sobota, 28 maja 2022

Szczęście jest trudną sztuką

 „Sztuka szczęścia. Poradnik życia” – Dalajlama, Howard Cutler

Jest to zapis wielu rozmów (bo i spotkań było dużo przez całe lata) amerykańskiego psychiatry, Howarda Cutlera, z XIV Dalajlamą (Tenzin Gyatso). Także fragmenty jego wykładów lub innych wystąpień publicznych.
Rozmawia psychiatra z duchowym przywódcą Tybetu, buddyjskim mnichem, Jego Świątobliwością Dalajlamą. Chciałem napisać, że starają się znaleźć lub wypracować jakiś konsensus. Jednak to raczej psychiatra szuka konsensusu, bo Dalajlama stwierdza po prostu, bardzo grzecznie i kulturalnie, że wy (naukowcy Zachodu, amerykańscy psychiatrzy, uczeni itp.) nie macie racji, nie potraficie znaleźć rozwiązania w wielu sytuacjach, bo przyjmujecie błędne założenia.

Obaj zgadzają się, że człowieka może spotkać jakieś traumatyczne albo inne znaczące wydarzenie, które zaważy na całym jego dalszym życiu i to nawet wtedy, kiedy sam zainteresowany zdarzenia tego już nie pamięta lub jego znaczenia sobie nie uświadamia. Błąd, błędne, bo ograniczające założenie psychiatrów – według Dalajlamy – polega na tym, że szukają tego wydarzenia tylko w tym życiu pacjenta, a przecież mogło się ono wydarzyć w którymś z innych jego żyć. Dalajlama stara się wyjaśnić to na przykładzie:

To trochę tak, jakbyś coś zgubił, a następnie założył, że to coś znajduje się w pokoju. W tym momencie ustalasz określone parametry, wykluczając możliwość, że ta rzecz jest gdzieś na zewnątrz lub w innym pokoju. Szukasz więc i szukasz, nie znajdujesz tego przedmiotu, ale wciąż zakładasz, że to coś ukrywa się gdzieś w tym pokoju![1].

Natychmiast zacząłem się zastanawiać, czy rzeczywiście są to sytuacje podobne. Moim zdaniem – zupełnie nie. Choć przyznaję, że przykład Dalajlamy, przy pierwszym czytaniu i na pierwszy rzut oka, wygląda znakomicie, a nawet genialnie.
Dlaczego upieram się, że przedmiot jest w tym właśnie pokoju? Bo jestem przekonany, że w żadnym innym pomieszczeniu nie byłem. Oczywiście mogę się mylić, zrobiłem błędne założenie i ograniczyłem obszar poszukiwań, bo zupełnie zapomniałem, że byłem też w innym pokoju; jakoś całkowicie wyleciało mi to z głowy. Czy takie błędne założenie, że nie byłem w innym pokoju, choć byłem, ma podobną wagę, zbliżony ciężar gatunkowy, jak kompletna niewiara w reinkarnację?
Jak już wspomniałem te sytuacje nie są podobne. Kiedy byłyby podobne? Gdybym dopuścił możliwość, że przedmiot jest w drugim pokoju jednopokojowego mieszkania. Wtedy dopiero, i w obu przypadkach, chodziłoby o wiarę w coś (reinkarnacja, pokój), czego istnienia nie da się udowodnić zmysłami.

Niesamowita książka, bardzo wartościowa. Jej wyjątkowa wartość polega na tym, że jest polemiczna, zaprasza, a nawet prowokuje czytelnika do dyskusji. Jednak najpierw trzeba odkryć własne zdanie na dziesiątki tematów, zająć jakieś stanowisko w tej lub innej kwestii. Oto kilka przykładów.

Dalajlama twierdzi, że celem ludzkiej egzystencji jest poszukiwanie szczęścia. Z tym w pełni bym się zgodził, zaznaczając jednak, że cel życia i sens życia, to nie są dla mnie pojęcia tożsame.

Kolejne przekonanie: osiągnięcie prawdziwego i trwałego szczęścia nie jest łatwe, ale jest możliwe. Moja refleksja – czy „trwałego” oznacza non-stop, 24 godziny na dobę, bez względu na okoliczności?

I dalej. Każdy człowiek jest z gruntu dobry i łagodny. Z tym zgodzić się nie jestem w stanie. Takiemu przekonaniu przeczy znajomość historii i bieżących zdarzeń. Co jeszcze ciekawsze, takie przekonanie (według Cutlera) nie wynika u Dalajlamy z dogmatów religii, ale zbudowane jest na doświadczeniu i realnej ocenie świata i ludzi, ich postaw i zachowań.

Ostatnie. Według Dalajlamy współczucie ma ogromną wartość. Z tym też się nie do końca zgadzam, ale może to wynikać ze znaczenia słów. Moim zdaniem miłosierdzie, czyli współczucie wyrażone w działaniu, ma wielką wartość i znaczenie. Samo tylko współczucie znaczy w sumie niewiele. Na przykład tyle, co powiedzenie ofierze powodzi, że bardzo jej współczuję. Jeśli jednak to swoje współczucie dla niej wyrażę w działaniu, a tym właśnie jest miłosierdzie, pomogę w konkretny, realny sposób odbudować jej życie, to to już jest nieocenione.

Wydaje mi się, że nie sposób przeczytać całą tę książkę, bez takiego lub innego wejścia w relację z przekonaniami Dalajlamy i może trochę też Cutlera. Rozumiem przez to, że poznawanie ich poglądów bez własnego, osobistego zaangażowania, może się nie udać. Mnie właśnie się nie udało, a próbowałem czytać na zasadzie: no, dobrze, on ma tak, ale to tylko ciekawostka, która mnie nijak nie dotyczy i właściwie jest mi obojętna. Bez realnego zaangażowania emocjonalnego i intelektualnego „Sztuka szczęścia” zapewne byłaby dla mnie bezwartościowa.

Nie podobało mi się w tej książce tylko jedno, ale liczę się z tym, że to może ja jestem przesadnie wyczulony na „łasiczą mowę”. Chodzi o stwierdzenia: naukowcy udowodnili, że… badania wykazały, że… itp., jednak bez podania jakichkolwiek konkretów. Więc nie wiadomo, jacy naukowcy, skąd, gdzie, jakie badania, kiedy; nie są podane żadne źródła, na przykład link do wyników określonego eksperymentu lub badania, tytułu publikacji, nic takiego nie ma. Nie oznacza to, że te stwierdzenia na pewno są fałszywe, ale mnie coś takiego irytuje i – moim skromnym zdaniem – obniża wiarygodność przekazu. Może zbyt dobrze pamiętam: radzieccy uczeni dowiedli… albo chińscy mędrcy powiadają…

Pozycja bardzo dobra, zdecydowanie warta poznania, ale tylko przez tych, którzy mają otwartą głowę, czyli na pytanie „czy dopuszczasz możliwość, że jest inaczej, niż ci się wydaje?” odpowiadają twierdząco.





--
[1] Dalajlama, Howard Cutler, „Sztuka szczęścia. Poradnik życia”, przekład Joanna Drabiak, wyd. Rebis, s. 16.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz