„Opowieść o miłości i mroku” – Amos Oz
Czym jest duchowość? Co to znaczy – duchowe? Bez sprecyzowania tego pojęcia nie da się sensownie pisać o twórczości Amosa Oza, a o „Opowieści o miłości i mroku” zwłaszcza i szczególnie.
Najprościej rzecz ujmując, duchowe jest wszystko to, co nie jest materialne, czyli po prostu tzw. świat wartości człowieka. Elementami tego świata, które zwykle jako pierwsze przychodzą nam na myśl są: miłość, przyjaźń, dom, rodzina, Bóg, praca, uczciwość, wierność, odpowiedzialność, religia, odwaga, dobro dziecka, humor i pewnie setki innych.
Człowiek jest szczęśliwy, „poukładany”, ma pogodę ducha wtedy, kiedy żyje zgodnie ze swoim światem wartości, a żadna z nich nie jest sprzeczna (w konflikcie) z innymi. Wydaje się to bardzo proste, ale… Każdy człowiek ma, lub przynajmniej może mieć, inny świat wartości. Oczekiwanie, że osoba obok nas, choćby najbliższa, będzie miała dokładnie taki sam „zestaw” wartości, rodzi konflikty, rozczarowania, zawody, żale i urazy.
Całą sprawę, niejako dodatkowo, komplikuje fakt, że dość często nie znamy, nie potrafimy dokładnie rozpoznać własnego świata wartości, albo usilnie staramy się przyjąć za swoje te wartości, które tak naprawdę nie są nasze, ale uważamy, że wypadałoby je mieć. Któż zechce, głośno lub samemu sobie, przyznać się, że właściwie żadne dobro dziecka specjalnie go nie interesuje i właściwie wszystkie te bachory to mogą sobie…? Albo, że miłość i wierność to głupota, bo liczy się przecież tylko dobry seks?
I tak oto droga do szczęścia człowieka jest jednocześnie bardzo prosta i niezwykle trudna…
Wracam teraz do książki Amosa Oza. „Opowieść o miłości i mroku” jest jedną z najlepszych historii o duchowości żydowskiej, jakie kiedykolwiek czytałem. Jestem też przekonany, że – biorąc pod uwagę moje wprowadzenie dotyczące duchowości człowieka w ogóle – jest to całkowicie wystarczająca oraz najzupełniej wyczerpująca recenzja tej książki.
Dodam może jeszcze tylko, że jest to powieść autobiograficzna, opisująca całe pokolenia mniej lub bardziej nieszczęśliwych Ozów. Rzecz dzieje się głównie, choć nie tylko, w Palestynie w czasach tzw. brytyjskiego mandatu, a także nieco później, w czasie powstawania państwa Izrael. Uroku powieści dodaje bardzo realistyczny opis życia w kibucu oraz… niesamowite poczucie humoru autora, będące typowym i nierozłącznym elementem duchowości żydowskiej. Oto zresztą próbka…
„Zarazki były jednym z naszych najczarniejszych koszmarów. Tak samo jak antysemityzm: nigdy nikomu nie zdarzyło się zobaczyć na własne oczy ani antysemity, ani bakterii, ale wszyscy doskonale wiedzieliśmy, że czają się wszędzie i patrzą na nas, choć ich nie widać. Właściwie nie do końca jest prawdą, że żaden z nas nie widział nigdy bakterii. Ja widziałem. Bardzo długo wpatrywałem się skupionym wzrokiem w kawałek żółtego sera, aż nagle dostrzegłem na nim mrowie rojącego się drobiazgu. Podobnie jak grawitacja była wówczas w Jerozolimie znacznie silniejsza niż dziś, tak też zarazki były o wiele większe i mocniejsze. Widziałem je”*.
* Amos Oz „Opowieść o miłości i mroku”, przekład z hebrajskiego Leszek Kwiatkowski, Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza SA 2005, str. 22.
Najprościej rzecz ujmując, duchowe jest wszystko to, co nie jest materialne, czyli po prostu tzw. świat wartości człowieka. Elementami tego świata, które zwykle jako pierwsze przychodzą nam na myśl są: miłość, przyjaźń, dom, rodzina, Bóg, praca, uczciwość, wierność, odpowiedzialność, religia, odwaga, dobro dziecka, humor i pewnie setki innych.
Człowiek jest szczęśliwy, „poukładany”, ma pogodę ducha wtedy, kiedy żyje zgodnie ze swoim światem wartości, a żadna z nich nie jest sprzeczna (w konflikcie) z innymi. Wydaje się to bardzo proste, ale… Każdy człowiek ma, lub przynajmniej może mieć, inny świat wartości. Oczekiwanie, że osoba obok nas, choćby najbliższa, będzie miała dokładnie taki sam „zestaw” wartości, rodzi konflikty, rozczarowania, zawody, żale i urazy.
Całą sprawę, niejako dodatkowo, komplikuje fakt, że dość często nie znamy, nie potrafimy dokładnie rozpoznać własnego świata wartości, albo usilnie staramy się przyjąć za swoje te wartości, które tak naprawdę nie są nasze, ale uważamy, że wypadałoby je mieć. Któż zechce, głośno lub samemu sobie, przyznać się, że właściwie żadne dobro dziecka specjalnie go nie interesuje i właściwie wszystkie te bachory to mogą sobie…? Albo, że miłość i wierność to głupota, bo liczy się przecież tylko dobry seks?
I tak oto droga do szczęścia człowieka jest jednocześnie bardzo prosta i niezwykle trudna…
Wracam teraz do książki Amosa Oza. „Opowieść o miłości i mroku” jest jedną z najlepszych historii o duchowości żydowskiej, jakie kiedykolwiek czytałem. Jestem też przekonany, że – biorąc pod uwagę moje wprowadzenie dotyczące duchowości człowieka w ogóle – jest to całkowicie wystarczająca oraz najzupełniej wyczerpująca recenzja tej książki.
Dodam może jeszcze tylko, że jest to powieść autobiograficzna, opisująca całe pokolenia mniej lub bardziej nieszczęśliwych Ozów. Rzecz dzieje się głównie, choć nie tylko, w Palestynie w czasach tzw. brytyjskiego mandatu, a także nieco później, w czasie powstawania państwa Izrael. Uroku powieści dodaje bardzo realistyczny opis życia w kibucu oraz… niesamowite poczucie humoru autora, będące typowym i nierozłącznym elementem duchowości żydowskiej. Oto zresztą próbka…
„Zarazki były jednym z naszych najczarniejszych koszmarów. Tak samo jak antysemityzm: nigdy nikomu nie zdarzyło się zobaczyć na własne oczy ani antysemity, ani bakterii, ale wszyscy doskonale wiedzieliśmy, że czają się wszędzie i patrzą na nas, choć ich nie widać. Właściwie nie do końca jest prawdą, że żaden z nas nie widział nigdy bakterii. Ja widziałem. Bardzo długo wpatrywałem się skupionym wzrokiem w kawałek żółtego sera, aż nagle dostrzegłem na nim mrowie rojącego się drobiazgu. Podobnie jak grawitacja była wówczas w Jerozolimie znacznie silniejsza niż dziś, tak też zarazki były o wiele większe i mocniejsze. Widziałem je”*.
* Amos Oz „Opowieść o miłości i mroku”, przekład z hebrajskiego Leszek Kwiatkowski, Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza SA 2005, str. 22.