wtorek, 29 lipca 2025

Sąsiadów naród nie wybiera

 „Tatuaż z tryzubem” – Ziemowit Szczerek

Trochę to reportaż, trochę luźne notatki, wrażenia, spostrzeżenia z podróży do Ukrainy. Niejednej zresztą. Podczas lektury wiele razy musiałem sobie przypominać, że to zapiski bardzo subiektywne. Szczerek jest znakomitym dziennikarzem, ale przecież nie wszystko widział i słyszał, nie wszędzie był. Dochodzi do tego osobista interpretacja spraw i zdarzeń. Więc żeby nie przyszło mi do głowy, że teraz to ja już wiem, jaka jest Ukraina i na czym polega ukraińskość – choć autor wydaje mi się wiarygodny.

Rozmówca zdaje się wierzyć, że amerykańscy masoni uratują nie tylko Ukraińców, ale i cały świat. Nie ma raczej wątpliwości, że nie jest to przekonanie i nadzieja większości Ukraińców. Tutaj to tylko (zabawna) anegdota.
Wielu mieszkańców tego kraju nazywa swoje pieniądze (hrywny) rublami. Nie sądzę, żeby to była jakaś polityczna manifestacja. Raczej wieloletnie przyzwyczajenie.
Jeśli jest tam jakaś sensowna infrastruktura, to tylko jako pozostałość po ZSRR, bo Ukraińcy potrafią tylko malować. Zwykle na żółto-niebiesko, ale takie na przykład koszary, to na różowo, a pomnik bolszewika z dawnych czasów, na złoto. Bo nie wszystkie komunistyczne pomniki usunęli. Lenina i Stalina owszem, jak najbardziej, ale byli też inni... dobrzy ludzie.
Jedni manifestacyjnie mówią po ukraińsku, drudzy manifestacyjnie po rosyjsku. Nie wszystkim podoba się zmienianie im urzędowo imion rosyjskich na ukraińskie.
Pomniki, ulice, place imienia Bandery (tego od banderowców, UPA i sotni tryzuba) są wszędzie. Wśród Polaków może to rodzić mieszane uczucia – delikatnie rzecz biorąc.

Ziemowit Szczerek pisze w swojej książce o bardzo wielu rzeczach, także o historii Ukrainy i Polski, i o manipulowaniu nią przez władze takie lub inne, w różnych okresach historii. Niektóre pomysły wydają się groteskowe, ale... Jak pokazuje najnowsza historia Polski, Polacy są w stanie uwierzyć w nie takie brednie. Przynajmniej niektórzy.

„Tatuaż z tryzubem” to obraz pewnego czasu – ten kraj nieustannie się zmienia, a jego mieszkańcy pewnie wkrótce wymyślą, co zrobić z niepodległością, która na nich, jakoś tak, spadła, za którą, najwyraźniej, nie wszyscy tęsknili.

Bardzo ważnym elementem, samodzielną wartością, jest język autora „Tatuażu z tryzubem”. Przy zalewie powieści autorstwa królowych polskiego kryminału oraz mistrzów polskiej sensacji, fantastycznym wrażeniem jest warsztat Pisarza. Wtedy, podobnie jak u Głowackiego, mniej ważne staje się to, co napisał, od tego, jak to zrobił. A bardziej łopatologicznie – samo czytanie sprawia przyjemność.

Jak wybiera się papieża Kk

 „Konklawe” – Robert Harris

Książka i tematyka znana, choćby z filmów. Harris prezentuje konklawe (procedurę wyboru nowego papieża) od wewnątrz. Oczywiście to, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami Kaplicy Sykstyńskiej, jest w tym przypadku teoretyczne, ale reszta, a zwłaszcza formalna strona tego procesu wydaje się opracowana rzetelnie. Ostatecznie to dyskusje kardynałów są tajne, ale nie dokumenty regulujące przebieg konklawe.

Ta akurat pozycja nieco mnie zaskoczyła – nie wszyscy walczący o tron kardynałowie to kanalie i szuje, niektórzy wydają się (prawie) czyści albo ich przewiny rzeczywiście niezbyt wielkie.

niedziela, 27 lipca 2025

Nieprawdopodobna groteska

 „Dziwne obrazki” – Uketsu                     

Sasaki i Kurihara, przyjaciele, studenci, analizują blog Rena Nanashino i starają się rozwikłać związane z nim zagadki. Przykład, punkt wyjścia:

„Kupiłem cały wielki tort, żeby to uczcić. Drogi, ale niesamowicie pyszny. Tak dobry, że zjadłem dwa kawałki. Yuki gniewała się, że przez to obżarstwo na pewno utyję (^_^);;; Pozostałe cztery kawałki schowałem do lodówki na jutro. Już się nie mogę doczekać!”*.

I teraz uwaga. Mając do dyspozycji tych sześć zdań, Kurihara wymyśla, że:
a) Yuki, żona Rena (autora bloga) też jadła tort.
b) Yuki zjadła dokładnie jeden kawałek tortu.
c) Tort musiał być pokrojony na osiem kawałków.
d) Stąd wniosek, że w domu Yuki i Rena był ktoś jeszcze i to on zjadł jeden kawałek tortu (ups!).

Czy w cytowanych sześciu zdaniach potrafi ktoś wskazać informację, że Yuki w ogóle jadła tort? Czy w cytowanych sześciu zdaniach potrafi ktoś wskazać informację, że tort został pokrojony na osiem kawałków? Spróbujcie pokroić tort na osiem kawałków albo narysować koło na kartce i podzielić je na osiem części. Nie takie to proste, prawda, choć oczywiście możliwe. Standardowe torty o przeciętnej średnicy kroi się zazwyczaj na 12-16 porcji; mniejsze na 6, bardzo duże na 32. Czy w cytowanych sześciu zdaniach albo i całym blogu potrafi ktoś wskazać informację, że w domu Yuki i Rena, mieszkał ktoś jeszcze?

W jednym z opowiadań Conan Dolye’a główny bohater, detektyw Sherlock Holmes, uważnie ogląda laskę, a konkretnie bada pozostawione na niej ślady zębów. Po ich rozmieszczeniu i szerokości uznaje, że właściciel laski ma psa wielkości spaniela (rozstaw szczęk), któremu czasem pozwala nieść swoją laskę. Proste to i możliwe.
Ta sama sytuacja w wersji autora „Dziwnych obrazków”. Uketsu uważnie ogląda laskę, a konkretnie bada pozostawione na niej ślady zębów i już po chwili odkrywa prawdę: właściciel laski ma kanarka o imieniu Mbipi, którego czasem wystawia w klatce do ogrodu. Do ptaka zaczął się dobierać kot sąsiadki, więc Uketsu bierze swoją laskę i... W tym momencie kota sąsiadki atakuje szakal. Uketsu odgania go laską, którą szakal raz czy drugi gryzie. I już wiadomo, skąd wzięły się na lasce ślady zębów. A imię Mbipi dowodzi, że właściciel ptaka był w dzieciństwie adoptowany.
Absurdalne to i kompletnie urojone. Brednie bez sensu ściągnięte z sufitu w jakimś odmiennym stanie świadomości. Dokładnie tak, jak te dziwolągi z tortem. A może tort podzielony był jednak na 12 porcji, więc w domu było jeszcze pięć tajemniczych osób?

Przykład z tortem jest, owszem, wyjątkowo cudaczny, ale w książce jest znacznie więcej mocno naciąganych stwierdzeń, które nie mają kompletnie nic wspólnego z rzeczywistością.

„Jaki kolor kredki wybierze dziecko, które chce usunąć coś, co mu się nie podoba? Nie było nawet nad czym się zastanawiać. Oczywiście białą”*.

Białą świecową kredką można zakryć nieudaną część czarnego rysunku? Naprawdę? Może dobrze byłoby najpierw spróbować? Albo przypomnieć sobie własne dzieciństwo. Dziecko mogłoby zrobić coś takiego raz w życiu, żeby przy tej okazji zorientować się, że to zupełnie nie działa.

Zalety. Książkę czyta się bardzo szybko i nie tylko dlatego, że to zaledwie 270 stron. Ten kryminał jest po prostu wciągający – trudno się oderwać, bo pytanie, jaką jeszcze komplikację i dziwactwo wymyśli autor, do samego końca pozostaje otwarte. Treść pochłania się wyjątkowo szybko także dlatego, bo powieść (o ile tak można to nazwać, a wątpię – moim zdaniem to opowiadanie) prawie w ogóle nie zawiera opisów. Nie wiadomo, jak ktoś wyglądał, w co był ubrany, jak wyglądało jakiekolwiek wnętrze... jest tylko dynamiczna akcja, zdarzenia i spekulacje. Także trochę topornych rysunków.
Pamiętam, jak w podstawówce z niechęcią podchodziliśmy do książek, zawierających dużo opisów. Obowiązkowa lektura bywała znośna tylko wtedy, kiedy stale coś się w niej działo. Pomyślałem więc sobie, że „Dziwne obrazki” na pewno będą się podobały wielu polskim czytelnikom.

Czy, gdyby tegoż autora wydano po polsku coś jeszcze, chciałbym przeczytać? Na początku „Dziwnych obrazków” musiałem podjąć decyzję: wywalić to, bo autor arogancko obraża moją inteligencję? Albo uznać to wszystko za eksperyment i żart i postanowić (tak – postanowić) mimo wszystko dobrze się bawić? Bo wartości innej niż średniej jakości rozrywka to „dzieło” nie ma żadnej. Więc na kolejną pozycję być może przeznaczyłbym 2-3 godziny, głównie żeby sprawdzić, jakie dziwolągi wymyślił tym razem.




---
* Uketsu, „Dziwne obrazki”, Warszawa, 2025 (pierwsze wydanie w Japonii w 2022 roku), tytuł oryginalny: „Strange Pictures” (jak to, to nie japoński???), przekład Sara Manasterska, e-book, konwersję do wersji elektronicznej wykonano w systemie Zecer.

środa, 23 lipca 2025

Podobni, jednak nie tacy sami

 „Żołnierze Hitlera. Wehrmacht na polu walki” – Stephen G. Fritz

Stephen G. Fritz to emerytowany obecnie profesor historii Uniwersytetu Stanowego w Tennessee (Illinois). Jego specjalnością jest historia Europy XIX i XX wieku, ze szczególnym uwzględnieniem Niemiec XX wieku. Poza „Żołnierzami Hitlera”, wydanymi po raz pierwszy w 1995 roku, autor kilku książek na podobne tematy, na przykład: „The First Soldier: Hitler as Military Leader”, „Endkampf: Soldiers, Civilians, and the Death of the Third Reich”, „Ostkrieg: Hitler's War of Extermination in the East”.

To nie jest typowa książka historyczno-wojenna, a przeczytałem takich wiele. Było w nich o strategii, technice, taktyce, o wpływie najnowszych technologii na wynik poszczególnych działań i całych wojen, o decyzjach wielkich dowódców, które przynosiły wygrane lub spektakularne porażki, wreszcie o zmiennych sojuszach i polityce. Natomiast, jak sam tytuł wskazuje, „Żołnierze Hitlera” to pozycja dotycząca szarych, zwyczajnych żołnierzy, szeregowych, podoficerów i czasem tylko oficerów, ale działających na polu walki, najczęściej na terenie ZSRR, choć nie tylko, a nie generałów w ich centrach dowodzenia w bezpiecznych bunkrach na tyłach.

„...niniejsza książka nie jest o wojnie, tylko o żołnierzach: przeciętnych, często anonimowych niemieckich żołnierzach drugiej wojny światowej. Wojna jako taka przewija się w tle, wokoło, ale tak jak sceneria wielkiej tragedii teatralnej stanowi istotę ludzkich losów i cierpień, zbiorowe doświadczenie grupy ludzi, grupy połączonej wspólnymi staraniami, by znieść to, co nieznośne. To rzecz o strachu i odwadze, o koleżeństwie i bólu, o odczuciach żołnierzy w warunkach skrajnego stresu i o niewyobrażalnych wrażeniach, będących skutkiem wojny; o znojnym zawiązywaniu i odtwarzaniu relacji międzyludzkich po którejś z militarnych katastrof i ponownym ich zrywaniu przez następną klęskę” [1].

Kolejne rozdziały ułożone zostały częściowo i do pewnego stopnia chronologicznie, ale także tematycznie. Zaczyna się od przeżyć i doświadczeń poborowych w koszarach i ośrodkach szkoleniowych. Starsi czytelnicy mogą to sobie porównać z własną zasadniczą służbą wojskową. Później front wschodni i jego okropieństwa, relacje damsko-męskie (skromniutko), niesamowita przyjaźń, a nawet braterstwo żołnierzy Wehrmachtu, nie spotykane w żadnym innym wojsku, pogoda i inne.

„Pomimo upowszechnionego wizerunku drugiej wojny światowej jako cyklu kampanii błyskawicznych, prowadzonych przez zmechanizowane wojska, w istocie większość niemieckich frontowców wkraczała pieszo do Polski, Francji, na Bałkany, do Rosji i na inne bitewne pola. Stąd też pewne czynniki, które zwykle miewają dla historyków drugorzędne znaczenie: takie jak klimat, ukształtowanie terenu, a także choroby, brud oraz brak schronienia i prywatności bardzo liczyły się w codziennym żołnierskim życiu” [2].

Bywa, że autor prezentuje, w formie cytatów, różnego typu zapiski żołnierzy, ale gdy o podobnych przeżyciach mówiło/pisało wielu, wtedy robi to jakby hurtem, syntetycznie. Na przykład większość z nich doświadczała napadów potwornego strachu, nieomalże obłędu z przerażenia, ale wielu także momentów jakiegoś ekstatycznego szczęścia.

Nie chodzi w tych relacjach o zdjęcie odpowiedzialności czy wybaczenie, na coś takiego jestem szczególnie wyczulony, ale o zrozumienie, które nie jest usprawiedliwieniem. A wtedy, choć większość żołnierzy było wyznawcami narodowego socjalizmu (nazizmu) w jego hitlerowskiej wersji, to jednak nie wszyscy. Wtedy możliwe stają się rzadkie odruchy współczucia.

Może nie porywająca, ale dobra pozycja, choć przez powtarzalność określonych stanów emocjonalnych i postaw, zdarzeń, sytuacji, może się wydawać odrobinę nurząca. Jednak powtarzalność ta powoduje wrażenie tym większej rzetelności.
Uwaga techniczna: z mojego egzemplarza książki wypadają kartki.







---
[1] Stephen G. Fritz, „Żołnierze Hitlera. Wehrmacht na polu walki”, przekład Grzegorz Siwek, wyd. RM, wyd. III, s. 18.
[2] Tamże, s. 169.





Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.

czwartek, 17 lipca 2025

Nikt nie rodzi się mordercą?

 „Mąż, ojciec, zbrodniarz. Prywatne życie Reinharda Heydricha” – Nancy Dougherty i Christopher Haupt-Lehmann

Nancy Dougherty rozmawiała z Liną Heydrich wielokrotnie, prawdopodobnie w latach siedemdziesiątych – Lina von Osten Heydrich zmarła w 1985 roku. Zbierając materiały do książki, Dougherty rozmawiała także z dziesiątkami innych osób, zbadała setki dokumentów. Autorka nie skończyła pracy nad biografią Heydricha, zmarła na chorobę Alzheimera. Maszynopis, notatki i zapiski zostały zredagowane, a praca dokończona przez dziennikarza i recenzenta "New York Timesa" Christophera Lehmanna-Haupta.

Reinhard Heydrich był szefem Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy, pełnił obowiązki protektora Czech i Moraw, w styczniu 1942 przewodniczył konferencji w Wannsee, która sformalizowała plany ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej, to jest początkowo deportacji, a ostatecznie wymordowania wszystkich Żydów w Europie.
Nazywano go katem Gestapo, rzeźnikiem Pragi, miał reputację bezlitośnie skutecznego zabójcy. Był zastępcą Heinricha Himmlera. Uznawano go za wzór nazistowskich (czyli narodowo-socjalistycznych) ideałów, zarówno jeśli chodzi o wygląd, jak i sprawność fizyczną oraz inteligencję.

Zamach o kryptonimie „Operacja Anthropoid” został przeprowadzony w Pradze przez działaczy ruchu oporu Jozefa Gabčíka i Jana Kubiša 27 maja 1942 r. Heydrich wpadł w zasadzkę zorganizowaną przez grupę czeskich i słowackich żołnierzy, wyszkolonych przez brytyjski Special Operations Executive wysłanych przez czechosłowacki rząd na uchodźstwie. Heydrich sam zamach przeżył, ale zmarł w szpitalu w wyniku wielu obrażeń, a konkretnie sepsy, 4 czerwca 1942 roku.

„Mąż, ojciec, zbrodniarz” to wyjątkowo obszerna praca, ponad 660 stron, może nawet zbyt obszerna. Oprócz Reinharda Heydricha i jego rodziny autorzy przedstawiają, i to dość szczegółowo, wiele innych osób – współpracowników, sprzymierzeńców, przeciwników, wrogów, konkurentów (przyjaciół Heydrich raczej nie miał). Jest to też opowieść o czasach, okolicznościach, warunkach, w jakich bohaterowie podejmowali określone decyzje. Sporo jest w książce zarówno historii, jak i psychologii. Czego jest najmniej? Prywatnego życia Heydricha.

Z biografii Heydricha dowiedzieć się można naprawdę dużo, natomiast nie ma w niej odpowiedzi – jeśli autorzy takowej szukali – na pytanie: jak to jest, że wykształcony Europejczyk, zmienia się w ludobójcę? Jednak takiego wyjaśnienia nie ma nigdzie. Nie znalazła go Hannah Arendt („Eichmann w Jerozolimie - rzecz o banalności zła”, „Korzenie totalitaryzmu”), nie znalazł Józef Łaptos („Historia Belgii”), ani inni badacze, którzy zastanawiali się, jak cywilizowani Belgowie za czasów króla Leopolda II Koburga, koniec wieku XIX i na początku XX wieku, wymordowali kilkanaście milionów Kongijczyków. Przykładów potwornych zbrodni ludobójstwa jest w historii ludzi wiele. Może rzeczywiście wszyscy jesteśmy zbrodniarzami, a reszta to tylko okoliczności?

sobota, 12 lipca 2025

My i oni: jak widzimy to dzisiaj

 Café Auschwitz” – Dirk Brauns

Wielbicieli i miłośników kilkudziesięciu, a może już kilkuset, wydanych w Polsce „auschwitzów”, od razu informuję, że to nie jest książka o okropnych okropieństwach i potwornościach (prawdziwych lub zmyślonych przez polskie autorki i autorów) niemieckiego obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Owszem, obóz jest w powieści obecny nieomalże stale, ale jakby z innej perspektywy.

Pierwsze kartki musiałem przeczytać dwa razy, bo nie do końca rozumiałem, kto, kiedy, gdzie, z kim i po co się spotkał. Chodziło zapewne o dość nietypową sytuację: bohaterem jest Niemiec z NRD, który uczy historii i języka niemieckiego w niemieckiej szkole w Warszawie.

Ze Wstępu autorstwa Zofii Posmysz, znanej pisarki:
„Znakomita książka. Jej tematem jest przyjaźń młodego Niemca z Januszem, byłym więźniem obozu Auschwitz-Birkenau, stanowiąca fabularną oś utworu. Historia przedstawiona bez upiększeń, w poetyce wręcz reportażowej, porusza autentyzmem, pobudza do myślenia, a może i do przewartościowania stereotypowych zapatrywań. Kompozycja sprawia, że czyta się ten quasi-reportaż jak powieść sensacyjną: przeplatają się wątki, realia, zmienia się odpowiednio poetyka. Poznajemy prywatne życie narratora, nauczyciela w niemieckiej szkole w Warszawie, i zaburzenia w tym życiu po poznaniu Janusza. Następują zwroty akcji: uczestnictwo w pracach wolontariuszy niemieckich w Muzeum Auschwitz-Birkenau, późniejsza z Januszem wyprawa do Oświęcimia, uczestnictwo w zjeździe byłych więźniów i spotkania z niemieckimi „turystami”, niekonwencjonalnie, werystycznie opisane, wreszcie podróż do Niemiec w poszukiwaniu byłego esesmana, którego Janusz jakoby pamiętał z pobytu w obozie” [1].

Alexander Amberg, trzydziestoparoletni Niemiec, mieszka w Polsce wraz z partnerką Brittą; oboje są nauczycielami w niemieckiej szkole w Warszawie. Amberg nie jest zbyt dobrym nauczycielem, praca zawodowa wiele go kosztuje, a swoje dydaktyczne wyniki ocenia raczej krytycznie. Od początku zdawał sobie sprawę, że to raczej nie jest zawód dla niego, ale innego pomysłu też nie miał. Zastanawiałem się podczas lektury, jak to jest, że Niemcowi z NRD bardziej pasowała Warszawa niż Niemcy (BRD) po zjednoczeniu...

Alex Amberg spotyka przypadkowo w kawiarni Corso Janusza, byłego więźnia niemieckich obozów koncentracyjnych, głównie w Oświęcimiu, obecnie osiemdziesięcioośmiolatka. Panowie wiele rozmawiają, Niemiec staje się jakby powiernikiem starego Polaka; razem jadą do Oświęcimia i nie tylko. Do pewnego stopnia panowie wspólnie odkrywają powojenne losy zbrodniarza wojennego, członka SS, Hieronymusa Wegenera.

„Przeszliśmy do kuchni i pokazał mi swoją »kartę personalną więźnia«. Sfatygowany dokument zawierał następujące informacje: »Janusz Cichowski, urodzony 3 VII 1920 we Lwowie, ostatnio zamieszkały Lwów, ul. Łyczakowska 33, skierowany przez Policję Bezpieczeństwa we Lwowie, numer obozowy 28051, numer bieżący 6344, 22 VI 1943 – 11 IV 1945 więziony w obozach koncentracyjnych i w dniu 11 IV 1945 wyzwolony z kL Buchenwald koło Weimaru«” [2].

63 lata po mordzie dokonanym na 482 cywilach w górskiej wiosce Pavros, grecki sąd skazał za tę masakrę untersturmführera Wegenera oraz kilku innych byłych żołnierzy SS. Janusz Cichowski przeczytał o tym w jakiejś gazecie i stwierdził, że prawdopodobnie zna Wegenera z czasów obozowych. W tej sytuacji Alexander Amberg zdecydował, że pojedzie do Niemiec spotkać się i porozmawiać z ludobójcą, który obecnie żyje ponoć w domu spokojnej starości Domana w Netzbeck, małym miasteczku koło Bremy.

Do tego momentu zastanawiałem się, jaki cel chciał osiągnąć autor, o co, tak naprawdę, chodzi w „Café Auschwitz”? Nie było to całkiem jasne, zwłaszcza że relację niemieckiego nauczyciela i starego byłego więźnia, raczej trudno byłoby jednoznacznie nazwać przyjaźnią. Jednak gdy Amberg rozmawiał z sąsiadką Wegenera w domu starców, moje podejrzenia się wyklarowały – w książce nie chodzi o Oświęcim i obóz, ale o skrajnie różne, wręcz ekstremalnie odmienne postawy i przekonania współczesnych Niemców i Polaków na temat zbrodni wojennych. W książce obecnych jest też kilka innych wątków, a akcja dzieje się raz w Polsce, raz w Niemczech.

„Café Auschwitz” zdecydowanie nie jest pozycją porywającą, ale mimo to polecam, choć nie tym, którzy lubują się w „auschwitzach”. Tym drugim proponuję:

„Bokser z Auschwitz” - Marta Bogacka,
„Położna z Auschwitz” - Magdalena Knedler,
„Tajemnica z Auschwitz” - Nina Majewska – Brown,
„Dziewczęta z Auschwitz” - Sylwia Winnik,
„Bajki z Auschwitz” - Jadwiga Pinderska-Lech, Jarek Mensfelt,
„Pozdrowienia z Auschwitz” - Paweł Szypulski,
„Orkiestra z Auschwitz” - Marcin Lwowski,
„Romeo i Julia z KL Auschwitz” - Ireneusz Wawrzaszek,
„Anioł życia z Auschwitz” - Nina Majewska – Brown,
„Przystanek Auschwitz” - Anna Kowalczyk, Lidia Grzegórska,
„Auschwitz. Rezydencja śmierci” - Adam Bujak,
„Ostatnia ,,więźniarka'' Auschwitz” - Nina Majewska – Brown,
„Lekarz z Auschwitz” - Szymon Nowak,
„Fotograf z Auschwitz” - Anna Dobrowolska,
„Auschwitz. Piekło dusz” - Damian Tomecki,
„W krematoriach Auschwitz” - Filip Müller,
„Z Auschwitz do nieba” - Ryszard Szwoch,
„Usługiwałem esesmanom w Auschwitz” - Józef Seweryn,
„Chłopiec, który przeżył Auschwitz” - Tomasz Wandzel,
„Dwie twarze. Życie prywatne morderców z Auschwitz” - Nina Majewska – Brown.




---
[1] Dirk Brauns, „Café Auschwitz”, przekład Wojciech Włoskowicz, wyd. Akcent, 2013, s. 7.
[2] Tamże, s. 61.


sobota, 5 lipca 2025

Wielki bohater tamtych dni

 „Czerwony snajper. Wspomnienia z frontu wschodniego” – Jewgienij Nikołajew

Po lekturze książki „Niemiecki snajper na froncie wschodnim. Wspomnienia Josefa Allerbergera” Albrechta Wackera (https://autopamflet.blogspot.com/2025/07/bardzo-duga-droga-do-domu.html), kilka dni temu, przyszła kolej na tę samą wojnę, ten sam front, ale armię radziecką, a nie niemiecką. Spojrzenie na te same wydarzenia, ale jak gdyby od drugiej strony. Sięgnąłem po „Czerwonego snajpera. Wspomnienia z frontu wschodniego” Jewgienija Nikołajewa, żeby porównać.

Wspominałem już przy okazji lektur książek historycznych, że interesują mnie niektóre z nich, bo w końcu, w ostatnim okresie (5-7 lat) zaczęły się pojawiać opracowania bardziej rzetelne, sensowne i prawdziwe, niż miało to miejsce przez kilkadziesiąt poprzednich dekad. W przypadku „Czerwonego snajpera” dałem się oszukać. Rok pierwszego wydania: 2017, rok pierwszego wydania polskiego: 2018... niby tak, ale nie do końca. Z przedmowy wynika, że powstała ona na bazie pierwszej książki Nikołajewa, „Gwiazdy na karabinie”, z połowy lat osiemdziesiątych dwudziestego wieku. A to oznacza, że jest propagandowa znacznie bardziej, niż wydawało mi się to możliwe.

Jewgienij Nikołajew (urodzony w 1920 roku) do wybuchu wojny, czyli do momentu niecnej zdrady Hitlera, pracował jako scenograf w teatrze. Podobno zawód ten szczególnie przygotował go do roli snajpera; może chodziło om spostrzegawczość albo o zdolność zapamiętywania detali. Z oddziałami Armii Radzieckiej doszedł do Berlina

Jewgienij Nikołajew nie służył w regularnym wojsku, ale głównie w 154 Pułku Piechoty i 14 Pułku Piechoty Zmotoryzowanej z 21 Dywizji Piechoty Zmotoryzowanej Wojsk NKWD, a to oznacza, że albo nie dostrzega w swojej książce problemów komunizmu, albo usprawiedliwia, a nawet gloryfikuje posunięcia Związku Radzieckiego.
Autor, opisując kolegów z jednostek, w których służył, określa ich jako: oddanych, odważnych, sumiennych, szczerych, wesołych, odpowiedzialnych, zdyscyplinowanych, przyjaznych, świadomych politycznie, lojalnych, obowiązkowych, wytrwałych, bezinteresownych, dokładnych, dobrodusznych, pracowitych itp. Dowódcy, w tym komisarze polityczni, są dodatkowo doświadczeni, mądrzy i zawsze mają rację. Niemców rzadko nazywa Niemcami, bo zwykle są to faszystowskie szumowiny, plugawi hitlerowcy, odrażający bandyci i inne w tym stylu. Jednak nawet takim kanaliom i szujom dzielni radzieccy snajperzy starali się strzelać w głowę lub serce, żeby się nawet tak parszywe hitlerowskie świnie nie męczyły.

Trudno znaleźć obecnie jakieś realne wartości w tej publikacji. Na pewno wiele wydarzeń i sytuacji jest w niej prawdziwych, ale jeżeli nie wiadomo, które to są, bo 60% to radziecka propaganda, to po co się męczyć?

piątek, 4 lipca 2025

Nikła szansa na odmianę losu

 „Samotny wilk” – Jo Nesbø

Rok 2022. Holger Rudi, pisarz, autor kryminałów typu true story, przyleciał z Oslo przez Rejkiawik do Minneapolis, by zrobić research (badania terenowe) w dzielnicy gangów Jordan i lepiej poczuć miejsce, w którym sześć lat wcześniej doszło do zbrodni. Rudi planuje napisać książkę o tych wydarzeniach. Zamierza przedstawić tę historię z punktu widzenia mordercy i policjanta. I to właśnie jest ideą powieści Jo Nesbø: pomieszane relacje zabójcy, detektywa (Bob Oz) i pisarza. Trzeba uważać, bo łatwo się pogubić.

Na początku trochę... nie, chyba jednak bardziej niż trochę, wszystko to jest pomieszane; nie do końca rozumiałem, kto jest kim, co jest fikcją i wyobraźnią pisarza (Holgera, a nie Nesbø), a co realnym zdarzeniem. Kolejne rozdziały dzieją się w różnych latach: 2022 oraz 2016.
Na dokładkę w każdym planie czasowo-osobowym pojawia się postać taksydermisty, preparatora i wypychacza zwierząt. Autor powstającej powieści też za kogoś takiego się uważa... w pewnym sensie.

„Mam ochotę stwierdzić, że jestem taksydermistą. Preparatorem. Że jestem tu, aby zdobyć skórę, w którą ubiorę postać, gotową już historię. To obraz prześladujący mnie w ostatnich miesiącach, tytuł, który sam sobie nadałem”*.

Wątek podstawowy, kryminalny lub raczej sensacyjny, nie jest jedynym ważnym w powieści. Tematem ważnym i wyjątkowo trudnym jest psychiczna reakcja człowieka na wydarzenie traumatyczne, a konkretnie stratę, ale też możliwość zmiany, szansa na nią, zanim resztę życia pochłonie chaos i mrok.

„Z twarzą przyciśniętą do szyby zaglądam do Town Taxidermy. W zaciemnionym lokalu dostrzegam wielkiego niedźwiedzia stojącego na dwóch łapach i jelenia z imponującym porożem. Zakład otwiera się dopiero za godzinę, ale nie jestem umówiony z właścicielem. Chciałem tu po prostu zajrzeć, skoro tędy przejeżdżaliśmy.
Uświadamiam sobie, że to dziwny zawód, odtwarzanie czegoś, co było. Chociaż kiedy kilka miesięcy temu rozmawiałem z taksydermistą, który prowadzi ten zakład, powiedział mi, że wypychanie zwierząt nie jest wcale odtwarzaniem, lecz tworzeniem. Że to nie jest faktyczne odwzorowanie, tylko fikcja. Przekazuje coś, co jest umieszczone w kontekście, w taki sposób, że można to poczuć, i dlatego potrafi być prawdziwsze niż zimne, wyizolowane fakty. Wtedy uświadomiłem sobie, że pisząc tę książkę, właśnie to robię. Jestem taksydermistą”*.

Po lekturze mogą pojawić się różne przemyślenia. Wynikają one z treści powieści, ale dotyczą także kwestii ogólnych, zwyczajnych, codziennych i życiowych. Na przykład, że wyjaśnienie nie jest usprawiedliwieniem. Albo to: moje zachowanie świadczy o mnie, twoje zachowanie świadczy o tobie – nigdy nie odwrotnie.

Po „Samotnego wilka” sięgnąłem tylko dlatego, że zachwyciło mnie „Królestwo” tegoż autora, ale... to jednak nie ten poziom, nie ta jakość. A szkoda.



---
* Jo Nesbø, „Samotny wilk”, przekład Iwona Zimnicka, wyd. Dolnośląskie, 2025, e-book, konwersja: eLitera s.c.

wtorek, 1 lipca 2025

Bardzo długa droga do domu

 „Niemiecki snajper na froncie wschodnim. Wspomnienia Josefa Allerbergera” – Albrecht Wacker 

W ostatnich latach, interesują mnie pozycje z niedawnej historii, ale chodzi mi o relacje prawdziwe, bo takie od niedawna zaczęły się czasem ukazywać. Zwykle są to opracowania popularno-naukowe, ale nie zawsze; czasem to powieści oparte na prywatnych przekonaniach autora. Za najważniejsze jednak uważam kwestię, jak autor to zrobił. Bo historię można opisywać różnie: przygodowo („Złoto dla zuchwałych”, „Działa Nawarony”), można epatująco i odrażająco (”Widziałem jak umierają”, „Koła terroru”), można propagandowo („Nikt nie rodzi się żołnierzem”, „Żywi i martwi”), można na kilka innych jeszcze sposobów. Książka Wackera jest w tej sytuacji trudna do sklasyfikowania. Pierwsza część jest przygodowa, druga historyczna i dokumentalna.

Fakt, że w publikacji tej nie podano jakichkolwiek źródeł to głupstwo wobec braku informacji o relacji Wackera z Allerbergerem. Nie dowiedziałem się, czy Allerberger opowiadał, a Wacker słuchał, czy może w ręce Wackera wpadł jakiś dziennik Allerbergera – kompletnie nie wiadomo, skąd autor wytrzasnął wspomnienia Allerbergera.
Kolejna ciekawostka – powieść pisana jest w trzeciej osobie, a jej bohaterem jest jakiś Sepp. Po lekturze 3-4 rozdziałów zacząłem się domyślać, że Sepp to Josef Allerberger, ale dlaczego? Nie, Sepp to nie jest zdrobnienie od Josef, to samodzielne imię. Zaintrygowało mnie to na tyle, że szukałem informacji o tej książce w Internecie. Okazało się, że w wersji angielskiej nosi ona tytuł „Sniper on the Eastern Front: The Memoirs of Sepp Allerberger, Knights Cross”*. I tak pozostały domysły.

Wartość dokumentalną, historyczną, mają na pewno zawarte w książce zdjęcia. Bywa, że wstrząsające, na przykład fotografia zwłok Balduina Mosera (obserwatora i towarzysza Seppa), któremu rosyjski pocisk eksplodował w ustach albo pierwszej ofiary Allerbergera, Rosjanina, którego snajper trafił w oko. Poza tym zdjęcia dokumentów. Pierwsza część książki, powieści historycznej, ma wartość literacką i emocjonalną.

„Na froncie wschodnim wstawał promienny letni poranek. Nocna rosa nadawała ogrzewającemu się powietrzu zapach ziemi i trawy” [1].
Wacker tam był pięćdziesiąt lat temu, zapamiętał? A może takie detale sprzed pół wieku pamiętał Josef Allerberger?

„W tej krytycznej sytuacji sprzyjało mu szczęście, bo jego dowódca – najgorszy, mający niejedno na sumieniu frontowy łotr – pomimo trudów walk wykazywał wrażliwość na losy wszystkich młodych żołnierzy w oddziale” [2].
Ani nazwiska tego łotra, ani wyjaśnienia, dlaczego niby był łotrem i na czym jego łotrostwo polegało; kolejna i jedna z bardzo wielu emocjonalnych zagrywek autora. Choć może to być prawda, nie da się czegoś takiego traktować poważnie w kategoriach historycznych i dokumentalnych. W powieści przygodowej wszystko jest w porządku.

„Nie musisz się stary martwić, przydarzyło się to już każdemu z nas. Trzeba to zwyczajnie przetrwać. Lepiej czysto zwymiotować, niż zanieczyszczać spodnie kałem” [3].
Tak miał niby powiedzieć zahartowany w bojach żołnierz, gdy Sepp wymiotował na widok jakichś okropieństw. Kłopot w tym, że jest to zupełnie niewiarygodne. Ale bez problemu uwierzyłbym, gdyby frontowy żołnierz powiedział w męskim gronie do innego żołnierza: „lepiej się porzygać niż zesrać”.

Ale uwaga! To, że większa część powieści jest historycznie i naukowo niedostatecznie (albo i nijak) udokumentowana, nie znaczy, że jest zła. Trochę przygody, trochę makabreski typu flaki, krew i mózg, trochę opisów starć – bardzo do siebie podobnych i nużąco jednostajnych. W sumie opowieść o cofaniu się wojsk niemieckich przed napierającą ofensywą wojsk radzieckich; od czasu do czasu jakaś kontrofensywa, ale bez większej szansy na powodzenie. I wreszcie trupy i śmierć, po obu stronach, i to w tysiącach. Marsz skrajnie wyczerpanych i głodnych Niemców po bagnie, błocie lub śniegu, zacięta walka na odległość lub wręcz, ucieczka z okrążenia, kolejne wycofywanie się i tak w kółko przez większą część tej powieści. Albrecht Wacker napisał ją tak, że czytelnik prawie współczuje niemieckim żołnierzom – nie dostają uzupełnień, wsparcia, dostatecznego zaopatrzenia, a straszni, brutalni Rosjanie nadchodzą dziesiątkami tysięcy i po prostu mordują. Pojawiają się określenia typu nasi bohaterowie, niezłomni lub nieustraszeni wojownicy itp.

Po ponad roku służby na froncie wschodnim i wielu sukcesach snajperskich Sepp zostaje wysłany na specjalistyczne szkolenie snajperów oraz urlop. Po powrocie do swojej jednostki zauważa, że sytuacja mocno się zmieniła. Rumunia podle zdradziła Rzeszę i Hitlera, i przyłączyła się do Rosjan. Od tego momentu charakter książki się zmienia i staje się ona bardziej dokumentalna i rzetelnie historyczna. Różnica jest znaczna, jakby te rozdziały pisał ktoś inny. Gdyby cała taka była...

Historia kończy się, gdy Allerberger po kapitulacji Niemiec wraca do swojej wioski pod Salzburgiem.

Ostatecznie – jakość średnia; sporo dłużyzn, więc można przeczytać, ale nie trzeba.



---
[1] Albrecht Wacker, „Niemiecki snajper na froncie wschodnim. Wspomnienia Josefa Allerbergera”, przekład Jacek Falkowski, wyd. RM, wydanie drugie, 2025, s.19.
[2] Tamże, s. 26.
[3] Tamże, s. 46.
* https://www.goodreads.com/book/show/18956666-sniper-on-the-eastern-front
https://www.amazon.com/Sniper-Eastern-Front-Memoirs-Allerberger-ebook/dp/B005586WRW?ref_=ast_author_dp




Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.