wtorek, 3 listopada 2015

O roli przypadków w życiu


„Zachowaj spokój” – Harlan Coben 

Jest to historia chronologicznie następna po „W głębi lasu”. Prokurator Paul Copeland się żeni, świeżo awansowana Loren Muse użera się z aroganckim weteranem i wykazuje jego nieudolność, w biurze prokuratora okręgowego znalazło się też miejsce pracy dla zgwałconej prostytutki, jednak w tej opowieści odgrywają oni role mniej ważne, a nawet zupełnie drugoplanowe. 

Książka zaczyna się niezbyt dobrze – Nash, który raz zakłada wąsy, a raz je zdejmuje, wraz z Pietrą morduje w okrutny sposób dwie kobiety, Tia Baye z mężem Mike'iem śledzą, a następnie poszukują 16-letniego syna Adama, Spencer popełnia samobójstwo na dachu szkoły, córce Novaka wyrósł wąsik, młody chłopiec czeka na przeszczep nerki, a jego matka nie wie, jak powiedzieć mężowi, że to nie on jest ojcem i nie może być dawcą, nauczyciel popełnia błąd i dzieciaki drwią z koleżanki… Jest tego po prostu za dużo.
Znając pisarstwo Cobena domyślałem się od początku, że wszystkie te wątki w pewnym momencie zaczną się ze sobą łączyć i splatać, i tak się dzieje, ale ich początkowy natłok odrobinę zniechęca.
 
O ile w „W głębi lasu” motywem przewodnim była prawda, to w „Zachowaj spokój” wydaje się być nim przypadek. Tak, przypadek i jego zdolność do kreowania niesamowicie pokomplikowanych zdarzeń, w które uwikłanych zostaje mnóstwo osób.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz