„Gladiatorzy. Krew i igrzyska” – M.C. Bishop
W przypadku opracowań popularno-naukowych nauczyłem się sprawdzać, czy autor jest kompetentnym profesjonalistą, czy może laikiem-entuzjastą. Dowiedziałem się, że... M. C. Bishop to niezależny pisarz, wydawca i archeolog. Jest redaktorem naczelnym czasopisma „Journal of Roman Military Equipment Studies”, wykładowcą wizytującym filologii klasycznej na Uniwersytecie St Andrews oraz badaczem afiliowanym w projekcie Endangered Archaeology na Uniwersytecie Oksfordzkim. Autor wielu artykułów i opracowań na temat rzymskiego wyposażenia wojskowego.
Pierwsze wydanie tej książki ukazało się w Polsce w 2018 roku nakładem wydawnictwa RM, jako część serii „Kieszonkowa Historia. Aktualne wydanie, z września 2025 roku, ten sam wydawca proponuje jako część serii „Sekrety historii”.
Łacińskie słowo gladiator wywodzi się od gladius – miecz i oznacza kogoś walczącego mieczem. Dopiero po pewnym czasie zaczęto tak nazywać uczestników pokazowych walk na arenie, choć posługiwali się już bronią różnego rodzaju.
Bishop twierdzi, że walki gladiatorów były początkowo, za czasów wczesnej Republiki Rzymskiej, elementem rytuałów pogrzebowych. Z czasem stały się narzędziem politycznym do manipulowania masami, by wreszcie przekształcić się w czystą rozrywkę w epoce pryncypatu i dominatu Cesarstwa Rzymskiego.
Być może zaskoczeniem będzie informacja, że opis walk gladiatorskich pojawia się już w Iliadzie Homera, gdy relacjonuje on igrzyska pogrzebowe po śmierci Patroklesa. Tuż przed zapaleniem stosu pogrzebowego przyjaciela Achilles ścina głowy dwunastu trojańskim jeńcom. Następnego dnia Trojańczycy biorą udział w szeregu konkurencji sportowych... [1].
Zapewne nie ma to żadnego znaczenia, ale jest to jeden z bardzo niewielu przypadków, gdy – moim niezwykle skromnym zdaniem – autor trochę się zagalopował. Zabijanie jeńców, czy to za pomocą miecza (VIII wiek p.n.e.), czy pistoletu maszynowego marki Schmeisser (rok 1944), nie jest walką gladiatorów. A rozmaite zawody sportowe (igrzyska) odbywały się w Grecji i nie tylko, i wcześniej, i później.
Inna koncepcja wskazuje Etrusków jako pomysłodawców walk gladiatorów. Problem w tym, że wszystkie materiały, na których można by się opierać, powstawały kilkaset lat po wydarzeniach w nich opisywanych.
Najbardziej interesujący wydaje mi się okres panowania dynastii julijsko-klaudyjskiej, to jest szczyt popularności walk gladiatorów. Był to też czas, w którym władcy Rzymu zorientowali się, że igrzyska i pojedynki gladiatorów można wykorzystać do celów politycznych. Zapewnienie motłochowi jedzenia i prymitywnej, brutalnej rozrywki ułatwia kontrolowanie go. Z tych czasów pochodzi powiedzenie poety Juwenalisa „panem et circenses” (chleba i igrzysk), które znają, rozumieją i stosują wszyscy rządzący do dziś.
W pewnym momencie Bishop zadaje pytanie, czy do pospólstwa podziwiającego zmagania gladiatorów, nie jest nam, współczesnym, bliżej, niż gotowi jesteśmy to przyznać?  Autor na to nie odpowiada, ale ja sobie pozwolę – ależ oczywiście, że jesteśmy tacy sami! Wystarczy spojrzeć na tłumy obserwujące, czasem godzinami, miejsca wypadków i katastrof, z tym cudownym dreszczykiem grozy i obrzydzenia.
„Gladiatorzy. Krew i igrzyska” – to zaledwie 190 stron w tym kalendarium, słowniczek, bibliografia. Napisana przystępnym językiem, więc czyta się bardzo szybko. Pozycja niewątpliwie ciekawa, ale jednak nieporywająca.
  ---
[1] M.C. Bishop, „Gladiatorzy. Krew i igrzyska”, przekład Katarzyna Skawran, wyd. RM, s. 19.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz