środa, 10 kwietnia 2019

Polski Brudny Harry na tropie


„Ekspozycja” – Remigiusz Mróz

Dawno, dawno temu dowiedziałem się, że Amerykanie dziwią się Polakom, że ci rozróżniają fotografię i fotografikę, zamiast po prostu dzielić fotografię na dobrą i złą. Po latach, kiedy naczytałem się współczesnych powieści polskich, wątpliwości wróciły – czy powieści dzielą się po prostu na dobre i złe, czy może jednak jest to odrobinę bardziej skomplikowane i, na przykład, ich twórcy dzielą się na artystów i rzemieślników, na pisarzy i autorów? Oczywiście każdy pisarz jest autorem, ale chyba nie każdy autor jest pisarzem…
Moje rozważania i wątpliwości dotyczą głównie autorów polskich, ale nie dlatego, że uważam ich za znacząco gorszych od całej reszty, ale ze względu na wkład w ostateczny kształt dzieła, tłumacza – w przypadku powieści niepolskojęzycznych. Starsi miłośnicy fantastyki pamiętają zapewne, jak bardzo spieprzyć sprawę może autor przekładu.
Temat ten powrócił do mojej świadomości, wypłynął jakby na jej powierzchnię, gdy czytałem Sumlińskiego – bardzo możliwe, że człowiek ten ma rację, ale pisze bardzo źle, a poza tym… http://kompromitacje.blogspot.com/2016/01/sumlinski-plagiator-patologiczny.html. Ostatecznie i ponad wszelką wątpliwość, Wojciech Sumliński jest autorem, ale – moim niezwykle skromnym zdaniem i tak, jak ja to rozumiem – pisarzem nie jest w najmniejszym nawet stopniu.
Głowacki, Tokarczuk, Dukaj, Myśliwski, Libera – to pisarze. Czy Grochola albo Mróz są pisarzami, czy tylko autorami?

Na krzyżu na szczycie Giewontu ktoś powiesił nagie zwłoki docenta Chilmoniuka, z Uniwersytetu Rzeszowskiego, specjalisty od zwojów znad Morza Martwego (Qumran) i numizmatów z tamtych czasów. W jego gardle komisarz Wiktor Forst znalazł kopię starożytnej monety.
Z tajemniczych powodów (tajemniczych do czasu) Forst zostaje zawieszony, co nie przeszkadza mu prowadzić śledztwa w stylu, wypisz-wymaluj, Brudnego Harry’ego. Namawia do współpracy Olgę Szrebską, dziennikarkę łaknącą zawodowych sukcesów.
Huraganowa akcja non-stop, trupów z monetami w ustach przybywa, okazuje się, że takich zbrodni było mnóstwo, także w odległej przeszłości, dzielna para w tajnej misji przedziera się przez Białoruś do Rosji…

Myślę, ze Remigiusz Mróz miał całkiem dobry pomysł, ale zrealizował go… hm… tak sobie.  Powieść wydaje się nie do końca przemyślana, ale przede wszystkim... niedopracowana. Podam może jeden przykład. Białorusini obiecali udostępnić Forstowi i Szrebskiej swoje akta i zrobili to. Okazało się, że akta białoruskich służb specjalnych są po białorusku. Forst uznał to za niewątpliwy dowód wielkiego spisku. Ups!

Niezła rozrywka, jeśli nie czepiać się detali i traktować ją z przymrużeniem oka. Można przeczytać, ale niekoniecznie trzeba.

A wracając na moment do rozważań z początku tej gawędy, zastanawiam się, kiedy zaszła zmiana, kiedy autorzy i wydawcy odkryli, że można znacząco obniżyć jakość, nie tracąc przy tym za bardzo na liczbie sprzedawanych egzemplarzy? Bo wielu czytelnikom i tak się podoba, i tak są zadowoleni…

2 komentarze:

  1. Nie szkoda Ci czasu na tego autora?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda. Przeczytałem dwie jego książki - jedna stanowiła wygraną w konkursie, druga była prezentem. :-)

      Usuń