wtorek, 15 lutego 2011

Inteligent w Wietnamie

„Gry wojenne” – James Park Sloan

Młody człowiek, zdeklarowany pacyfista, zaciąga się do wojska. Właściwie nie wiadomo, czemu. Mógłby spędzić służbę z dala od jakichkolwiek niebezpieczeństw, ale upiera się i mocno stara, by trafić do Wietnamu. Właściwie nie bardzo wiadomo, czemu. W Sajgonie mógłby pełnić spokojną służbę przy sztabie, ale upiera się i mocno stara, by trafić do jednostki liniowej i na pole walki. Właściwie zupełnie nie wiadomo, czemu.

Pewnego razu, oddelegowany na kilka godzin jako obserwator do oddziału wietnamskiego walczącego z Wietkongiem, zabija wszystkich żołnierzy z tego „swojego” oddziału, a także jakichś cywili, w tym starą kobietę. Właściwie kompletnie nie wiadomo, czemu. Dostaje za to jakiś medal.

W międzyczasie ma romans z Wietnamką, przechodzi anginę, którą początkowo brał za syfilis, użera się ze złośliwym i głupim przełożonym, ale głównie i przede wszystkim drwi z wojska i żołnierzy.

Te drwiny, kpiny, cynizm, złośliwości i ironia na dłuższą metę nieco męczą i nużą. Ileż można czytać o durnym wojsku, które do końca życia będzie musiało dbać o zęby żołnierza?

Być może w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku pozycja ta wydawała się ciekawa, a nawet pasjonująca, ale obecnie… Myślę, że spokojnie można ją sobie darować.