wtorek, 9 września 2025

Matthew Perry już nie cierpi

 „Przyjaciele, kochankowie i ta Wielka Straszna Rzecz” – Matthew Perry

Przeczytałem wiele książek na temat uzależnienia od alkoholu, więc moja wiedza na ten temat jest odrobinę wyższa od średniej krajowej. W tym przypadku zupełnie nowe były dla mnie pojęcia „dom trzeźwości” i „towarzysz trzeźwości”.

Nie obejrzałem ani jednego odcinka „Przyjaciół”. Właściwie to żadnego filmu, w którym znaczącą rolę kreował Perry. Znajomi go lubią, więc zakładam, że to był (zmarł w 2023 roku) naprawdę dobry aktor, a jego autobiografię czytałem ze względu na uzależnienie, a nie dorobek aktorski.

Dzieci w domach dysfunkcyjnych (nie muszą to być od razu domy narkomańskie lub pijackie) przybierają pewne typowe postawy, żeby jakoś radzić sobie w niezbyt przyjaznym środowisku. Może to być bohater rodzinny, kozioł ofiarny, maskotka lub zapomniane dziecko. Zaburzenia tego typu (DDA/DDD) często pozostają na resztę życia i mocno je determinują. Perry ewidentnie należał do maskotek, to jest dzieci przymilnych, uroczych, rozładowujących napięcia w domu i nie tylko przez żarty lub wygłupianie się. Dorosłe maskotki nadal zabawiają, rozśmieszają otoczenie, żeby rozładować napięcie, smutek, strach. Im samym zwykle nie jest wesoło, nie potrafią się cieszyć. W swojej książce Perry nadal stara się rozśmieszać, nawet gdy pisze o poważnych sprawach.

Nie umiem zdecydować, czy właściwie lubię ludzi, czy nie.
Ludzie mają potrzeby, kłamią, zdradzają, kradną albo, co gorsza, chcą mówić o sobie. Alkohol był moim najlepszym przyjacielem, bo nigdy o sobie nie gadał. Po prostu był obok, jak niemy pies u nogi, i zerkał na mnie, zawsze gotowy do wyjścia na spacer. Odejmował tak wiele bólu, łącznie z samotnością, którą odczuwałem nie tylko wtedy, gdy byłem sam, ale także wśród ludzi. Dzięki niemu filmy stawały się lepsze, piosenki stawały się lepsze, ja sam stawałem się lepszy. Sprawiał, że czułem się komfortowo tam, gdzie byłem, i nie pragnąłem już znaleźć się gdzie indziej – gdziekolwiek*.

„...kłamią, zdradzają, kradną albo, co gorsza, chcą mówić o sobie” – to właśnie miało być zabawne. I jest, jeśli się taki rodzynek wypatrzy. Na scenie nie byłoby problemu, bo do przekazu dochodzi mowa ciała. Ton głosu i mimika. W tekście bywa trudniej.

Życie alkoholików, to wewnętrzne, duchowe, emocjonalne, jest bardzo podobne, choć jeden będzie menelem żebrzącym pod marketem, a drugi bogatym celebrytą. Alkoholizm jest chorobą psychiczną (umysłową) z charakterystycznym pakietem objawów. Reszta to dekoracje i statyści. Bardzo wyraźnie widoczny u alkoholików jest egoizm i egocentryzm – w książce rzuca się w oczy u aktora wyjątkowo mocno.

Wydawałoby się, że pieniądze ułatwią powrót do zdrowia zamożnym alkoholikom, ale tak się nie dzieje. Matthew Perry, jak twierdzi, wydał siedem milionów na różne terapie, ale efekt tych działań był problematyczny lub żaden.

Mieszkałem wtedy w domu trzeźwości w południowej Kalifornii. Nic w tym dziwnego – pół życia spędziłem w różnych ośrodkach dla uzależnionych i domach trzeźwości. To całkiem dobre rozwiązanie dla dwudziestoczterolatka; gorsze, kiedy masz czterdzieści dwa lata. Ja miałem lat czterdzieści dziewięć i wciąż nie radziłem sobie sam ze sobą.
Na tym etapie wiedziałem o uzależnieniu od alkoholu i narkotyków więcej niż wszyscy trenerzy i duża część lekarzy, których spotykałem w tych ośrodkach. Niestety taka samowiedza nic nie daje. Gdyby droga do trzeźwości wymagała ciężkiej pracy i pogłębionej wiedzy, bestia byłaby dla mnie już tylko złym wspomnieniem. Musiałem zmienić się w zawodowego pacjenta, żeby w ogóle przetrwać. Nie ma co się oszukiwać. W wieku czterdziestu dziewięciu lat wciąż bałem się być sam. Kiedy mój szalony mózg (szalony zresztą tylko w tym obszarze) zostawał sam, zawsze znajdował jakąś wymówkę, żeby zrobić to, co niewyobrażalne: pić i ćpać. Jako że mam za sobą całe dekady życia zniszczone piciem i ćpaniem, przeraża mnie, że mógłbym zrobić to znowu. Nie boję się przemawiać do dwudziestu tysięcy ludzi, ale kiedy wieczorem siadam sam na kanapie przed telewizorem, oblewa mnie zimny pot. Boję się własnego umysłu, własnych myśli; boję się, że mój mózg po raz kolejny każe mi sięgnąć po narkotyki. Wiem doskonale, że mój umysł chce mnie zabić*.

To bardzo ważny cytat, który pokazuje coś niezwykle istotnego: wiedza alkoholika na temat alkoholizmu nie leczy jego alkoholizmu.

Jeszcze jedno ważne zagadnienie – jak to się dzieje, że jedni ludzie nadużywający alkoholu zostają alkoholikami, a inni nie? Od razu informuję, że w tej książce na to pytanie satysfakcjonującej odpowiedzi po prostu nie ma. Nigdzie indziej też nie, ale może kiedyś...

Kilkadziesiąt lat temu w Ameryce można było dzieci wysyłać w daleką nawet podróż samotnie. Dostawały wtedy tabliczkę z napisem: małoletni bez opieki (unaccompanied minor) i była to informacja dla obsługi (samolotu, statku, pociągu), że dzieckiem trzeba się zaopiekować, zadbać o nie szczególnie, bo właśnie podróżuje samo. W ten sposób nawet dalekie trasy przebywały dziesiątki tysięcy dzieci, ale... dla Perry’ego było to przeżycie traumatyczne, które zapamiętał do końca życia. Do końca życia bał się też odrzucenia i czuł się samotny, choć akurat nim opiekowało się i wspierało go wyjątkowo wiele osób. Są po prostu predyspozycje, które jedni mają, a inni nie. Ktoś użył określenia „wrażliwość”, ale to błąd, alkoholicy nie są wrażliwi, są przewrażliwieni na swoim punkcie.

Autobiografia pisana w pierwszej osobie, może nieco chaotycznie, ale zwykle jednak chronologicznie. Całe jego życie to picie, ćpanie, wiele terapii odwykowych, kariera aktorska, a nawet sława, gra w filmach, zrywane związki (najdłuższy trwał sześć lat), samotność i prawie nieustające cierpienie. Smutna lektura. I jeszcze jedno – nie jest to opowieść o sitcomie „Przyjaciele”, ale o tragedii chorego człowieka.



---
* Matthew Perry, „Przyjaciele, kochankowie i ta Wielka Straszna Rzecz”, przekład: Jacek Żuławnik, Paweł Bravo, Anna Klingofer-Szostakowska, Natalia Mętrak-Ruda, Foksal, 2022, e-book.

czwartek, 4 września 2025

Czemu Mooney musiał umrzeć

 „Zdradzeni” –  Sam Giancana, Chuck Giancana

Napisano przynajmniej trzy książki, które – moim zdaniem – powinny odbić się wielkim echem na prawie całym świecie, a już na pewno w Ameryce, które jednak nie wywołały żadnej rewolucji, nawet żadnego szoku. „Oswald: zabójca czy kozioł ofiarny?” Joachima Joestena (o zabójstwie prezydenta Kennedy’ego), „Słyszałem, że malujesz domy” (o zamordowaniu Jimmy’ego Hoffy, przywódcy związku zawodowego Teamsterów, książka i film w Polsce znane pod tytułem „Irlandczyk”) i wreszcie „Zdradzeni” Chucka Giancany, przyrodniego brata Sama Giancany (o przestępczości zorganizowanej i jej związkach z polityką, o zamachu na Kennedy’ego, o śmierci Marilyn Monroe i wielu innych osób). Kiedy te wydarzenia się rozgrywały, były na ustach wszystkich, ale jakoś szybko zostały zapomniane, a wyjaśnienie ich jakby już nikogo nie interesowało. Ten brak zainteresowania wydaje się wręcz nienaturalny. Gdyby jeszcze jakiś poważny historyk i badacz wykazał, że zawarte w nich informacje nie mogą być prawdziwe, to bym zrozumiał, ale o niczym takim mi nie wiadomo... na razie.

We współczesnym świecie, zdemaskowanie bredni autora i/lub wydawcy nie jest jakimś wielkim problemem. Zdemaskowane zostały kłamstwa autora „Miliona małych kawałków”, ujawnione zostało oszustwo wydawcy „Idź, postaw wartownika”, nie stanowi wielkiego wyzwania wskazanie fantazji Siembiedy (ojcem bomby atomowej był Oppenheimer, a nie Stanisław Ulam, jeden z wielu matematyków pracujących w ośrodku badań jądrowych w Los Alamos, a sławetna Księga Szkocka, tworzona w kawiarni Szkockiej przez matematyków z Lwowskiej Szkoły Matematycznej, zawierała zadania, tworzone przez matematyków, czasem też ich rozwiązania, a nie tajne zapiski Ulama o bombie atomowej! [1]).

„Zdradzeni” Chucka Giancany (Sam Giancana występuje jako współautor chyba tylko w celach marketingowych) to biografia rodziny Giancanów, ale głównie Sama, pisana w pierwszej osobie przez Chucka, jego przyrodniego brata. Sam „Momo” Giancana (ksywa „Momo” pochodzi od słowa „Mooney” oznaczającego w slangu „szalony”, bo Giancana był znany z gwałtownych i nieprzewidywalnych zachowań); jeden z ważniejszych szefów mafii chicagowskiej. Jest też w niej mowa o powstawaniu i ewolucji zorganizowanej przestępczości w Chicago, a dalej w całych Stanach i wreszcie w innych krajach. O powiązaniach krwawego Syndykatu z politykami i wpływie gangsterów na wybory prezydenckie w USA. Jest wreszcie o zamachu na prezydenta Kennedy’ego (syna Joe Kennedy’ego, przemytnika bimbru i cukru związanego z mafią), o tajemnicy śmierci Marilyn Monroe (czopek z zabójczą dawką barbituranów – jak twierdzi autor „Zdradzonych”), o życiu i śmierci wielu gangsterów, ale też zwyczajnych ludzi, którzy nie chcieli się podporządkować.

Związki Kennedy’ego z mafią przecinały się w tysiącu punktów. Oprócz milionów, które zarobił na nielegalnym handlu alkoholem, w latach dwudziestych zbił fortunę w Hollywood, korzystając z pomocy ukrytych za kulisami nowojorskich i chicagowskich gangsterów [2].

Książkę, choć typowo biograficzną, czyta się bardzo dobrze, a pakiet archiwalnych fotografii pomaga poczuć ducha czasów i lepiej poznać prezentowane osoby, głównie gangsterów.



---
[1] Mariusz Urbanek, „Genialni. Lwowska szkoła matematyczna”, https://pl.wikipedia.org/wiki/Kawiarnia_Szkocka
[2] Sam Giancana, Chuck Giancana, „Zdradzeni”, przekład Bożena Poręcka, wyd. Ryton, 1992, s. 245.

wtorek, 2 września 2025

Clive i Dirk w roli dydaktyków

 „Świt półksiężyca” – Clive Cussler, Dirk Cussler

Stosunkowo nowa pozycja Clive’a i Dirka Cusslerów, z czerwca 2025. Od kiedy panowie pisać zaczęli we dwóch, jakość tego pisarstwa znacząco spadła, niestety.

„Świt półksiężyca” to powieść przygodowo-sensacyjna przeładowana elementami dydaktycznymi. Przypomina mi przygody Tomka Wilmowskiego Alfreda Szklarskiego, gdzie też – przy okazji przygody – przemycano młodym czytelnikom mnóstwo informacji z najróżniejszych dziedzin wiedzy.

Początek nowej ery – piraci zatapiają rzymską galerę, przewożącą tajemniczy ładunek.
Pierwsza wojna światowa – Na Morzu Północnym eksploduje brytyjski krążownik. Nie trafiła go niemiecka torpeda, jak się to początkowo wydawało, bo wybuch nastąpił od wewnątrz.
Czasy współczesne – Dirk Pitt, szef zespołu Narodowej Agencji Badań Morskich i Podwodnych, odkrywa pod wodą kolejne artefakty, a w tym tajemniczy Manifest, o który cały czas chodziło, i który może zupełnie zmienić oblicze kościoła. Co temuż kościołowi mocno się nie podoba, a żeby do zmian nie dopuścić, gotów jest mordować.

Powieść nie jest zła, ale w porównaniu do pierwszych tomów Cusslera z cyklu „Dirk Pitt”, które pisał jeszcze sam – niestety, znacznie gorsza.