, że o sędzi nie wspomnę, są prawie żadne. W polskim procesie karnym przedstawienie może uskuteczniać właściwie tylko oskarżony, ale na doświadczonych prawnikach i tak nie zrobi to wrażenia.

Chyba jednak Amerykanie mają lepiej, tam każda większa sprawa może stać się pasjonującym show. U nas to tylko siermięga…