wtorek, 15 października 2013

Pożegnanie za pożegnaniem

„Ostatnie pożegnanie” – Arvin Reed

Jack Hammond był młodym, świetnie się zapowiadającym i robiącym błyskawiczną karierę adwokatem w renomowanej spółce, w dobrej części Atlanty. Popełnił jednak błąd – nawiązał romans z żoną albo dziewczyną klienta. Dziewczyna straciła życie, a Jack szansę na karierę. Pozostała mu rola obrońcy z urzędu, naruszających prawo drobnych kryminalistów z dzielnicy slumsów,  McDaniels Glen, które to zajęcie ledwie pozwało mu wiązać koniec z końcem.

Pewnego razu Jack Hammond otrzymał wiadomość, że jego przyjaciel nie żyje, przedawkował narkotyki. Doug, owszem, był narkomanem, ale od pewnego czasu „czystym” i – przede wszystkim – panicznie bał się igieł, nigdy niczego sobie nie wstrzykiwał, i to obudziło wątpliwości Jacka. Próbując rozwikłać sprawę dowiedział się, że jego zmarły przyjaciel był także jednym z najlepszych hakerów oraz… miłośnikiem opery, a dokładniej pewnej czarnoskórej pieśniarki, żony współwłaściciela Horizonu – wchodzącej na giełdę firmy produkującej leki. A to, jak łatwo się domyślić, doprowadziło w konsekwencji do konfrontacji nieliczącego się już prawnika z potężnym koncernem farmaceutycznym.

Znośna, choć nieco wydumana fabuła, ale warsztat pisarski średniej jakości. Z wielkim trudem opierałem się pokusie pomijania co większych dłużyzn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz