O pisaniu i pisarstwie – rozważania i wspomnienia.
W 1989 roku nie byłem pisarzem. Fakt, że miałem już w tym czasie gotowe pół książki - poradnika na temat fotografowania, oraz całą masę zupełnie niezłych prologów i epilogów (na wypełnienie przestrzeni między nimi jakoś nie starczało mi czasu i cierpliwości), nie zmieniał postaci rzeczy.
W 1989 roku w moim życiu działo się bardzo wiele: zmarła matka, brat wyjechał na stałe za granicę, zmieniałem pracę, rozpoczynałem studiowanie pedagogiki kulturalno-oświatowej, rozwodziłem się...
Wir istotnych w końcu wydarzeń, który przecież powinien wciągać mnie i pochłaniać całkowicie powodował, co może wydawać się paradoksalne, że właściwie ślizgałem się jedynie po powierzchni zdarzeń, odizolowany jakby cieniutką, przezroczystą błoną od rzeczywistości i niezdolny w związku z tym do głębszego w niej zanurzenia. To z kolei wykluczało pisarstwo.
Bo, co to w końcu znaczy - „być pisarzem” - tak naprawdę? Odpowiedź teraz wydaje się prosta, ale czemu poszukiwanie jej zajęło mi tyle lat? W każdym razie chodzi przecież o to, by być obecnym w rzeczywistości, choćby to miało owocować opowiadaniami fantasy; być obecnym w rzeczywistości całym sercem, umysłem i duszą i stale szukać w niej wciąż nowych określeń, wciąż nowych słów i znaczeń na pokazanie tego, co wydaje się oczywiste, zwyczajne, a nawet powszednie i banalne. Chodzi też o to, by być uważnym, bo w rzeczywistości nic nie jest oczywiste, niewiele zwyczajne, a jeszcze mniej powszednie czy banalne...
Kiedy kończyłem czytać dwutysięczną książkę (mniej więcej), stało się coś zupełnie nieprawdopodobnego, choć jednocześnie od dawna oczekiwanego – „zobaczyłem” opisywaną w niej rzeczywistość. Właśnie rzeczywistość, a nie jej autorską interpretację, choć i ta jest ważna... czasem może nawet ważniejsza.
Była to akurat książka Wiecheckiego, a tekst dotyczył pozornie zabawnych wydarzeń w Sądzie Grodzkim z mieszkańcami ulicy Krochmalnej w rolach głównych. Nie sądzę jednak, żeby to właśnie miało jakieś istotne znaczenie, chociaż z drugiej strony... Może w ten sposób rzeczywistość chciała mi pokazać swoją przewrotną i dwoistą naturę? Warto bowiem pamiętać, że słowa także potrafią tworzyć rzeczywistość, albo starej nadawać zupełnie odmienny kształt i sens.
Nie trzeba było wiele czasu, żebym potrafił zobaczyć rzeczywistość także w innych książkach. Okazało się wtedy, że Mann, Kirst, Simonow, Remarque, Steinbeck, Grzesiuk, Hemingway, Herbert i wielu innych, pisząc o rzeczywistości kreują jednocześnie własną. Czy lepszą? Znakomicie pisał o tym Nienacki w „Uwodzicielu”, ale odpowiedzialność pisarza za własne dzieło, to już zupełnie inna historia.
W 1989 roku nie byłem pisarzem. Nie byłem nim też w roku następnym, zajęty spektakularną karierą zawodową, odkrywaniem złożonych zalet koktajlu „Manhattan” i uroków odzyskanej właśnie wolności.
Minęło wiele lat zanim przyjaciel, któremu pokazałem swój kolejny tekst, po przeczytaniu go zawołał: „Tobie zdarzają się rzeczy kuriozalne!”. Pozostało mi tylko się uśmiechnąć. Ja wiem, że opisane zdarzenie było zwyczajnym elementem codzienności, ale teraz i ja najwyraźniej potrafiłem tworzyć rzeczywistość...
Trapi mnie czasem jedna tylko wątpliwość, przecież - jak powszechnie wiadomo - z potrzeby serca piszą grafomani, prawdziwi pisarze tworzą za pieniądze.
W 1989 roku w moim życiu działo się bardzo wiele: zmarła matka, brat wyjechał na stałe za granicę, zmieniałem pracę, rozpoczynałem studiowanie pedagogiki kulturalno-oświatowej, rozwodziłem się...
Wir istotnych w końcu wydarzeń, który przecież powinien wciągać mnie i pochłaniać całkowicie powodował, co może wydawać się paradoksalne, że właściwie ślizgałem się jedynie po powierzchni zdarzeń, odizolowany jakby cieniutką, przezroczystą błoną od rzeczywistości i niezdolny w związku z tym do głębszego w niej zanurzenia. To z kolei wykluczało pisarstwo.
Bo, co to w końcu znaczy - „być pisarzem” - tak naprawdę? Odpowiedź teraz wydaje się prosta, ale czemu poszukiwanie jej zajęło mi tyle lat? W każdym razie chodzi przecież o to, by być obecnym w rzeczywistości, choćby to miało owocować opowiadaniami fantasy; być obecnym w rzeczywistości całym sercem, umysłem i duszą i stale szukać w niej wciąż nowych określeń, wciąż nowych słów i znaczeń na pokazanie tego, co wydaje się oczywiste, zwyczajne, a nawet powszednie i banalne. Chodzi też o to, by być uważnym, bo w rzeczywistości nic nie jest oczywiste, niewiele zwyczajne, a jeszcze mniej powszednie czy banalne...
Kiedy kończyłem czytać dwutysięczną książkę (mniej więcej), stało się coś zupełnie nieprawdopodobnego, choć jednocześnie od dawna oczekiwanego – „zobaczyłem” opisywaną w niej rzeczywistość. Właśnie rzeczywistość, a nie jej autorską interpretację, choć i ta jest ważna... czasem może nawet ważniejsza.
Była to akurat książka Wiecheckiego, a tekst dotyczył pozornie zabawnych wydarzeń w Sądzie Grodzkim z mieszkańcami ulicy Krochmalnej w rolach głównych. Nie sądzę jednak, żeby to właśnie miało jakieś istotne znaczenie, chociaż z drugiej strony... Może w ten sposób rzeczywistość chciała mi pokazać swoją przewrotną i dwoistą naturę? Warto bowiem pamiętać, że słowa także potrafią tworzyć rzeczywistość, albo starej nadawać zupełnie odmienny kształt i sens.
Nie trzeba było wiele czasu, żebym potrafił zobaczyć rzeczywistość także w innych książkach. Okazało się wtedy, że Mann, Kirst, Simonow, Remarque, Steinbeck, Grzesiuk, Hemingway, Herbert i wielu innych, pisząc o rzeczywistości kreują jednocześnie własną. Czy lepszą? Znakomicie pisał o tym Nienacki w „Uwodzicielu”, ale odpowiedzialność pisarza za własne dzieło, to już zupełnie inna historia.
W 1989 roku nie byłem pisarzem. Nie byłem nim też w roku następnym, zajęty spektakularną karierą zawodową, odkrywaniem złożonych zalet koktajlu „Manhattan” i uroków odzyskanej właśnie wolności.
Minęło wiele lat zanim przyjaciel, któremu pokazałem swój kolejny tekst, po przeczytaniu go zawołał: „Tobie zdarzają się rzeczy kuriozalne!”. Pozostało mi tylko się uśmiechnąć. Ja wiem, że opisane zdarzenie było zwyczajnym elementem codzienności, ale teraz i ja najwyraźniej potrafiłem tworzyć rzeczywistość...
Trapi mnie czasem jedna tylko wątpliwość, przecież - jak powszechnie wiadomo - z potrzeby serca piszą grafomani, prawdziwi pisarze tworzą za pieniądze.