piątek, 22 marca 2019

Dawno, dawno temu, na Rusi...


„Dziewczyna z wieży” – Katherine Arden

Nie czytałem tomu pierwszego cyklu i w związku z tym obawiałem się, czy nie będę miał kłopotów ze zrozumieniem fabuły powieści, ale w trakcie lektury okazało się, że w akcję wchodzi się gładko, bez problemów i wątpliwości, mogę więc zapewnić, że nieznajomość wydarzeń wcześniejszych, nie stanowi jakiejś istotnej przeszkody. Choć na pewno by się przydała. W każdym razie jakoś domyśliłem się, skąd się wzięły np. gadające konie i jaką rolę wcześniej odegrał Morozko (Dziadek Mróz, Father Frost, Морозко, tu akurat demon mrozu).

Do momentu powstania fantasy pisarze powieści historycznych mieli pod górkę, bo zawsze znalazłby się jakiś zły człowiek, który wytknąłby im ewentualne błędy – a to, stroje w tym czasie były nie takie, a to broń w tamtych rejonach była nieco inna, a to potrawy…, a to zwyczaje…, a to… Bez solidnej kwerendy, bardzo solidnej, nie można było się obejść.
Później okazało się, że jeśli na realiach historycznych autor aż tak bardzo się nie zna i zajmować się nimi nie zamierza, to wystarczy dorzucić trochę magii, jakiegoś ducha lub demona, czy innego Dziadka Mroza i już znawcy tematu mogli autorowi skoczyć – to nie była już powieść historyczna, ale… fantasy. Albo fantastyczna baśń. Dokładnie tak to było w przypadku cyklu „Opowieści rodu Otori” (http://lubimyczytac.pl/ksiazka/50183/siec-niebios/opinia/17514262#opinia17514262). Coś podobnego zauważyłem, czytając „Dziewczynę z wieży” – niby to średniowieczna Ruś, niby początki Księstwa Moskiewskiego, ale niezupełnie, bo detale nie bardzo się zgadzają; na przynajmniej jeden z tych niepasujących do określonego czasu elementów (terem, s. 26), zwracała w książce uwagę tłumaczka. Ale ostatecznie to tylko moje luźne skojarzenie. Nie takie motywy musiały kierować Katherine Arden. A poza tym… Czy taki manewr (w razie czego), to jest wprowadzenie elementów fantastycznych do powieści historycznej, jest czymś złym, nagannym? Nie, nie jest – może on jednak zarówno powieści pomóc, jak i zaszkodzić, wszystko zależy od kunsztu autora i tłumacza. W przypadku „Dziewczyny z wieży” wyraźnie pomógł. Bez elementów magiczno-baśniowych byłaby to skromniutka historyjka o niewielkiej wartości i… nie do końca wiadomo, o czym.
 
Główna bohaterka ma na imię Wasia i jest to niewątpliwie zabieg celowy – to szczególne  imię rosyjskie, którego zdrobnienie może dotyczyć zarówno kobiety (Wiesielina, Wasylisa) jak i mężczyzny (Wasilij) – w powieści musi ona często udawać chłopaka. A wiadomo, że kłamać jest nieładnie. Natomiast zadźgać darowanym sztyletem od tyłu bandytę, pilnującego porwanych dziewczynek, to już można bez wyrzutów sumienia.
Wasia ucieka z rodzinnej wsi po śmierci ojca – ktoś taki nie mógł być tolerowany przez rosnące w siłę i butę chrześcijaństwo – w Leśnej Ziemi zaczęto uważać ją za czarownicę; w najlepszym przypadku trafiłaby do klasztoru, zamknięta tam siłą na resztę życia. Na jej szczęście wioskowi uznali, że zginęła i nie szukali zbyt długo.
Wasilisa Pietrowna jest odważna, tego nie można jej odmówić i zdeterminowana, ale wynika to raczej z braku doświadczenia i realnej wiedzy o otaczającym świecie niż z rozsądnego męstwa. Nic w tym dziwnego – jest dzieckiem, dorastającą dziewczyną w tym okresie życia, w którym zmienia się w kobietę. Jej zwiedzanie świata skończyłoby się zgonem po dwóch tygodniach, gdyby nie pomoc Morozki, który wyraźnie coś do niej czuje. I nie on jeden... niestety.

W tym samym czasie okoliczne wsie nękane są przez tajemniczych bandytów – nie pozostawiają po sobie śladów, porywają małe dziewczynki. Wydarzeń tych jest coraz więcej. Do Moskwy przybywa tajemniczy Kasjan Lutowicz, niezależny dotąd bojar, prosić o pomoc w walce z bandytami. Książę Moskiewski, żeby nie zwariować z nudów i nie rozmyślać o wielkiej polityce, wyrusza z drużyną, pokarać bandziorów. Towarzyszy im brat Wasi, mnich-wojownik, przekonany dotąd, że siostra nie żyje.

Rodzeństwo oraz reszta zbrojnych wybiera się ratować Moskwę przed zagrożeniem, z którego nikt wcześniej nie zdawał sobie sprawy. Pewne specjalne talenty Wasi okażą się do tego celu nieocenione, bo też i nie ze zwykłymi w tych czasach zagrożeniami przyjdzie im się mierzyć.
Polityka i wojna to jedno, ale sprawy osobiste, a zwłaszcza rodzinne Wasi, komplikują się coraz bardziej, do czego z pełnym zaangażowaniem przyczynia się ksiądz Konstanty Nikonowicz.

Człowiek boży nie powinien się mścić, lecz… To nie zemsta, myślał Konstanty. Walka ze złem to w oczach Boga dobro. Zresztą, jeśli słowa Kasjana okażą się prawdą, Konstanty może rzeczywiście zostanie biskupem*.

Powieść zbudowana jest na nastrojach, emocjach, wrażeniach, odczuciach. Tylko uważny czytelnik (raczej czytelnik właśnie, a nie czytelniczka) zauważy brak konkretów, takich elementów, które osadzają opowieść w określonym czasie i miejscu. Takich, dzięki którym można sobie wyobrażać, a nie tylko odczuwać. Przykład. Więcej niż połowa akcji dzieje się w lesie, na drogach, na zewnątrz w każdym razie, a las, jak to las, każdy zna. Czasem jednak przenosimy się do wnętrza – chaty, domu bojara, komnaty książęcej, sauny, więc teraz pytanie: jak te pomieszczenia są umeblowane, co stanowi ich wyposażenie (poza piecem)? Podobnie jest zresztą z opisami osób, postaci nie pierwszoplanowych – ogólny zarys, bardzo skromny, obejmujący najbardziej dominującą cechę. To powiedziałbym jest powieści minusem. Plusem za to to, że czyta się ją bardzo szybko, z zaciekawieniem, co też wydarzy się za chwilę, na następnej stronie.

Polecam tym wszystkim, którzy lubią bajki dla dorosłych i dorastających, ale uwaga – w tym przypadku „dla dorosłych” nie oznacza scen lub treści erotycznych.



 
--
* Katherine Arden, „Dziewczyna z wieży”, wyd. Muza, 2019, przekład Katarzyna Bieńkowska, s. 443.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz